Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Kiedyś Agnieszka Frykowska, skandalistka znana z programów "Big Brother" i "Bar". Jej życie odmieniło się, kiedy spotkała Boga. Dziś żona i matka, a przede wszystkim kobieta spełniona. Nam Maja Frykowska mówi o nawróceniu. I zapowiada, że wszystko, co chce robić, będzie związane z ewangelizacją.
Marta Brzezińska-Waleszczyk: Kiedyś Agnieszka, dziś Maja. Jak w Ewangelii – Szaweł po nawróceniu został Pawłem. Twoja zmiana imienia jest symboliczna?
Maja Frykowska-Brzezińska: Moje drugie imię to Maja, zawsze utożsamiałam się z nim bardziej niż z Agnieszką. Decyzję o zmianie imienia podjęłam świadomie, już wtedy zaczął się pewien proces przemian. Intuicja podpowiadała mi, że to będzie początek czegoś nowego w moim życiu.
Jestem szczęśliwa, spełniona
Co się stało? Szukałaś zmiany czy sama do ciebie przyszła?
Był moment, kiedy poczułam, że już nie chcę takiego życia, jakie miałam, że wypalam się. Świat show-biznesu jest wyniszczający, agresywny, rządzi się prawami, które były coraz mniej zgodne z moimi wartościami. Przestało mi to odpowiadać. To była pustka, samotność, ciągła gonitwa. Brakowało mi jedności.
Można zmienić życie, niekoniecznie nawracając się. Dlaczego zwróciłaś się w stronę Boga?
Pochodzę z rodziny katolickiej, ale niepraktykującej. Pamiętam, że jako dziecko rozmawiałam z Bogiem, On zawsze w jakiś sposób był w moim życiu. Ale dopiero moje wielkie zagubienie się w rzeczywistości spowodowało, że zaczęłam szukać z Nim kontaktu. Zwykle zwracamy się do Boga, kiedy dzieje się coś, z czym sobie nie radzimy, przerastają nas sytuacje i proza życia. On mnie usłyszał, wyciągnął do mnie rękę. Bóg przychodzi do tych, którzy są na to gotowi. Jeśli masz otwarte serce, to postawi na twojej drodze człowieka albo sytuację, która do Niego zaprowadzi.
Maja Frykowska o nawróceniu
Jak trwoga, to do Boga… To był jeden przełomowy moment czy raczej proces?
Moment nawrócenia to decyzja, czy chcesz przyjąć Jezusa do serca. Po nawróceniu zaczyna się długi proces zmian w twoim życiu, począwszy od sposobu myślenia, skończywszy na sposobie życia. Całkowicie przewartościowujemy swoje dotychczasowe życie. Te zmiany zaczynają się w sferze duchowej. Patrzysz zupełnie inaczej na coś, co do tej pory ci nie przeszkadzało, ale teraz masz z tym problem. Zaczynasz szukać.
Kiedy się nawracasz, twoja droga staje się wąska. Przyjmujesz Boże zasady. Jeśli podejmujesz decyzję podążania za Bogiem, nie możesz być letni, twoje serce musi być gorące dla Niego. Zaczynasz się ze sobą boksować, bo życie szybko weryfikuje twoje decyzje. Dziś jestem w miejscu, w którym chcę być, jestem szczęśliwa, spełniona. Nic nie muszę, jedynie mogę.
Loading
Carte blanche
Jako dziecko byłaś ochrzczona w Kościele katolickim, dlaczego po nawróceniu wybrałaś Kościół protestancki?
W Kościele katolickim przeszkadzało mi kładzenie akcentów na to, że Bóg to surowy sędzia, który cię skarci, rozliczy skrupulatnie z grzechów… Nie czułam się z tym dobrze. W Kościele protestanckim tego nie ma. Co więcej, kiedy pastor mówi do mnie o rodzinie, to wie o czym mówi, bo ma żonę, dzieci. A co najważniejsze, mamy społeczność, tworzymy wspólnotę, budujemy między sobą relacje. To nie jest tak, że widzimy się tylko raz w tygodniu i każdy idzie w swoją stronę. Tego poczucia jedności brakowało mi w Kościele katolickim. Pamiętajmy jednak o tym, że jesteśmy rodziną kościołów chrześcijańskich. Nasze kościoły różnią się w szczegółach, ale u podstaw jesteśmy tacy sami. Łączy nas ruch charyzmatyczny polegający na osobistej relacji z Bogiem i podążaniu za prawdą Bożego Słowa.
Czyli to była bardzo świadoma decyzja, że właśnie ten Kościół, a nie inny?
Tak, świadoma decyzja, ale Bóg to wszystko tak poukładał na mojej drodze, że ta decyzja była właściwie jedyną opcją. Zresztą, to śmieszna historia. Bóg wiedział, czym mnie przyciągnąć. Jechałam na casting do filmu, to moja wielka pasja. Tam spotkałam ludzi, którzy mówili o Jezusie Chrystusie. Ja wtedy miałam dość samej siebie. Nie miałam nic do stracenia, już gorzej nie mogło być. Zaskoczyła mnie otwartość tych ludzi, dobroć, szczerość, miłość do bliźniego. To wszystko zgrało się w idealnym momencie mojego życia. Poraziła mnie atmosfera na pierwszym moim nabożeństwie – klimat uwielbienia, cudowna muzyka, nieopisana radość. Poczułam się, jakbym miała wielką rodzinę.
Pielęgnuję relację z Bogiem
Czujesz, że Bóg zmył twoje błędy?
Tego się nie czuje, tak jest. To się dzieje z automatu – kiedy się nawracasz, dostajesz carte blanche. Otrzymujesz łaskę. Oczywiście, życie to później weryfikuje. Wiadomo, że przemiana nie dokona się z dnia na dzień. Chodzi jednak o coś, co ja nazywam stylem życia. Twoje stare „życie” umiera, dostajesz nowe.
Czym teraz zapisujesz swoją białą kartę?
Pielęgnuję relację z Bogiem. Po drugie – dbam o moją rodzinę. Bycie żoną, mamą jest dla mnie ogromnym wyzwaniem, bo przecież nie miałam tych wzorców. Kocham to, co robię. Nie mam tu na myśli show-biznesu jako takiego, ale moją pracę. Aktorstwo jest czymś, co uwielbiam. Ale nie czuję już, że cokolwiek „muszę”. Mam pragnienie, by wszystko, co teraz robię, również w pracy, podobało się Bogu. Nie przyjmuję propozycji zawodowych, które nie są zgodne z moimi wartościami.
Maja Frykowska o swoim nawróceniu
Z gorliwością neofitki mówisz o nawróceniu. Czujesz się zobowiązana do dawania świadectwa?
Biblia jasno mówi, że jeśli żyjemy z Bogiem, mamy głosić Ewangelię na cały świat. Ludzie są dziś zagubieni, a Bóg może zabrać ich zranienia. Dlaczego więc nie miałabym mówić głośno o tym, jak zostałam uleczona? W dzisiejszym świecie jedyną obowiązującą zasadą jest brak zasad. Z przerażeniem myślę o tym, w jakim świecie będą dorastać nasze dzieci. Nie wstydzimy się głośno mówić o seksie, przemocy – takie wartości chcemy im przekazywać? Młodzi ludzie to przecież nasza nadzieja, przyszłość. Mówmy więc głośno o wartościach, wierze! Tak, wiem, że to tabu, bo diabeł zamyka nam usta, kusi, by siedzieć cicho, bo to wygodniejsze.
Nie bałaś się, że kiedy zaczniesz opowiadać o nawróceniu, ludzie zarzucą ci brak wiarygodności? Pamiętają cię z "Big Brothera", "Baru", a w internecie – niestety – nic nie ginie.
Moje świadectwo było podważane. Kiedy pierwszy raz powiedziałam o nawróceniu, pojawiły się komentarze, że lansuję się. Tylko ludzie nie zapominają. Bóg przychodzi do chorych, a nie do zdrowych. Im większy grzech, tym większa łaska. Gdybym wiodła wcześniej „normalne” życie i nawróciła się, to pewnie nikt specjalnie nie przejąłby się tym. Miałam jednak burzliwe życie, więc siła rażenia jest tym większa. A ludzie lubią spektakularne zwroty. Poszukują takich świadectw, wiem o tym, bo dostaję mnóstwo listów, które o tym mówią. Ale przyznaję, miałam taki moment, kiedy trochę się wycofałam, przestraszyłam się.
Moje upadki mogą komuś otworzyć oczy
W wywiadach podkreślasz też, że nie żałujesz tego, co było wcześniej...
Nie tyle, że nie żałuję. Oczywiście, że żałuję, ale kiedy się nawracałam, Bóg wybaczył moje grzechy, więc ja sobie też wybaczyłam. Dlaczego całe życie mam obwiniać samą siebie za to, co już było? Tak było, dziś jest inaczej, kropka. Biblia mówi o tym, by nie wracać do przeszłości, jak pies do wymiocin. Zapytał mnie ktoś, czy chciałabym wymazać swoją przeszłość. Ale ta przeszłość może być przestrogą dla ludzi, którzy nie muszą tego przechodzić w taki sposób, jak ja to przechodziłam.
Moje upadki mogą komuś otworzyć oczy do tego, aby nie popełniać takich błędów, jak ja wtedy. Błędy dają nam możliwość zmian, bo kiedy upadamy i po raz kolejny się podnosimy, to dobrze jest z tych doświadczeń wyciągnąć wnioski, które pozwolą nam konstruktywnie działać. Tylko człowiek niemyślący nie wyciąga wniosków. Tacy ludzie, jak ja wtedy, przecież są nadal. Mogę im powiedzieć, nie rób tego, bo to się nie opłaca. Dziś to wiem, ale każdy wiek ma swoje prawa. Jeśli chcesz, aby w kimś dokonała się zmiana, opowiedz mu o zmianie w swoim życiu, a nie udzielaj rad czy, co gorsza, zakazów. Zmieniaj siebie, swoją postawę, a nie drugiego człowieka.
Będę ewangelizowała!
Jesteś też żoną i mamą, jak się czujesz w tych rolach? Rzadko mówisz o tym w wywiadach.
Szanuję prywatność mojej rodziny, dlatego niewiele o niej mówię. Media kochają rodziny, a potem rujnują im życie. Nie wystawiam mojej córki na pokaz, ona sama podejmie kiedyś świadomą decyzję, czy chce być osobą publiczną. Jaką jestem mamą? Najlepszą, jaka może być, innej moje dziecko nie ma. Oczywiście popełniam błędy, uczę się, to ogromna odpowiedzialność, bo kształtuję nowego człowieka. Złoszczę się, ale kiedy tak jest, uczciwie mówię córce, dlaczego jestem zła, przepraszam. A żoną? Mąż żartuje, że gdyby nie był nawrócony, uciekły ode mnie. Jestem bardzo wymagająca (śmiech).
Jest ci trudniej odnaleźć się w tych rolach, bo twojej mamy nie było, wychowała cię babcia? Masz żal do rodziców?
Był taki moment, kiedy byłam rozżalona, rozczarowana, czułam złość, nienawiść. Kiedy zaczęłam to wszystko sobie układać, zrozumiałam, że przecież pojawiłam się na świecie, kiedy rodzice byli właściwie jeszcze dziećmi, co mogli wiedzieć o życiu. Będąc sama matką, jeszcze lepiej to wszystko rozumiem. Jest we mnie przebaczenie. Mamy dziś z mamą dobrą relację.
Frykowska: Chcę mówić o Bogu
Co powiesz córce, jeśli natrafi na artykuły, nagrania z twojego poprzedniego życia?
Dam jej moją książkę do przeczytania. To nieuniknione, więc chcę, żeby usłyszała ode mnie o tym, co się wydarzyło. Jest ze mną na co dzień, łatwo zweryfikuje, jaka dziś jestem. Oczywiście, sama dokona wyboru, jaką drogą pójdzie przez życie, ale uczciwie powiem jej, że droga, którą ja szłam, była wyboista.
Układasz plany na przyszłość?
Mam sprecyzowane cele. Książka to punkt wyjścia. Pracuję obecnie nad dwoma projektami. Wszystko, co będę teraz robiła, będzie związane z mówieniem o Bogu, ewangelizacją. Uwielbiam filmy, więc idę w tym kierunku. Dziś przekazuje się lęk, strach, przemoc. Ja chcę dawać coś innego. Przede wszystkim młodym ludziom, bo to nasza przyszłość. Chcę przekazywać wartości chrześcijańskie, a nie płyciznę.
Loading
*Więcej przeczytasz w książce Mai Frykowskiej „Pokonaj Siebie”