Na scenie muzycznej Kamil Bednarek obecny jest od czternastu lat. Przez ten czas wydał kilka albumów muzycznych, które z miejsca stały się bestsellerami. Zagrał kilkaset koncertów, zyskał rzesze fanów. Rozmawiamy z nim m.in. o singlu „Bądź przy mnie”, wierze i Janie Pawle II.
Katarzyna Szkarpetowska: Panie Kamilu, materia czy duch? Mieć czy być?
Kamil Bednarek: Zdecydowanie duch i zdecydowanie być. Kiedy kierujemy się tymi kategoriami, łatwiej nam poczuć szczęście w życiu.
A jakie jest pana życie?
Na pewno barwne (uśmiech). Kiedy pomyślę, jak wiele dobrego wydarzyło się przez ostatnie dwanaście lat – ilu wspaniałych ludzi spotkałem, jak wiele przeżyłem: czteroletnia przygoda z zespołem Star Guard Muffin, udział w telewizyjnym show „Mam talent”, w programie „Bitwa na głosy” z rozśpiewaną drużyną z Brzegu, niezliczone podróże, płyty, setki koncertów – to bez wahania mogę powiedzieć, że moje życie jest zwariowane, a przez to piękne.
Kamil Bednarek: Tworzę z potrzeby serca
Na ile teksty, które pan pisze, są autobiograficzne? W jakim stopniu opowiadają o panu?
Muzyka jest dla mnie jednym z piękniejszych sposobów wyrażania siebie. Tak naprawdę wszystkie utwory, które napisałem, mają związek z tym, czego doświadczyłem, co odkryłem, co mnie jakoś poruszyło, zainspirowało...
Singiel „Bądź przy mnie” skradł serca fanów.W komentarzach piszą, że słowa piosenki dają im wytchnienie: „Dzięki, Kamil. Jestem siostrą zakonną, ale słuchając Cię, karmię się Nadzieją”, „Twoja muzyka bardzo mi pomaga”, „Słucham codziennie przed snem, ukojenie dla duszy”.
Nie spodziewałem się, że ta piosenka spotka się z tak serdecznym przyjęciem. Oczywiście, bardzo mnie to cieszy, bo tworzę z potrzeby serca, ale tworzę dla ludzi. „Bądź przy mnie” to bardzo intymny, osobisty utwór. Gdy nad nim pracowałem, byłem mocno skupiony na wewnętrznych przeżyciach. Czasami niedokończone utwory chowam do szuflady i wracam do nich w odpowiednim momencie. Tak też było w tym przypadku. Refren do „Bądź przy mnie” napisałem cztery lata temu. Pozostały tekst dopisałem niedawno, przed samą pandemią.
O Janie Pawle II
„Bądź przy mnie” wykonał pan m.in. podczas koncertu z okazji setnej rocznicy urodzin Jana Pawła II. Papież Polak jest panu bliski?
Tak, w moim sercu zachowało się wiele pięknych, przywołujących wzruszenie wspomnień związanych z papieżem – są to głównie wspomnienia z dzieciństwa. Do dziś na przykład mam w pamięci obraz mojej ukochanej babci, dziś już świętej pamięci, która oglądała w telewizji msze odprawiane przez Ojca Świętego Jana Pawła II, gdy ten przyjeżdżał do Polski. Obrazy, słowa, gesty… – to wszystko się we mnie zapisało.
Śpiewa pan: „Mam dość tych, którzy mówią mi, kim mam być...”. Kim, tak w środku, czuje się Kamil Bednarek?
Bycie osobą publiczną wiąże się z dużą presją, z odpowiedzialnością za słowa, czyny. To nieustanne bycie na świeczniku, podleganie ludzkim ocenom, opiniom, wartościowaniu... Wiele razy bywało tak, że ktoś próbował ingerować w moje życie, narzucał mi swój punkt widzenia, poglądy… Nie godzę się na to. Wyznaję zasadę, że jeśli ktoś ma mnie definiować, to tylko ja.
Czy ma pan wewnętrzną zgodę na siebie?
Myślę, że tak. Trzymam sztamę z moim wnętrzem.
Zawsze w życiu czuł się pan ze sobą dobrze?
Nie zawsze. Było kilka takich momentów, gdy nie posłuchałem głosu serca i poszedłem na łatwiznę, na tak zwane skróty, ale to była dla mnie lekcja, by więcej tego nie robić. Myślę też, że na tym właśnie polega rozwój – nie rozumiemy pewnych sytuacji, popełniamy błędy, ale one nas w jakiś sposób kształtują. Wyciągamy wnioski i idziemy dalej – bogatsi o zdobyte doświadczenie.
Loading
Kamil Bednarek: Czuję się wolnym artystą
Co zrobić, żeby nie dać się wciągnąć nocy życia?
Uważam, że bardzo ważne jest to, aby nie katować się destrukcyjnymi, negatywnymi myślami – te są jak ciemne chmury, potrafią zmęczyć, odebrać wszelką radość, energię do działania. W każdej sytuacji, nawet tej najtrudniejszej, warto pozwolić sobie na odrobinę luzu, dystansu. Na nieprzejmowanie się, bo bardzo często jest tak, że coś, co nas trapi, co wydaje się trudne, nie do rozwiązania, nagle okazuje się proste, rozwiązywalne, do pokonania.
Ceni pan sobie wolność?
Jasne, że tak. Dla nas, artystów, wolność – przede wszystkim wolność słowa – jest niesłychanie ważna. Ja czuję się wolnym artystą.
Bliskość z naturą uspokaja
Jedni twierdzą, że bycie artystą to praca jak każda, inni traktują ten zawód jak pewnego rodzaju powołanie, uważają, że mają misję do spełnienia. Co pan sądzi na ten temat?
Myślę, że to bardzo indywidualne. Znam naprawdę wielu artystów, którzy – poprzez to, co robią – chcą zmieniać świat. Muzyka jest wspaniałym drogowskazem, dlatego dla mnie osobiście bycie artystą to misja. Ja na przykład bardzo mocno utożsamiam się z moimi fanami. Muzyka nas łączy. Koncert, w moim odczuciu, to nie tylko wydarzenie muzyczne, impreza o charakterze kulturalnym, ale przede wszystkim spotkanie.
Ogrom pracy, życie w trasie, na walizkach… Jak, będąc w ciągłym biegu, udaje się panu utrzymać work-life balance?
Często odwiedzam rodzinny dom. Wsparcie bliskich, na których mogę liczyć w każdych okolicznościach, ich obecność, słowa otuchy są tym, co sprawia, że ładuję wewnętrzne akumulatory. Mam też, poza rodzinnym domem, kilka innych miejsc, w których lubię przebywać i gdzie się wyciszam. Tym, co mnie uspokaja, jest bliskość z naturą. Stres na dobre zagościł dziś w naszym życiu, podobnie pośpiech. Wszyscy mamy dużo pracy, ciągle coś załatwiamy, gdzieś biegniemy… Na dłuższą metę to naprawdę jest męczące. Nie ukrywam, że zdarza mi się tęsknić za dzieciństwem. Za tym czasem w życiu, kiedy wiedziało się trochę mniej o świecie, ale wyobraźnia, to wszystko, co nas otaczało, było bardziej kolorowe i beztroskie.