Po co właściwie Maria Magdalena poszła do grobu Jezusa? Spotkanie z tą, którą tradycja nazwie później „apostołką apostołów” musiało być szokiem dla Jana i Piotra.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Pierwszego dnia tygodnia
Było jeszcze ciemno. Ranek ledwo świtał. Poszła do grobu Jezusa. Po co? Nic przecież sama nie mogła zdziałać. Nawet gdyby zamierzała dokończyć obrzędów pośpiesznie przerwanego – z powodu szabatu – pogrzebu Jezusa.
Jak odsunąć kamień zasłaniający wejście do grobowej pieczary? Chyba o tym nie pomyślała. A może chciała tam po prostu być? Czuwać, wspominać, płakać… Wstający właśnie dzień nie będzie jednak dla niej czasem żałoby.
Pobiegli
Ewangelia Jana, która opisuje wydarzenia tamtego poranka, ukazuje Marię Magdalenę biegnącą od grobu do Szymona Piotra i do – to specyficzne określenie czwartej ewangelii – „ucznia, którego Jezus kochał”.
Chodzi z pewnością o apostoła Jana, który jednak sam opisując te wydarzenia, używa takiej właśnie formy. Jakby zapraszał uczniów i uczennice Jezusa – późniejszych słuchaczy i czytelników ewangelii – do szczególnego utożsamienia się z tą historią. Do wejścia w jej tajemnicę.
Spotkanie z tą, którą tradycja nazwie później „apostołką apostołów” musiało być szokiem dla uczniów. „Biegli obydwaj razem” – relacjonuje Jan, jeden z nich, podkreślając, że sam (w końcu dużo młodszy) przybył pierwszy do grobowca.
Atmosferę tego niezwykłego wydarzenia genialnie uchwycił Eugène Burnand w swoim obrazie „Uczniowie Piotr i Jan biegnący do grobu w poranek Zmartwychwstania”. Twarze tych dwóch mówią więcej niż najbardziej przejmujące nawet opisy…
Płótna
Ewangelista opisał ze szczegółami to, co zastali w grobie. Gdy już weszli do wnętrza pieczary (Jan z szacunkiem poczekał na Piotra i przepuścił go pierwszego), dostrzegli leżące na półce skalnej pogrzebowe całuny.
„Płótna leżące oraz chustę, która była na głowie Jego, leżącą nie razem z płótnami, ale osobno zwiniętą w jednym miejscu” – te detale musiały zrobić na nich ogromne wrażenie. Jan napisze potem o sobie: „zobaczył i uwierzył”. Wygląd płócien mówił wiele.
Powstał z martwych
Gdyby ktokolwiek chciał wykraść ciało Jezusa, ostatnią rzeczą, którą by robił, byłoby odwijanie w grobie zwłok z płócien, w które były spowite. O ile byłoby to w ogóle możliwe, biorąc pod uwagę stan poranionego ciała, do którego całuny musiały przez ten czas przylgnąć, zespajając się z nim w jedno.
Leżące w grobie płótna wyglądały tak, jakby zawinięte w nie ciało po prostu… zniknęło. Opadły na skałę grobu, puste, nic już w sobie nie kryjąc. Zrozumieli, że On zmartwychwstał.
Czytaj także:
Dlaczego Jezus po zmartwychwstaniu złożył chustę, która okrywała Jego twarz w grobie?
Czytaj także:
Przeżyłam Triduum Paschalne w Ziemi Świętej. „To naprawdę wielka łaska” [ZDJĘCIA]
Czytaj także:
Paweł Kozacki OP: cała duchowość chrześcijańska jest paschalna. Czym tak naprawdę jest Pascha?