Choć zaginął 2 lata temu w Alpach, wielu wciąż odnajduje go… dla siebie. Jako duchowego przewodnika. – Kiedy obdarzamy Boga różnymi tytułami, czasami zapominamy o jednym z nich: „Przyjaciel”. Myślę, że ks. Krzysztof Grzywocz przypomniał nam o tym – mówi Ryszard Paluch, redaktor prowadzący stronę: kskrzysztofgrzywocz.pl.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Małgorzata Cichoń: Jak mówić o ks. Krzysztofie Grzywoczu, w formie przeszłej czy teraźniejszej?
Ryszard Paluch: Formalnie, od strony prawnej, ma status osoby zaginionej. Natomiast w naszych sercach, świadomości, w relacjach, przyjaźniach i rodzinach – ks. Krzysztof żyje. Używamy czasu teraźniejszego.
Zaginał w Alpach Szwajcarskich 17 sierpnia 2017 r.
Patrząc z perspektywy czasu, widzę, jak ważna jest możliwość pożegnania się z drugim człowiekiem, również poprzez takie wydarzenie jak pogrzeb. Tu nie mogło do tego dojść – to tak, jakby ktoś, kogo bardzo kochamy, wyszedł z domu i jeszcze nie wrócił. Mamy jednak nadzieję, że ciało ks. Krzysztofa zostanie odnalezione. Natomiast on sam żyje w naszej świadomości i cały paradoks polega na tym, że pomimo zaginięcia, jest jeszcze bardziej obecny w nas i w naszych rodzinach. Prowadząc stronę dedykowaną ks. Krzysztofowi, codziennie odbieramy maile, telefony, posty i tweety dotyczące jego osoby. Jest w naszych myślach, rozmowach i w tym, czego nas nauczył.
Zdanie dla pana najważniejsze?
Przytoczę dwa, które dużo o nim mówią. Fragment pochodzący z prowadzonej w Centrum Formacji Duchowej sesji „W duchu i przyjaźni”: „Jednym z największych darów przyjaźni jest dar czasu, aby wspólnie smakować życie. Aby jednak mieć czas, trzeba uprościć życie. Można być z przyjaciółmi nad Bałtykiem i długo patrzeć w morze, podziwiać jego barwy, zapach, słuchać jego szumu. Smakowanie życia łączy”. I drugi cytat, tym razem z artykułu „Godzina się zniża”: „Ludzi modlących się można rozpoznać po pragnieniu uproszczenia życia. Nie ma dla nich lepszych i gorszych miejsc przy stole, mniej lub bardziej nobilitowanych ludzi. Prostota i ubóstwo pociągają ich, jakby wyczuwali w nich tajemniczą obecność”. Kluczy, do zrozumienia depozytu, który pozostawił ks. Krzysztof, jest wiele. Myślę, że jednym z najważniejszych są słowa Jezusa z Ewangelii św. Jana: „Nie nazywam was sługami, lecz przyjaciółmi” (J 15,15).
Skąd przekonanie o tym kluczu?
Im więcej lat trwała posługa ks. Krzysztofa, tym właśnie ta myśl o więzi i przyjaźni, stawała się – moim zdaniem – najważniejszą. Uczył nas osobowej więzi z Panem Bogiem, z samym sobą i z drugim człowiekiem. Kolejny wątek, który się pojawiał, to ubóstwo i prostota. Bo człowiek, któremu zależy na relacjach, rozumie, że nie da się mieć wszystkiego. Starając się „inwestować” w relacje, więzi, coś trzeba ofiarować i poświęcić. Trzecia kwestia dotyczy uproszczenia życia. To, co proste, ks. Krzysztofowi było bardzo bliskie. Nie znajdziemy u niego form ekstrawaganckich, wyszukanych czy niezwykłych. Dla przykładu, jeśli ktoś prosił go o modlitwę, usłyszał „Zdrowaś Mario”, „Ojcze Nasz”. „Im dalej, im głębiej, tym prościej” – tego nas uczył ten kapłan. Dostrzegać Pana Boga w codzienności, doceniać ważne momenty jak wypicie kawy z żoną czy wyjście z dziećmi na plac zabaw.
Czytaj także:
Czy katolik powinien wierzyć w sny? Piękne wytłumaczenie ks. Grzywocza
Również mam kilka ulubionych myśli ks. Krzysztofa, jak ta: „Największym cudem jest normalność” albo: „Małe dokonania są więcej warte niż nierealne wielkie ambicje”.
Na rekolekcjach czy prowadzonych przez siebie sesjach zachęcał, by wybrać jeden fragment, słowo, obraz i trwać przy nim na modlitwie, żeby się „nie przejeść” i nie śpieszyć. Był przeciwnikiem hurtowej ilości słów, doznań, przeżyć. Uczył dostrzegać wartość małych rzeczy, bo to, co najpiękniejsze, jest wokół nas, jak relacje i przyjaźnie. Czasami trwonimy czas i energię na szukanie „cudowności”, tymczasem „najcenniejsze” przechodzi obok.
Jaką więź miał pan z ks. Krzysztofem?
Zaczęło się od tego, że przyjechałem do Opola na studia, gdzie poznałem też żonę Basię. Byliśmy studentami Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Opolskiego i na trzecim roku mieliśmy pierwszy wykład z teologii duchowości, prowadzony przez ks. dra Krzysztofa Grzywocza. Odnosiłem wrażenie, że słucham kogoś wiarygodnego, który żyje tym, co naucza. Sposób przekazu był również nietuzinkowy, a przede wszystkim – treść. Na wykłady przychodzili ludzie z zewnątrz i trzeba było dostawiać krzesła. Warto również wspomnieć, że ks. Krzysztof niczego nie musiał egzekwować, bo jego słuchacze starali się być zawsze przygotowani. Nigdy nie zabiegał o rozgłos, a jeśli ktoś chciał z niego zrobić „celebrytę”, to wówczas kapłan dyplomatycznie się wycofywał. Obce mu były zabiegi marketingowo-PR-owe. Efekt jest taki, że dziś zainteresowanie jego osobą jest ogromne.
Jak rozwijała się wasza relacja?
20 lat temu zaczęły się wspólne wyjazdy w góry, utworzyła się tzw. Grupa Zakopiańska. Na początku było w niej kilka osób, potem zakładaliśmy rodziny, a ks. Krzysztof błogosławił małżeństwa, rodziły się dzieci. Co roku wyjeżdżaliśmy na dłużej w góry, a przez trzy ostatnie lata – nad morze, głównie ze względu na dzieci. W lipcu 2017 r. byliśmy wspólnie z ks. Krzysztofem w Jantarze i mieliśmy już ustalony termin na następny rok… Jeśli chodzi o pierwszy wyjazd, to inicjatorem był ks. Krzysztof. Po wykładzie, jako młodzi studenci, wraz z kolegą chcieliśmy zadać wykładowcy pytanie, a on ze swym taktem, a jednocześnie poczuciem humoru, powiedział: „Panowie, nie będziemy o ważnych sprawach rozmawiać na schodach, proszę przyjść do mnie na kawę”. Potem była rewizyta na naszej stancji i tak to się zaczęło. I trwa do dzisiaj, bo spotkania Grupy Zakopiańskiej odbywają się dalej.
Co najbardziej utkwiło panu ze spotkań z tym kapłanem?
Dla mnie istotna była kwestia szacunku wobec drugiego człowieka i uważności na niego. Spotkanie, spojrzenie, słuchanie – to trzy faktory, które kryją się pod słowem „szacunek” i mają ścisły związek z więzią. Na jednym oddechu powinniśmy również mówić o relacji wobec siebie i Boga, jako źródła więzi.
Gdy zastanawiam się nad dziedzictwem ks. Krzysztofa, myślę, że uczył mnie przede wszystkim prawidłowej miłości do siebie samej. Zajmował się „niekochanymi uczuciami” czy problematyką depresji. Przez to, że słuchał, wiedział, czym ludzie naprawdę żyją…
Tak. Spotkanie z drugim człowiekiem głęboko naznaczało jego postawę. W pewnym sensie był uczniem osób, które do niego przychodziły. Wiele rzeczy „demaskował”, jak na przykład to, że chrześcijanin ma tylko dawać, a nie brać. Uczył nas odpoczywać. Mówił, że kto nie potrafi nie-działać, nie umie też działać. Uczył stawiania granic, mówienia „nie”, co także może być okazaniem miłości drugiemu i wiąże się z dbaniem o siebie samego, w tym o kondycję fizyczną. Tę ostatnią miał kapitalną: pływał, biegał, uwielbiał góry. Ważne jednak, by przede wszystkim zaakcentować jego więź z Panem Jezusem, choć to najbardziej delikatna i intymna strefa, której ks. Krzysztof strzegł. Nie było w nim nic z duchowego ekshibicjonizmu. Ta więź to była kwestia modlitwy, rozważania Pisma Świętego, sakramentów, miłości i posłuszeństwa do Kościoła. Kapłaństwo stanowiło najważniejszy rys jego duchowości.
Z okazji 25-lecia święceń kapłańskich zamówił obrazki z koptyjską ikoną, potocznie zwaną: „Jezus z Przyjacielem”.
Kiedy obdarzamy Boga różnymi tytułami, czasami zapominamy o jednym z nich – „Przyjaciel”. Myślę, że ks. Krzysztof przypomniał nam o tym. Tak jak św. Faustyna przypomniała o Bożym miłosierdziu, Mała Teresa o Bożym dziecięctwie, tak ks. Krzysztof zwrócił uwagę na osobową więź z Bogiem.
Prowadzi pan stronę o ks. Krzysztofie. co przyświecało jej twórcom?
Mamy świadomość, że spotkanie z ks. Krzysztofem to jedno z najpiękniejszych doświadczeń, jakie przydarzyło nam się w życiu. Ono naznaczyło naszą historię i zmieniło jej bieg. Mam tu na myśli Grupę Zakopiańską. Ale również nasze spotkania, rozmowy, wspólne kawy i liczne wyjazdy… Mając świadomość tak dużego depozytu, nagrań czy publikacji, postanowiliśmy się tym dzielić. Strona internetowa to miejsce oficjalne, które działa pod auspicjami ks. bpa Andrzeja Czai z Opola. Pierwszy cel, jaki jej przyświeca, to archiwizacja. Nie wszystko publikujemy, ale wszystko gromadzimy. Drugi cel to formacja. Chcemy, żeby strona internetowa była miejscem, poprzez które korzystający mogą się formować, zarówno intelektualnie, jak i duchowo. Trzecim celem jest szeroko rozumiana płaszczyzna spotkania.
Właśnie wydali Państwo nietypową „książkę”…
To raczej notatnik z myślami ks. Krzysztofa. Z lewej strony jest cytat, a z prawej – puste miejsce – zapraszamy, aby jej autorem był czytelnik. Nasz „codziennik” może być formą inspiracji, służyć dialogowi, zatrzymaniu się, co jest też zgodne z zasadą ks. Krzysztofa, by się nie spieszyć. Publikacja ma mniejszy format, można ją wziąć do plecaka czy torebki.
Ks. Krzysztof w ten sposób może być i naszym towarzyszem – wiemy, że wcześniej był cenionym kierownikiem duchowym kleryków, kapłanów, świeckich…
Tak, żeby towarzyszył nam przez swoją myśl.
Imię Krzysztof oznacza „niosący Chrystusa”. Ks. Grzywocz nam Go niósł w sakramentach, ale też potrafił Go dostrzec i nieść w sobie samym i w drugim człowieku. To otwartość na pewną zażyłość, bo żeby kogoś nieść, trzeba się zbliżyć. On tego doświadczał w spotkaniu z Bogiem i dlatego był tak autentyczny? Być może to również jakiś klucz do jego osobowości?
Podpisuję się pod tą piękną myślą…
Dr Ryszard Paluch – mąż Barbary, ojciec dwójki dzieci, doktor teologii duchowości, pedagog, katecheta, redaktor. Pochodzi z Zabrza, mocno związany jest też z Opolem. Koordynuje działalność strony www.kskrzysztofgrzywocz.pl.
Czytaj także:
Przepis na szczęśliwe życie według ks. Grzywocza
Czytaj także:
Ks. Krzysztof Grzywocz: Niósł Boga innym w sposób dyskretny, delikatny i pełen szacunku