Płynnie mówi po polsku. W Szwajcarii ukończył sobotnią polską szkołę. W Watykanie poza służbą pomaga polskim siostrom lepić pierogi…
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
6 maja wśród nowych gwardzistów, którzy złożyli przysięgę papieżowi Franciszkowi, był pół-Polak. Marco Cina urodził się i wychował pod Zurychem, ale jego mamą jest Polką i dzięki temu od dziecka wzrastał w domu, gdzie kultywowano i szwajcarskie, i polskie tradycje. Uczęszczał do polskiej szkoły, z mamą tańczył w zespole tańca ludowego. Często odwiedza dziadków i krewnych w Polsce. Od listopada zeszłego roku rozpoczął służbę w Papieskiej Gwardii Szwajcarskiej. Przed wielkim dniem przysięgi udzielił naszej Redakcji wywiadu.
Anna Artymiak: Kiedy podjąłeś decyzję, żeby zostać gwardzistą?
Marco Cina: Mój tata był gwardzistą za papieża Jana Pawła II i opowiadał mi różne historie. Dzięki niemu poznałem trochę służbę w Watykanie. Potem odbyłem służbę wojskową w Szwajcarii i postanowiłem, że chcę wstąpić do Gwardii Szwajcarskiej. Zgłosiłem się, podpisałem umowę, musiałem zrobić kilka testów, przejść rozmowę kwalifikacyjną. Ostateczną odpowiedź dostałem po pół roku.
Czytaj także:
Elitarna, najmniejsza armia świata. Rozmowa z oficerem Gwardii Szwajcarskiej
Jestem ciekawa rodzinnych historii na temat Jana Pawła II. Czy możesz podzielić się niektórymi wspomnieniami?
Jest ich wiele. Tata odbył służbę w połowie lat 90. W Watykanie było wtedy wiele Polaków i gwardziści musieli nauczyć się kilku przydatnych słów po polsku, jak „cicho” czy „nie gadajcie”. Kiedy mój tata opuszczał Gwardię, dostał od Jana Pawła II na pamiątkę medal.
Rodzice mają wyjątkowe wspomnienie z ich podróży poślubnej. W drodze do Australii zatrzymali się w Rzymie i poszli na audiencję, która miała miejsce w Auli Pawła VI. Papież miał wtedy trochę problemy z chodzeniem. Rodzicom porządkowi odradzali ustawienie się przy kanale centralnym, ale mama miała intuicję, że może jednak tamtędy przejdzie. I tak się stało. Kiedy papież się zbliżał, moja mama zaczęła krzyczeć, że są nowożeńcy i czy mogą otrzymać błogosławieństwo. Jan Paweł II podszedł do nich jako jedynych i pobłogosławił.
Kiedy spotkałeś po raz pierwszy papieża Franciszka?
Było to czwartego dnia podczas służby przy windzie, której papieża używa, żeby wjechać na loggie Pałacu Apostolskiego. Tam jest tylko gwardzista i papież. Kiedy otrzymujemy komunikat, że nadchodzi Ojciec Święty, czeka się na jego przyjście.
Po raz pierwszy biło mi mocno serce. Byłem zdenerwowany. Nie mówiłem jeszcze wtedy dobrze po włosku. Wcześniej byliśmy z rodzicami kilka razy w Rzymie na wakacjach. Widziałem papieża na audiencjach, ale to nie jest aż tak osobiste spotkanie.
O czym papież z Wami rozmawia?
Są to krótkie wymiany zdań. Ale jak powiedzieli nam na początku – to, o czym rozmawiamy z papieżem, zostaje w sercu dla nas.
Która służba bardziej Ci się podoba: w Gwardii czy w Szwajcarii?
W Szwajcarii doszedłem do podporucznika. Tam jest inaczej, jest więcej ludzi, tu panuje bardziej rodzinna atmosfera. Możemy porozmawiać z komendantem i innymi oficerami. Bawimy sie z dziećmi gwardzistów, bo mieszka tu kilka rodzin. Żyjemy jak jedna wielka rodzina.
Gdzie najbardziej lubisz pełnić służbę?
Od niedawna przeszedłem na stopień wyższy i pełnię też służbę, tzw. gwardzisty pałacowego, więc nie muszę już tylko stać z halabardą jako sentinella, przez to jest trochę łatwiej. Pełnię też nocną służbę.
Lubię służbę honorową z halabardą przy tronie papieskim podczas mszy świętej. Potrzeba na to wiele siły, np. w czasie Wielkanocy stałem wyprostowany z halabardą trzy godziny. Nie możemy się ruszyć. Służba w bramie też wymaga siły, jest to godzina, nawet dwie z halabardą cały czas w jednej pozycji, odmawiam wtedy kilka razy różaniec.
Czytaj także:
„Sprzedaj biurko i szukaj biednych”. Abp Krajewski przekazuje, czego nauczył go papież
Płynnie mówisz po polsku.
Staram się, choć mam problemy z końcówkami, czasem brakuje mi słów. Teraz szkolę włoski. Znam jeszcze francuski i angielski. W Szwajcarii ukończyłem sobotnią polską szkołę.
Często jeździsz do Polski?
Tak. Przynajmniej raz w roku. Często jeździmy rodziną na Wielkanoc, rzadziej na Boże Narodzenie. Teraz obowiązuje mnie kontrakt z Gwardią i przez pierwsze osiem miesięcy służby nie możemy wyjeżdżać na wakacje. Kiedy będę miał urlop, chciałbym odwiedzić dziadków w Polsce.
Jakie widzisz podobieństwa i różnice pomiędzy Polską a Szwajcarią?
Nie odbieram tego w ten sposób. Od dziecka zawsze miałem dwie ojczyzny, dla mnie dom jest i w Szwajcarii, i w Polsce. Z rodzicami i bratem rozmawiamy po niemiecku i po polsku. Stworzyliśmy nawet swoistą gwarę domową, taką mieszankę niemieckiego i polskiego – tak, iż często ludzie zdziwieni pytają nas, w jakim rozmawiamy języku.
Które z polskich tradycji utrzymujecie w domu?
Chodzimy do kościoła do polskiej parafii w Zurychu, przyjąłem tam I Komunię Świętą. Mamy księdza z Polski, więc jest święcenie jajek przed Wielkanocą. Barszcz gotujemy na Wigilię i Wielkanoc. Na Boże Narodzenie śpiewamy kolędy. Mamy opłatek. Od dziadków z Polski dostałem nawet opłatek na moją pierwszą gwiazdkę w Watykanie. Z pierogów najbardziej lubimy ruskie z serem i ziemniakami i te królują na naszym stole wigilijnym.
Czy polskie siostry albertynki, które posługują Wam w kuchni, gotują Wam czasem polskie dania?
Tak. Ostatnio pomagałem siostrom lepić pierogi dla wszystkich chłopaków, zrobiliśmy ok. 700 sztuk. Wszystkim smakowały. Było to w piątek, bo w Watykanie w piątki nie jemy mięsa, a rybę nie każdy lubi. Pierogi zaś smakowały wyśmienicie. Siostry pieką nam też czasami sernik.
Czy pomagałeś już abp Krajewskiemu rozdawać posiłki ubogim?
Tak, ale niestety tylko na początku służby. Na Termini i przy Piramide są stołówki dla ubogich. Pomagałem kilka razy, np. rozlewać mleko, na początku ciężko mi było rozmawiać z ludźmi, bo nie znałem wtedy dobrze włoskiego. Teraz ze względu na zwiększone obowiązki nie mogę już tam jeździć.
Czytaj także:
„Grałem w hokeja z polskimi rówieśnikami. Jadłem u nich bigos i pierogi” – rozmowa z kard. Tobinem