„Potrzebujemy siebie nawzajem, wzajemnego zaufania i prostego rytmu dnia, gdzie każda pora ma swój smak i charakter. Potrzebujemy bardzo prostego, wspólnie spożytego posiłku i prostej modlitwy – im prostsza, tym lepsza” – mówi „Malina”.Ks. Mirosław „Malina” Maliński, duszpasterz akademicki z Wrocławia, testuje na sobie to, co usłyszał od ks. Krzysztofa Grzywocza – kapłana diecezji opolskiej, nazywanego „artystą duchowości”, który 3 lata temu zaginął w Alpach. Jego nauczanie jednak wciąż owocuje w wielu ludziach.
Małgorzata Cichoń: „Odmrażamy” się po narodowej kwarantannie, prowadzi ksiądz rekolekcje w Piwnicznej. Jak smakuje powrót do normalności?
Ks. Mirosław Maliński: Koronawirus powiedział: „Sprawdzam”. Bezdusznie, ale jednak oczekiwał pełnej prawdy i obnażał ją. To dobra strona tego, co się działo: pokazanie prawdziwej kondycji Kościoła oraz społeczeństwa. Na jaw wyszły nasze obawy, lęki, słabości… Och, jak bardzo potrzebujemy akceptacji faktu, że nie zawsze będziemy wiedzieć, jak się zachować. Czy dajemy sobie prawo do błędu? Spotykamy się przecież z taką sytuacją i jej skalą pierwszy raz…
To „sprawdzam” było bolesne?
Nieraz bolesne, ale zarazem potrzebne i pozytywne. Sam dużo dowiedziałem się o sobie, swoich reakcjach, oczekiwaniach wobec innych ludzi, mojej idealizacji ich.
Odczuł ksiądz brak więzi?
Tego akurat nie. Na co dzień mieszkam ze studentami, stanęliśmy więc przed decyzją, czy zostajemy razem i będziemy we Wrocławiu także podczas Wielkanocy, jeśli tego będzie wymagać okoliczność, czy natychmiast rozjeżdżamy się do domów. Nie bez trudu, ale chłopacy wybrali ten pierwszy wariant. Choć z tą ekipą mieszkałem już pół roku, to narodowa kwarantanna była czasem nowego uczenia się siebie i… rozwoju.
Dla wielu wiązała się z izolacją, obawą o życie. Zaczęliśmy znów zadawać pytania o to, co najważniejsze i szukać mistrzów duchowości?
Tendencje są różne, ludzie przeżywali to rozmaicie. Z perspektywy małego świata, w którym żyłem, mogę powiedzieć, że faktycznie nastąpiło pogłębienie. A zarazem otwarcie: moje bezpośrednie grono zawęziło się, ale studenci zorganizowali możliwość interaktywnego przekazu internetowego, więc nasze modlitwy były transmitowane. Udały się też zdalne rekolekcje dla małżeństw. Uczestniczyło aż 60 par!
Czytaj także:
Ks. „Malina” Maliński: Nie musi się nic zdarzyć, żebyś był szczęśliwy. Ale musisz wyjść z siebie
Dość zajętemu na co dzień „Malinie” kwarantanna dała czas, by przysiąść do redakcji książki „Jak smakować życie” – zapisu wrocławskich rekolekcji ks. Krzysztofa Grzywocza. Nie ukrywa ksiądz, że słuchając tych treści „na żywo”, nie docenił ich…
Wówczas były jakoś obok mnie…
Ale do czasu!
Po zaginięciu Krzysia w Alpach ktoś przysłał mi nagrania rekolekcji z sugestią, że może warto przygotować audiobook. Mruknąłem, że to chyba nie było coś nadzwyczajnego. Przesłuchawszy ten materiał, dostrzegłem jego ogromną wartość. Przeżywaliśmy właśnie czas „prosperity”: wszystko się udawało, bezrobocie prawie żadne, świat stawał otworem, materialnie sobie radziliśmy. A mnie najbardziej zachwyciły treści o tym, jak uprościć życie.
Jak uprościć życie
Słuchać i zachwycić się – to jedno, włączyć te nauki w modlitwę (jak często zachęcał ks. Krzysztof), a potem wcielać je w życie – to już sztuka! Ksiądz zaczął testować na własnym organizmie. Zaczęło się od porządków?
Podobnie jak ks. Krzysztof jestem przekonany, że to, co dokonuje się w nas w procesie, ma większą wartość od tego, co nagłe. I faktycznie we mnie ewoluowało. Miałem pokój zagracony, ciemny, wszystkiego nawalone po trochu bez składu i ładu, choć byłem do tych rzeczy przywiązany. Okazało się, że można to miejsce szalenie uprościć, rozjaśnić, pozbyć się tego, co zbędne, a zostawić, co istotne. Tę zbawczą zmianę zweryfikowała kwarantanna. Bo tam po prostu da się teraz żyć!
Zrobiło się też miejsce dla ludzi?
Wcześniej mój pokój był tak wypełniony, że już nie było przestrzeni dla nikogo. Tak samo może być w sercu. Pytam studentów w Piwnicznej, co odkryli, gdy idą w góry i część dnia spędzają „sam na sam z samym sobą”. Mówią: „Gdy schodzę do swego serca, widzę pustkę i ciemność”. To szalenie piękne odkrycie. Bo to znaczy, że jest miejsce dla kogoś innego.
Ks. Grzywocz zachęcał, by czytać, co kryje się za naszymi uczuciami. A redaktor książki zdradził w jej wstępie własne lęki…
Miałem przyjaciela, misjonarza w Senegalu, który od lat delikatnie ponawiał zaproszenie: „Chciałbym, żebyś do mnie przyjechał”. Bałem się chorób, gorąca, islamu, obcości, wielogodzinnej podróży samolotem i nieznajomości języków afrykańskich. Pewnego dnia przyznałem się do tych lęków. Postanowiłem, że jadę, i tak zaczęła się przygoda. Okazuje się, że szukanie sensu życia to nie stagnacja i stabilność, lecz bycie w drodze. Chrystus do każdego proroka mówi: „Idź!”.
Czy efekt procesu upraszczania życia utrzymuje się?
Wciąż odkrywam łagodne zaufanie, że życie ma swą mądrość, bo jest przy nas obecny Bóg. Opowiem o sytuacji z ostatnich dni. Jechałem do Barda Śląskiego na weekend rekolekcji dla narzeczonych. Nagle jakaś kobieta wyjeżdża samochodem spod sklepu wprost pod moje koła. Nic się nikomu nie stało, tylko drobne obtłuczenia, ale za 3 godziny mam zacząć rekolekcje, a tu samochód do kasacji. Byłem zaskoczony, że tak mnóstwo ludzi zatrzymało się i od razu przyszło z pomocą. Wszystko „samo” toczyło się i układało. Samochód na lawecie jechał sobie dalej, a ja rozpocząłem rekolekcje z 15-minutowym opóźnieniem.
Zaufać ludziom i… życiu
Co z tego wynika?
Po pierwsze, by mieć zaufanie do życia, które jest mocniejsze niż śmierć, silniejsze niż stagnacja. Po drugie: mieć zaufanie do ludzi. Owszem, było trochę zmartwienia, bo technicznie bardzo potrzebowałem samochodu – w Piwnicznej robimy nim wszystkie zakupy, a nie miałbym śmiałości, żeby jeździć po górskiej, wyboistej drodze cudzym autem. A zatem po weekendzie dla par został mi jeden dzień, by kupić nowy pojazd. Zjawił się mąż mojej siostrzenicy, który bardzo mi w tym pomógł.
W publikacji, o której mówimy, jest zapis rozmowy ks. Krzysztofa z panią Janiną. Podsumowując dobre życie, ta starsza kobieta żałuje jedynie tego, że za bardzo martwiła się o wszystko i nie zauważała wielu pięknych poranków…
A więc mój przykład to sytuacja „post-janinowa”. Co z tego, że będę się zamartwiał z powodu rozbitego auta? Życie toczy się dalej. Nie tylko ja organizuję rekolekcje w Piwnicznej, więc nie wszystko jest na mojej głowie. Oddaję siebie do dyspozycji, ale musi być współpraca, jak w Kanie Galilejskiej. „Zrobię wszystko, co powiesz, ale to Ty powiedz, co mam robić”. I usłyszałem: „Poszukaj samochodu”. Dookoła przekonywali, że tego nie da się zrobić w jeden dzień. Tymczasem wóz już na nas czekał. Musieliśmy trochę pojeździć po Śląsku, pobłądzić ślepymi uliczkami, no ale „Kto szuka – znajduje”. Błądzenie wpisane jest w naturę poszukiwań.
„Mamy tylko to, co oddaliśmy, co włączyliśmy w dialog z drugim człowiekiem” – postanowił ksiądz zrealizować i tę myśl autora. Redakcja książki jest odważna. O to chodziło?
Wcześniej czytałem spisywane rekolekcje Krzysia i trochę mu marudziłem, by pilniej zajął się opracowaniem tekstów. On uważał, że do niego należy przede wszystkim głoszenie. Zawodowi redaktorzy nie znali Krzysia i obawiali się, czy on by zaakceptował tak odważną ingerencję, o jaką mi chodziło. W końcu siadłem i sam to zrobiłem. Mówią, że książkę czyta się tak, jakby słuchało się jej autora…
Ks. Grzywocz zbudował rekolekcje wokół myśli św. Pawła: „Chrystus swoim ubóstwem nas ubogacił”. Odsłania nam Jezusa, Jego zdolność przyjmowania i ofiarowania miłości, ufność w relacji do człowieka.
Krzysiu bardzo lubi paradoksy, uważa, że chrześcijaństwo to umiejętność ich integrowania. Dla niego ważna była też wzajemność – nie tylko: „Jezu, ufam Tobie”, ale i podkreślanie, że Bóg ma zaufanie do mnie. Prawdziwe zaufanie jest obopólne, wzajemnie – tak jak miłość. Trudno byłoby je budować tylko w jedną stronę.
Czytaj także:
Ks. Mirosław “Malina” Maliński: warto wejść na drogę dyskomfortu [wywiad]
Autor omawianej książki wyznaje: „utrzymanie rzeczy drugorzędnych pożera dużo czasu, nieustannie trzeba zrobić to i jeszcze tamto. Po co? Lubię pozostawić ten czas na smakowanie rzeczy istotnych w prostej formie”.
Tu, w Piwnicznej, żyjemy u naszych przyjaciół w niezwykle skromnych warunkach. Na początku uczestnicy rekolekcji przeżywają zdziwienie, ale z czasem odkrywają, że w zasadzie do życia potrzeba niewiele. Potrzebujemy siebie nawzajem, wzajemnego zaufania i prostego rytmu dnia, gdzie każda pora ma swój smak i charakter. Potrzebujemy bardzo prostego, wspólnie spożytego posiłku i prostej modlitwy – im prostsza, tym lepsza. Potrzebujemy pięknego krajobrazu, świeżego powietrza…
Czemu więc niepotrzebnie komplikujemy sobie życie?
Bo ta komplikacja jest nam do czegoś potrzebna. Krzysiu nazywał to „komplikacją w celu uzyskania pozorów głębi”.
Co zatem robić, by „nie połykać chwil”, lecz naprawdę je smakować?
Przede wszystkim przestać się spieszyć. Zaufać, że nie wszystko musimy zrobić. Żyjemy w świecie, w którym jest ogromnie wiele możliwości. Ich nadmiar szalenie męczy, bo czujemy się, jakbyśmy nieustannie coś tracili. Przychodzi chłopak, który ma nową dziewczynę: „No to przeszczęśliwy jesteś chyba?” – pytam. A on na to, że nie do końca, bo wybierając jedną, musiał tyle innych zostawić… Okazuje się, że nawet dobrze dokonany wybór może być odczuwany jako strata. To pułapka, kiedy centralną sprawą staje się to, czego nie ma. Żyjmy tym, co jest. I nie czujmy się winni, ciesząc się życiem!
Aleteia jest patronem medialnym książki ks. Krzysztofa Grzywocza „Jak smakować życie”.
Czytaj także:
Przepis na szczęśliwe życie według ks. Grzywocza