separateurCreated with Sketch.

Nie mogę być mamą. Jestem gorsza?

NIE MOGĘ BYĆ MAMĄ
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Kamila Marczak - 26.11.18
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Niestety, nie każdy ma to szczęście, by od razu zrealizować swoje marzenie o byciu mamą. Niektóre kobiety muszą starać się o to miesiącami, a nawet latami. Przeczytajcie historię o trudnej drodze do rodzicielstwa, adopcji i wspólnego życia w miłości, która nie zna granic i nie boi się cierpienia i poświęcenia.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.


Przekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Na swój „błogosławiony czas” Marzena Witczak czekała około 12 lat. Dla jednych być może niewiele, dla innych cała wieczność. Czas walki, utraty nadziei i zwątpienia w sens czegokolwiek, ogrom wylanych łez.

Kobieta czuła się gorsza. Chciała kochać i być kochaną. Często głaskała się po brzuchu, nawet wtedy gdy nikogo w nim nie było. Zastanawiała się, jakby to było, gdyby była mamą, dzieliła życie z kimś, kto byłby cząstką jej samej.

 

Zastrzyki, hormony i brak nadziei

Marzena przeszła wiele kuracji hormonalnych, badań, zastrzyków, odwiedziła rzeszę lekarzy i specjalistów, aby w końcu spełnić swoje największe marzenie. W końcu udało się zrealizować pragnienie serca. Na początku ciąża przebiegała prawidłowo, bez powikłań. Z czasem jednak kobieta zaczęła się czuć coraz gorzej. Spędzała tygodnie w szpitalu.

W 35. tygodniu urodziła się Maria Julia. Lekarze postawili diagnozę: trombocytopenia, prościej małopłytkowość. Marzena mało o niej wcześniej wiedziała. “Baliśmy się z mężem o Marysię. Widok dziecka podpiętego wenflonami był ciosem w samo serce” – mówi Marzena.

 

W oczekiwaniu na cud

Dziewczynka miała problemy z oddychaniem, każdy dzień był walką o życie, o podtrzymanie tego maleńkiego ISTNIENIA, na które małżonkowie tak czekali. Nic nie zapowiadało tragedii. Pojawiła się infekcja z wysoką gorączką, obniżenie wartości płytek i silny krwotok krwi do mózgu. O zdrowie dla Marii Julii wszyscy się modlili. W szpitalu maleństwo zostało ochrzczone. Udało się to wszystko jakoś zatrzymać, ale niestety na krótki czas. Doszły kolejne problemy z oddychaniem.

“Kilka razy musieliśmy zderzyć się z tym, że Marysi może już nie być, ale nie dopuszczaliśmy do siebie myśli, że tak może się stać. Nie można być przygotowanym na 100% na odejście osoby, którą bezgranicznie się kocha, zwłaszcza małego dziecka, które dopiero co rozpoczyna swoje życie” – wspominają Marzena i Michał.

 

Bycie mamą to dar

Dwa lata po śmierci Marysi małżonkowie zdecydowali się na odważny, ale i przemyślany krok: adoptowali Adasia. Było to naturalne i świadome działanie.

Rodzice biologiczni porzucili go, nie chcieli, by ograniczał ich „wolności”, z której tak bardzo pragnęli korzystać.

Rodzina była przeciwna pomysłowi Marzeny i Michała. Argumentowali to tym, że po tak traumatycznych przeżyciach nie będą w stanie do końca pokochać „obcego” dziecka. “Zrozumiałam po czasie, że moje problemy z płodnością to wcale nie kara. Moim powołaniem jest macierzyństwo, a ja nie muszę udowadniać całemu światu, w jakim stopniu je realizuję” – mówi Marzena. Oczekiwanie na synka było czasem radości, niepokoju i nadziei, który można przyrównać do okresu ciąży.

W tym roku, gdy mijają cztery lata od kiedy Adaś jest z nimi, kobieta uważa, że bycie mamą to bycie szczęściarą, to wartość dana i zadana, to stwarzanie na nowo małego człowieka, a wszystkie inne sprawy, ważne do tej pory, nie są już tak ważne jak kiedyś.

 

Z Bogiem wszystko ma sens

“Bóg tak naprawdę nigdy mnie nie opuścił. Przez krzyż doszłam do zmartwychwstania, a w dalszej wędrówce ku Niemu towarzyszy mi mąż i ukochany Adaś – mówi ze wzruszeniem Marzena. – Jestem dumna, że jestem mamą” – dodaje.


Daniel Kasprowicz
Czytaj także:
Jak zostałem adopcyjnym tatą nastolatka z Madagaskaru – opowieść świeckiego misjonarza



Czytaj także:
8 znanych osób, które zdecydowały się na adopcję



Czytaj także:
Znany dziennikarz: “Mama oddała mnie do adopcji, ale jestem jej wdzięczny”

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.