Tęsknię za Janem Pawłem. Myśleliśmy, że on zawsze będzie… Mam sobie do zarzucenia, że trochę częściej mogłam „za nim” jeździć – mówi Alicja Węgorzewska-Whiskerd, śpiewaczka.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Z Alicją Węgorzewską-Whiskerd, śpiewaczką, producentką, dyrektorem Opery Kameralnej w Warszawie, byłą jurorką w programie telewizyjnym „Bitwa na głosy”, rozmawia Małgorzata Bilska.
Małgorzata Bilska: Kim jest dla pani Jan Paweł II?
Alicja Węgorzewska-Whiskerd: Jest osobą, która zmieniła bieg historii – i to nie tylko Polski, ale właściwie całego świata. Tak, jak napisał w śpiewanym przeze mnie hymnie Krzysztof Cezary Buszman, dobrem zwyciężał zło. Znalazł się dokładnie w tym miejscu i w czasie, w którym powinien. To są takie przeznaczenia losu i historii. Upadł mur berliński, powstała Solidarność. Był mądrym, bardzo światłym człowiekiem. Do tego miał ogromny dar. Charyzmę, którą wykorzystywał, przemawiając do tłumu. Zafascynowanie teatrem, aktorstwem przekuł i użył w piękny sposób, aby przemawiać do ludzi.
Pamiętam, jak małym fiatem z mamą, ciocią, wujkiem i moją mamą chrzestną pojechaliśmy do Poznania na Błonia, żeby pierwszy raz posłuchać Jana Pawła II. Ja wtedy niewiele jeszcze z tego rozumiałam w znaczeniu historycznym, ale… Przykro mi, jak dzisiaj małe dzieci nie wiedzą, kim jest ks. Popiełuszko, prymas Wyszyński. Kiedyś rozmawiałam z pewnym dziennikarzem, który długo przebywał w Londynie. Mówił: „po co tak epatować tą historią?”. Świat biegnie do przodu.
Alicja Węgorzewska-Whiskerd: Jan Paweł II zmienił bieg historii
Jedne rzeczy przemijają wraz z biegiem czasu, inne są jakoś uniwersalne i ponadczasowe. Słowa „Zło dobrem zwyciężaj” wypowiedział św. Paweł. Mają 2 tysiące lat.
Św. Paweł też był bardzo silną osobowością. Choć mój proboszcz ostatnio powiedział, że ciągle woli św. Piotra (śmiech).
Co szczególnie utkwiło pani w pamięci, jeśli chodzi o polskiego następcę św. Piotra? Nawet nie z kazań, ale z tego, co robił, jak się zachowywał. Z jego stylu życia.
Jego stosunek do dzieci, do młodzieży. Watykan i osoba papieża zawsze kojarzyła się z kimś bardzo niedostępnym. Kostycznym. Ascetycznym. Z daleka, nie do dotknięcia.
Zrezygnował z lektyki, w której noszono papieży do czasu jego pontyfikatu.
Jest taki teledysk zrobiony do „Santo subito”. Składa się wyłącznie ze scen z Janem Pawłem II. Widać na nim tańczące dzieci murzyńskie, przepiękną dziewczynkę z wielką kokardą. On zwracał uwagę na to, jak ktoś jest ubrany. Jeśli widział, że ktoś jest przygotowany na spotkanie z nim, zauważał go i wyróżniał. Tak było z moją mamą. Kiedy była na audiencji prywatnej, podczas pielgrzymki, schowała do reklamówki garsonkę i szybko przebrała się w łazience. No bo jak to, spotkać się z Ojcem Świętym tak „pielgrzymkowo”? Papież tylko do niej podszedł. Położył ręce na jej głowie i powiedział „Błogosławieństwo dla ciebie i całej twojej rodziny”. To był papież, który wywijał laską…
Pamiętam. Jak Charlie Chaplin (śmiech).
Kard. Dziwisz, wtedy jego sekretarz, wziął go pod łokieć, żeby przestał. Jak zareagował Ojciec Święty? Zatrzymał laskę na chwilę, żeby zacząć nią kręcić… w drugą stronę! Łamał wszystkie konwenanse i był sobą. Przełamał sztywność instytucji, którą reprezentował.
Słowa: Krzysztof Cezary Buszman, muzyka: Bogdan Kierejsza
„Tęsknię za Janem Pawłem. Myśleliśmy, że on zawsze będzie…”
Miał świadomość, że jest na scenie światowej. To było ważne, bo odważnie wszedł w epokę telewizji i internetu, które diametralnie zmieniły sposób komunikacji. Czego dziś mogą się od niego nauczyć ludzie młodzi?
Każdemu polecam wycieczkę do jego domu do Wadowic, żeby zobaczyć jak żył. Jak wyglądały naczynia, z których korzystał. Czółno, którym zabierał młodzież na wycieczki jako młody ksiądz.
Czółno?
Kajak. Tylko on był tak prymitywny… Na postojach odwracali ten kajak do góry dnem, stawał się polowym ołtarzem mszy świętej.
Wtedy nie można było jeździć na wyprawy z księdzem. Studenci mówili do niego wujku, ubierał się po cywilnemu. Wyjazdy były zakonspirowane, wszyscy narażali się na represje ze strony władz komunistycznych.
Miał taką siłę i to dorastając bez matki… Pamiętam, że kiedy zmarł, cała ulica Jana Pawła II w Warszawie była zastawiona zniczami. Zastanawiam się, gdzie ci ludzie są dzisiaj?
Ja – tutaj. Kiedy umierał papież, byłam akurat w Warszawie. Brałam udział w weekendowych warsztatach programu „Nonviolent Communication”, które prowadziła pewna Estonka. Doskonale pamiętam, co się działo po 21.37 – tramwaje i samochody stawały na ulicach, kierowcy włączali klaksony. Ludzie gromadzili się w kościołach, zewsząd słychać było głośny szloch i nikt się tego nie wstydził. Wtedy otrząsnęłam się z przekonania, że Kraków najbardziej na świecie kocha Jana Pawła II. My w Krakowie mamy swoje iluzje.
Ja byłam wtedy na imieninach Ryszarda. Artystycznych. Były spokojne, ale z występami znajomych artystów dla solenizanta. W pewnej chwili, gdy ktoś śpiewał piosenkę, rozdzwoniły się telefony. U wszystkich. Przerwaliśmy. Wszyscy bez słowa wstali. I wyszli. Najpierw pojechałam do kaplicy bł. Edmunda Bojanowskiego w mojej parafii, żeby się pomodlić. A potem na ul. Jana Pawła II. Ze zniczami, które miałam w domu, ze świecami, tak, jak cała Warszawa. I rzeczywiście – cała Warszawa płakała. Tęsknię za Janem Pawłem. Myśleliśmy, że on zawsze będzie… Mam sobie do zarzucenia, że trochę częściej mogłam „za nim” jeździć. Tak, jak się jeździ za ulubionymi artystami.
Alicja Węgorzewska: Czas nie sprzyja śpiewającej kobiecie
Minęło 13 lat. Zajmuje się pani różnymi rzeczami, jest śpiewaczką, ale też producentem i dyrektorem Opery Kameralnej w Warszawie. Co jest pani najbliższe?
Tęsknię też za śpiewaniem. Życie tak galopuje, że czasami zadaję sobie pytanie „Dlaczego muszę robić aż tyle rzeczy?”. Trzeba wybierać, nie można aż tyle pracować, choć to piękna praca i jest moją pasją. Ale gdzieś się w niej zatraciłam, pracując po kilkanaście godzin na dobę. Podpisałam właśnie nowy kontrakt z Operą Kameralną, na 3 lata. Premiera za premierą, za moment mamy światową premierę Moniuszki. Odtwarzaliśmy partyturę. Pokażemy pierwszą operę, którą Moniuszko napisał: „Szwajcarska chata”. Przed chwilą wystawialiśmy „Idemeneo” Mozarta. W recenzjach napisano, że opera „wyglądała jak milion dolarów”, to dzięki Michałowi Znanieckiemu i jego „gwardii”, z którą rzecz przygotował (z mappingiem i wspaniałymi wizualizacjami). Oprócz Moniuszki czekają nas 3 premiery. Trochę zapomniałam o sobie jako artystce, bo ostatnie 2 płyty wydałam w 2014 roku. Czas nie jest sprzyjającym elementem dla śpiewającej kobiety. Trzeba się pospieszyć, żeby trochę pesel oszukać…
(śmiech) Akurat po pani peselu nie widać.
Prowadzę też fundację, która ma 10 lat. Nawet nie zauważyłam, że to już tyle czasu. Fundacja „SmartSmart” upowszechnia muzykę poważną, promuje kulturę polską za granicą, wspiera młode talenty. Pomaga dzieciom z autyzmem, między innymi wskazując na dobre skutki muzykoterapii. Fundacja prowadzi Żłobek Słoneczko w Pruszkowie, który pomaga matkom powrócić na rynek pracy.
Lubię u siebie także „aspekt producencki”. Jako producentka mogę stawiać na scenie młodych, bardzo zdolnych ludzi, podawać im rękę, patrzeć, jak rosną im skrzydła. A potem – jak lecą wysoko… Ludzie mówią, że mam „dobrą rękę do artystów”.
Czytaj także:
O tym, jak sutanna Jana Pawła II zrobiła się całkiem czarna. Opowiada Arturo Mari
Czytaj także:
Karol Wojtyła na kajaku i podczas golenia. Wszyscy kochamy te zdjęcia!
Czytaj także:
Tajemnica konklawe, która umknęła biografom św. Jana Pawła II