Sułtan był pod tak wielkim wrażeniem postawy i sposobu zachowania Franciszka, że miał powiedzieć: „Gdyby wszyscy chrześcijanie byli tacy jak ty, sam bym się ochrzcił”.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Franciszek z Asyżu (właściwie: Jan Bernadone) jest współcześnie jednym z najbardziej popularnych świętych. Już za życia żarliwość, prostota i jednoznaczność jego pójścia za Miłością Niemiłowaną, jak sam nazwał Chrystusa, sprawiały, że pociągnął za sobą tysiące – dosłownie! – ludzi.
Czytaj także:
Ty też możesz zrobić sobie własną pustelnię. Św. Franciszek napisał jak
Sam jednak, i to prawie od chwili nawrócenia, był przede wszystkim kontemplatykiem szukającym twarzy Boga i ceniącym samotność.
Miał dar kaznodziejski, ale jak mówił swoim braciom: „Głosić należy zawsze, a jeśli trzeba – nawet słowem!”. Istotą ewangelizacji było dla niego maksymalne upodobnienie się do jego Pana. Pod koniec życia Pan udzielił mu tej łaski w sposób bardzo widzialny.
Św. Franciszek u sułtana
Pragnienie opowiadania o Chrystusie zaprowadziło go wraz z kilkoma braćmi w 1219 r. aż do Egiptu, a tam na dwór sułtana. Za żarliwe kazanie, jakie wygłosił przed Al-Malikiem Al-Kamilem, powinien zostać zabity jako bluźnierca – tak to, co mówił, było widziane w islamie.
Jednak uratowało go jego, po ludzku szalone, męstwo. Odpowiedzi na nie udzielił jeden z muftich. Sułtan uznał, że obie strony mają rację, wtedy Franciszek poprosił o próbę ognia – obaj z muftim mieli wejść w płomienie, a rację miałby ten, kto by przeżył.
Muzułmański adwersarz nie podjął się tego ryzyka, a Al-Malik Al-Kamil był pod tak wielkim wrażeniem postawy i sposobu zachowania katolickiego kaznodziei, że miał powiedzieć: „Gdyby wszyscy chrześcijanie byli tacy jak ty, sam bym się ochrzcił”.
Zamiast tego dał swojemu gościowi list żelazny, dzięki któremu Franciszek mógł bezpiecznie poruszać się po całym terytorium opanowanym przez muzułmanów. Dzięki temu przeszli z braćmi całą Ziemię Świętą.
Niestety, pobyt na Bliskim Wschodzie miał też swoją mroczną stronę – święty zapadł na jaskrę. Choroba sprawiła, że coraz bardziej tracił wzrok. Pogarszające się zdrowie sprawiło, że po powrocie w 1220 r. do Toskanii wyznaczył swojego następcę w prowadzeniu zakonu – Piotra Cattaniego.
Kapituła w Asyżu i spory o regułę
W marcu 1221 r. wszyscy franciszkanie zjechali do Asyżu na kapitułę generalną. Pola dookoła miasta zapełniły się szałasami, bo przybyło od 3 do 5 tys. braci. Na kapitule tej przyjęto nowego przełożonego, br. Eliasza (br. Piotr w międzyczasie zmarł) i postanowiono przyjąć regułę.
Franciszek marzył o tym, by regułą braci była po prostu Ewangelia, jednak przymuszony, napisał swoją wersję. Wspólnota ją przyjęła, ale schody zaczęły się w kurii rzymskiej. Tekst był zbyt poetycki, a za mało prawny i precyzyjny. Tekst założyciela poddano wiwisekcji i poskładano na nowo, ta wersja została już przez papieża uznana w 1223 r.
Jest ona po ludzku rozsądna i trzeźwa, choć niepozbawiona do końca Franciszkowej żarliwości. Jednak dla niego, pasjonata i idealisty, doświadczenie zderzenia się z prawną machiną kurii, która przemieliła jego wizję, mogło być dodatkowym ciosem. Przyjął go, uciekając w stronę kontemplacji Chrystusa.
Czytaj także:
Krzyż, przy którym modlił się św. Franciszek
Żłóbek w Greccio i ukrzyżowanie w La Verna
Pierwszym owocem tej „ucieczki” był pomysł, by na Boże Narodzenie odtworzyć scenę z Groty Narodzenia. Franciszek przyniósł żłóbek, położył w nim na sianie Dzieciątko, przyprowadził wołu i osła. W tym otoczeniu uroczyście odśpiewał ewangelię o narodzeniu Pana.
Chciał w ten sposób uświadomić innym, a pewnie i sobie, jak nisko Bóg zszedł, pragnąc zbawienia człowieka. Chciał pokazać Jego ludzką twarz.
Na jesieni następnego roku udał się do pustelni La Verna, by odbyć tam czterdziestodniowy post przed uroczystością św. Michała Archanioła. Podczas niego, 17 września, Franciszek zobaczył w wizji Chrystusa pod postacią serafina. Pan wycisnął na ciele wizjonera swoje rany i tak święty z Asyżu w widzialny i doświadczalny sposób stał się podobny do Tego, którego kochał.
Pieśń słoneczna
Jeszcze dwa lata, do nocy z 3 na 4 października 1226 r., Franciszek głosił całym sobą prawdziwość Ewangelii. Schorowany, poddawany równie okrutnym, co nieskutecznym terapiom, napisał jeden z najpiękniejszych chrześcijańskich hymnów ku czci Boga Stwórcy – „Pieśń słoneczną”.
Zrodziła się w jego sercu, kiedy podczas modlitwy Pan objawił mu, że jego zbawienie jest pewne. Pomimo wielkiego fizycznego cierpienia, Franciszka wypełniła bezgraniczna radość. Zbliżało się doskonałe zjednoczenie z Oblubieńcem, o którym mówił całym sobą, był tego już pewien.
Czytaj także:
14 bardzo życiowych rad zainspirowanych św. Franciszkiem z Asyżu
Czytaj także:
Tych historii o św. Franciszku raczej nie znasz. Żywa katecheza o Bogu, który kocha do szaleństwa