Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Chodzenie po drzewach w lesie, rzeźbienie finką w kawałku drewna, obieranie nią ziemniaków, zabawy w błocie i po kostki w jeziorze, nawet zimą, ześlizgiwanie się po błotnistym zboczu na pupie – tak wygląda dzień powszedni w duńskim leśnym przedszkolu – choć brzmi to jak dziecięca szkoła przetrwania lub najfajniejsze chwile wakacji naszych rodziców, które spędzali u rodziny na wsi.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Wielu polskim rodzicom podoba się taka wizja przedszkola, choć nie znam Polaków mieszkających w Danii, którzy aplikowaliby o przyjęcie ich dziecka do leśnego przedszkola. Tymczasem w Polsce powstają przedszkola próbujące implementować skandynawskie wzorce, które zdaniem innych szokują i nie nadają się do naśladowania.
Przedszkole bez ogrodzenia
Brytyjskie przedszkolanki zaskoczone są brakiem ogrodzenia. Choć wydaje się naturalne, że w lesie nie stawia się płotów, to bez nich trudniej jest zapewnić bezpieczeństwo przedszkolakom. Dziecko może się przecież odłączyć od grupy i zgubić, nie wspominając o niepowołanych osobach, które mają swobodny dostęp do dzieci.
W żadnym duńskim przedszkolu nie przywiązuje się wagi do ogrodzenia, które jest subtelne i łatwe do sforsowania. Związane jest to z ideą otwartości na świat zewnętrzny, nie tylko na naturę, ale również na miejską rzeczywistość. Z tego powodu synowi mojej koleżanki udało się opuścić niepostrzeżenie przedszkole, gdyż wolał być w domu z babcią. Przeszedł więc przez ruchliwą ulicę i dotarł do domu, który oddalony był o ponad kilometr. Niestety, znam też historie o mniej szczęśliwych zakończeniach.
Przedszkolak w strugach deszczu
Mówiąc o skandynawskich wzorcach, rzadko myślimy o pogodzie. Tymczasem w Danii przez większą część roku pada deszcz. Wiosna i lato są chłodne. Nie przeszkadza to przedszkolakom w zabawi ani w leśnych przedszkolach, ani w tych zwyczajnych. Dziecko może siedzieć w kałuży i polewać się wodą. Kiedy więc wracam z dzieckiem do domu, chwytam je za kombinezon na karku i przenoszę od razu pod prysznic, gdzie dziecko się rozbiera, a kombinezon opłukuję.
Nadal byłam jednak zdziwiona, kiedy pewnego zimowego dnia moja pociecha miała mokre włosy, choć nie padało. Przedszkolanka wytłumaczyła mi ze stoickim spokojem, że dziecko, będąc na placu zabaw, polewało sobie głowę wodą z hydrantu. Nikt nie wpadł na pomysł, aby przerwać tę wyborną zabawę. Nie silono się też wobec mnie na kłamstwa, bo nikt nie widział w tej sytuacji niczego złego.
Przedszkole bez budynku
Wiele duńskich leśnych przedszkoli nie posiada budynku, do którego dzieci mogłyby się schronić podczas złej pogody. Nawet w zimie i podczas deszczu spędzają one cały dzień w lesie. Wtedy są ubrane w kombinezony, które ułatwiają zjeżdżanie na pupie po błotnistych zboczach.
Mają kalosze, więc mogą brodzić w jeziorze. Tymczasem kiedy jesienią lub zimą pada deszcz, niektórzy polscy rodzice nie pozwalają swoim pociechom wyjść z domu, nie wspominając o zabawie w kałuży, a przecież daje to dzieciom tyle radości.
Wspinanie się po drzewach
Nie tylko w leśnych przedszkolach wolno maluchom chodzić po drzewach. Niektóre miejskie przedszkola tworzą grupy, które codziennie wyjeżdżają na cały dzień do lasu. Inne przedszkola co tydzień wybierają inną grupę, która spędza czas w lesie. Wiele przedszkoli organizuje wycieczki na łono natury.
Ostatnio w niektórych przedszkolach oznacza się kolorową taśmą, do jakiej wysokości wolno się wspinać. Nadal jednak wiele przedszkoli takich oznaczeń nie ma. Trudno byłoby też obkleić wszystkie drzewa w lesie. Z tego powodu przedszkolaki mogą znaleźć się na wysokości około 4 metrów – bez zabezpieczeń, lin, szelek ani bez bezpośredniej asekuracji dorosłego. Tymczasem wychowawca stoi kilka metrów od drzewa.
W takiej sytuacji przypominam sobie maluchy w wieku około 5-6 lat, które widziałam w polskich Tatrach na szklaku na Nosal. Dzieci miały szelki opasające ich ramiona i biodra. Do pasków przymocowane były grube liny, które trzymali rodzice, idąc za dziećmi. Maluchy były przerażone tymi zabezpieczeniami, które ograniczały swobodę ich ruchów. Z wielką ostrożnością i namysłem wykonywały każdy krok. Dzieci wyglądały, jakby na każdym kroku oczekiwały katastrofy.
Nie pomagać
Skandynawscy wychowawcy przedszkolni w nietypowy sposób reagują na prośbę dziecka o pomoc. Zdarza się to w różnych sytuacjach – zarówno przy wycinaniu nożyczkami, jak i wspinaniu na drzewo.
Taka prośba oznacza, że maluch nie radzi sobie z daną czynnością i powinien ją ćwiczyć, ale sam. Jeśli nauczyciel naprawdę by pomógł, to dziecko znalazłoby się w sytuacji, w której potrzebowałoby jeszcze więcej pomocy. Dlatego wychowawcy nie pomagają. Co najwyżej obserwują samodzielne zmagania dziecka.
Mity o skandynawskich przedszkolach
Nie jest prawdą, że nauczyciel nie ma żadnego planu, a dzieci robią wszystko, co chcą – choć często tak to wygląda. Wychowawca zachęca do określonych aktywności, choć zazwyczaj nie przerywa zabawy, w którą dziecko jest mocno zaangażowane.
Nie jest prawdą, że dzieci nie mają zabawek, a przedmiotów do zabawy szukają w otaczającej przyrodzie. W standardowych przedszkolach są zwyczajne zabawki, jak wszędzie na świecie. Nie uważa się, aby odbieranie dzieciom zabawek miało pobudzać ich wyobraźnię czy kreatywność.
Prawdą jest natomiast, że w przedszkolach nie ma zajęć dodatkowych. Dzieci nie uczą się czytać ani liczyć. Nawet nie uczą się liter ani cyfr.
Chodząc po wysokich, leśnych drzewach lub używając finki dziecko poznaje siebie, swoje możliwości i ograniczenia. Bawiąc się w przedszkolu bez ogrodzenia, uczy się odpowiedzialności i przestrzegania reguł.
Nasza polska dbałość o bezpieczeństwo kłóci się z ideą duńskich leśnych przedszkoli. Jednak z całą pewnością placówki te poszerzają nasze spojrzenie na dziecko, na nasze wymagania i oczekiwania. Często przecież w trosce o zdrowie rodzice nie życzą sobie, aby ich dziecko wyszło na plac zabaw podczas deszczu. Wolą, kiedy dziecko ma zajęcia edukacyjne w ciepłej i suchej sali. Warto sobie przypomnieć, co sprawia dziecku największą frajdę. Może warto inaczej wyznaczyć granice – tak, aby dziecko mogło wspaniale się bawić i doskonale rozwijać.