– Tokarczuk nie jest „katolikożercą”. Jej literatura jest w sensie szerokim literaturą religijną, ponieważ ta zaczyna się tam, gdzie mówimy o transcendencji – uważa dr hab. Lech Giemza, literaturoznawca.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Olga Tokarczuk została uhonorowana literacką Nagrodę Nobla za 2018 rok. O duchowości w jej twórczości mówi dr hab. Lech Giemza, literaturoznawca, adiunkt w Katedrze Literatury Współczesnej w Instytucie Filologii KUL, twórca akcji „Książka z plecaka” promującej czytelnictwo wśród dzieci i młodzieży.
Damian Burdzań: Czy Olga Tokarczuk jest „katolikożercą”?
Dr hab. Lech Giemza: Nie, zdecydowanie nie jest. Literatura Olgi Tokarczuk jest w sensie szerokim literaturą religijną, ponieważ ta zaczyna się nie tam, gdzie mówimy o dogmatach naszej wiary, ale tam, gdzie mówimy o transcendencji, o tajemnicy. Każdy pisarz, który otwiera nas na to, że jest coś więcej poza światem materialnym, jest pisarzem religijnym.
„Twórczość Olgi Tokarczuk to wołanie o nową duchowość”
Trudno jednak przypisywać Oldze Tokarczuk miano pisarki prochrześcijańskiej…
Jednak w jej twórczości pojawia się kwestia Boga, na przykład w „Prawieku i inne czasy”. To ona sama powiedziała, że jej literatura nie jest ani pro ani anty, tylko obok chrześcijaństwa. Oczywiście tam, gdzie dochodzimy do jakiejś ideologii w literaturze, z pewnymi rzeczami możemy się nie zgodzić, ale w ten sposób w ogóle nic literatury nie ocaleje. Natomiast myślę, że wiele intuicji literackich Olgi Tokarczuk dla nas, jako wierzących, jest niezwykle cenne.
Intuicje teologiczne?
Tak, na przykład dostrzeżenie różnicy między duchowością mężczyzny i kobiety. Ponownie przywołam „Prawiek i inne czasy”, bo tam jakoś tak mocno mnie to uderzyło, to doświadczenie tego czym jest duchowość kobieca i jej postrzeganie świata i duchowości mężczyzny. A także tego, jak mocno nasze myślenie jest oparte w myśleniu mitologicznym.
Czytając „Księgi Jakubowe”, można odnieść wrażenie, że jej głównym zamiarem jest właśnie demitologizacja historii Polski…
Historia trochę działa w nas jak rzeka: nanosi muł, który z czasem musimy odgarnąć. To, co my mówimy o historii Polski, jest narracją zbudowaną na konkretne potrzeby. Co nie znaczy, że to historia nieprawdziwa. Dużo negatywnych uwag dotyczyło jednego zdania Olgi Tokarczuk, która powiedziała o tym, że chłopi na Ukrainie znajdowali się w sytuacji czarnoskórych niewolników w Ameryce Północnej. Wiele osób odebrało tę wypowiedź za zbyt ostrą. Natomiast jest różnica pomiędzy wejściem w argumentację „dlaczego Olga Tokarczuk nie do końca ma rację”, a co innego oburzyć się, bo ktokolwiek cokolwiek złego powiedział o Polakach. Nie ma narodów lepszych i gorszych, każdy ma chwile chwały i coś „za paznokciami”. Żeby napisać prawdziwą historię naszego narodu, trzeba również przyznać się do różnych mniej chwalebnych kart.
„W literaturze Tokarczyk nie ma opluwania naszej historii, jest świadomość”
Otrzymując literacką Nagrodę Nobla, dołączyła do tego samego grona co Henryk Sienkiewicz, który tworząc “Trylogię” czy “Krzyżaków”, prowadził często narrację czarno-białą. Dobrzy Polacy i źli inni…
Nie jestem pozytywistą, ale często to spojrzenie na Sienkiewicza jest właśnie czarno-białe. Niemniej ostatnio przeczytałem u Sokratesa zdanie, że filozof ma być jak giez, który gryząc konia, ożywia go do dalszego działania. Nie dziwmy się, że myśliciele, w tym pisarze, także starają się nas pobudzać do myślenia. Sam nie zgadzam się na twórczość tych pisarzy, którzy hurtem opluwają naszą wspólną historię, ale u Olgi Tokarczuk tego nie ma, jest świadomość. Kiedyś wzbudziła oburzenie stwierdzeniem, że historię Polski należy przemyśleć na nowo i napisać. Wbrew pozorom to nie jest nic nowego. Mamy mnóstwo białych plam.
Nie jest trochę tak, że Sienkiewicz pisał dla „pokrzepienia serc”, a Tokarczuk dla „otrzeźwienia”?
Wydaję mi się, że to zbyt daleko idąca teza. Zwłaszcza patrząc na falę fascynacji, jaką cieszy się twórczość Tokarczuk od trzydziestu lat. Ona, na swój sposób, też pisze ku pokrzepieniu. W swojej twórczości jest bliska Brunonowi Schulzowi. Na naszych oczach rozpadło się pewne uniwersum pojęć bezpiecznych, które definiowały też naszą tożsamość. Chcemy, by świat groźny i obcy dzięki literaturze stał się bliski i bezpieczny. Te intuicje są bardzo blisko tego, co głosi Kościół.
„Oto czynię wszystko nowe”? Jak w Apokalipsie?
Tokarczuk dużo mówi o ponowoczesnej tożsamości, gdzie orientujemy się, że nasza tożsamość nie jest zbudowana na wielkich narracjach. Nikogo nie obchodzi, że jestem „Polakiem-katolikiem”. Muszę sam siebie na nowo wymyślić. To, co mnie bardzo urzeka w jej twórczości, to wyczerpanie się projektu oświeceniowego, traktowania rozumu jako coś, czym mam okiełznać świat. A ona świadomie pokazuje, że jest coś daleko poza ratio, coś czego często boimy się nazwać, a Tokarczuk nazywa brakującym puzzlem. Tak naprawdę to wołanie o nową duchowość. Rozumiem krytykę pod jej adresem, bo niektóre jej rozwiązania nie są moimi, ale zgadzam się z jej pytaniami.
Czytaj także:
Czy związek z więźniem i alkoholikiem ma sens? Marina Hulia o „Recydywiście”
Czytaj także:
Pisarze, którzy w swojej twórczości inspirowali się Panem Bogiem
Czytaj także:
Królowe literatury. Sześć fantastycznych pisarek