Zdzisława Kilarska-Kośmider krzyczy w szpitalu z bezsilności: „pokażcie mi moje dziecko!”. Boi się, że jak już je zobaczy, nie będzie w stanie go pokochać. A potem staje nad łóżeczkiem, patrzy w oczy małej Kasi i wszystko staje się jasne. „Świat takiej miłości, jak ta nasza, nie widział” – mówi.Ciążę prowadzą lekarze z prywatnej kliniki. Zdzisława przechodzi badania prenatalne i robi wszystko, by jak najlepiej przygotować się do porodu. Ma świadomość, że dziecko rozwija się prawidłowo, a przy tym ufa specjalistom. Kasia była długo wyczekiwana, dlatego razem z mężem cieszą się, że już niedługo ją zobaczą. Jeszcze nie wiedzą, że wkrótce zmierzą się z czymś, co trudno pojąć.
Jest rok 2014, październik. Małżonkowie jadą do szpitala do Sosnowca – tam na świat ma przyjść ich aniołek. Zdzisława dobrze się czuje, nawet żartuje z mężem. Wcześniej przeprowadzone badania nie wykazały żadnych nieprawidłowości, dlatego nie ma się czego bać. Lekarze przygotowują kobietę do cesarskiego cięcia. O tym, że córka jest chora, Zdzisława dowiaduje się przy porodzie.
– Nikt nie wiedział co jej jest. Córeczka była cała sina. Myślałam, że dziecko dostało porażenia mózgowego. Personel medyczny nie chciał mi dziecka pokazać – wspomina.
To nie był zły sen
Zdzisława krzyczy z bólu i niepewności: „chcę w końcu zobaczyć swoje dziecko!”. Lekarze podają jej leki uspokajające, aż zaśnie. Jest przekonana, że to wszystko jest tylko jak zły sen, z którego niedługo się wybudzi. Gdy tabletki przestają działać, pielęgniarka pokazuje jej nóżki dziecka.
– Powiedzieli mi, że córka ma problem z nóżkami, rączkami i musi być w inkubatorze szpitalnym w Katowicach – opowiada.
Zdzisława zostaje w Sosnowcu. Jej mąż jeździ nieustannie między placówkami, by być z żoną, ale i z córeczką. Cały czas płacze.
Nie pokocham swojej córki?
– Bałam się, że przez kilka dni nie widziałam swojej córki, nie mogłam jej przytulić. Zastanawiałam się, czy ją w ogóle pokocham. Powiedziałam nawet mężowi, że Kasi nie poznam – mówi ze łzami w oczach.
Wypisuje się ze szpitala po czterech dniach na własne życzenie. Razem z mężem jadą do Katowic. Zdzisława wciąż powtarzała, że nie pozna córki. W jej głowie kłębią się różne myśli. Także i takie, by oddać noworodka do adopcji.
Mamusiu, nie zostawiaj mnie
Zdzisława boi się, że nie będzie w stanie pokochać Kasi. Przez chwilę nawet myśli, by wyskoczyć z rozpaczy z okna. Wtedy staje nad łóżeczkiem swojego dziecka.
– Ona tak patrzyła na mnie, jakby czuła to, co chcę zrobić. Miała oczka szeroko otwarte i wyglądała tak, jakby chciała mi powiedzieć: „Mamusiu, proszę nie zostawiaj mnie”.
Jak dziś wygląda relacja matki i córki? – Nie ma takiej miłości na świecie, jaka łączy mnie z córką. Często powtarzam, że świat takiej miłości, jak ta nasza, nie widział.
Trochę jak u Tołstoja, który napisał: „Wszystko, co w życiu zrozumiałem, zrozumiałem tylko dlatego, że kocham”.
Kasia kilkakrotnie w ciągu dnia powtarza mamie jak bardzo ją kocha i mówi, że jak była w niebie, to sama wybrała sobie taką a nie inną mamusię.
Być może Bóg chciał mnie czegoś nauczyć?
Teraz Zdzisława już nie płacze i nie pyta o to, dlaczego ją, a nie kogo innego spotkała taka sytuacja. Nie uznaje tego co się stało w kategoriach kary. Wręcz przeciwnie. – Być może Bóg chciał mnie czegoś nauczyć, tak to sobie tłumaczę.
Kasia przeszła już siedem operacji. Pierwszą w Polsce, miała wtedy zaledwie 8 miesięcy. Pięć operacji było przeprowadzonych w Niemczech. To tam lekarze dali rodzicom dziecka nadzieję, że ich córka będzie chodziła. Póki co porusza się w ortezach. Choruje na dysplazję diastroficzną. Teraz czeka ją operacja kręgosłupa, a następnie kolanek – lewego, a potem także i prawego. Zdzisława nie ukrywa niczego przed Kasią. Rozmawia z nią i mówi jej prawdę.
Dziewczynka ma znakomitą pamięć. W wieku niespełna 2 lat recytowała już całą modlitwę „Aniele Boży”. Szybko się uczy nowych rzeczy. Nie boi się operacji. Od roku współpracuje z psychologiem. Chodzi do przedszkola, pięknie rysuje.
Coraz rzadziej pyta też mamę, czemu ona jest „inna”, a jej rodzice są zdrowi. – Tłumaczę jej systematycznie, że jedni nie widzą, nie słyszą, mają chore rączki. Są też dzieci zdrowe. Po prostu los tak chciał, że ty jesteś chora – mówi Zdzisława. Prosi córeczkę, żeby się tym nie przejmowała. – Najważniejsze jest to, żebyś była mądra i szczęśliwa.
Zdzisława często pyta córkę, czy jest szczęśliwa. Kasia odpowiada twierdząco i pięknie się uśmiecha.
Jej rodzice zbierają pieniądze we własnym zakresie, by kolejne operacje mogły dojść do skutku. Są konieczne, by dziewczynka mogła samodzielnie chodzić i dalej pięknie się rozwijać. Niestety, nie są refundowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia, a mogą zmienić życie dziecka.
Marzeniem Zdzisławy jest, by jej córka chodziła i mogła w przyszłości zrobić coś dla innych. Wierzy, że uda się zgromadzić potrzebne środki finansowe.
Kasi Kośmider można pomóc za pośrednictwem serwisu charytatywnego – „UratujeCie.pl”, który jest prowadzony przez „Caritas Polska”.
Read more:
Zobaczcie, jak urocza baristka z zespołem Downa uczy swoją podopieczną