Papieża Innocentego III przez wiele nocy męczył ten sam sen. Śniło mu się – mówi legenda – że rybacy zarzucali sieci w Tybrze, ale zamiast ryb wyciągali martwe noworodki. Były to dzieci utopione przez zdesperowane matki. Papież kazał więc zbudować nad rzeką szpital, który był jednocześnie ośrodkiem pomocy dla porzuconych dzieci, samotnych ciężarnych kobiet oraz osób starszych i niepełnosprawnych. Prowadzenie tej placówki, pod wezwaniem Ducha Świętego, powierzył w 1207 r. bł. Gwidonowi z Montpellier i założonym przez niego dwóm zgromadzeniom zakonnym: duchaczy i duchaczek.
Pierwsze na świecie Okno Życia
W ścianie szpitala zamontowano pewne urządzenie. Miało ono dwa okna: jedno od ulicy, drugie od strony szpitala. W środku znajdował się obrotowy bęben. Przekręcenie kołowrotu poruszało dzwonek. Urządzenie służyło do tego, żeby matki, które z jakichś powodów nie mogą wychowywać swoich dzieci, mogły je anonimowo i dyskretnie oddać.
Co się potem działo z dziećmi? Zakonnice myły je, badały i ubierały, ale zajmowały się nimi tylko przez chwilę. Powierzały je na wychowanie rodzinom, nad którymi potem sprawowali pieczę bracia duchacze.
To było pierwsze na świecie Okno Życia. Można je do dzisiaj oglądać w tym samym miejscu, ok. 400 metrów od Watykanu. Ciekawostka – w przyszpitalnym kościele znajduje się również obraz Miłosierdzia Bożego i relikwie św. Faustyny.
Koło Niewiniątek
W 1224 r. podobne urządzenie, nazywane Kołem Niewiniątek, znalazło się w Krakowie, kiedy zamieszkali tam duchacze i duchaczki. Założyli tam podobną placówkę opiekuńczą jak w Rzymie, również pod wezwaniem Świętego Ducha.
Krakowskie Okno nie zachowało się do naszych czasów. Pod koniec XIX wieku władze miasta, które przejęły kościół, klasztory obu zakonów (żeńskiego i męskiego) oraz szpital, zburzyły budynki, żeby zbudować w tym miejscu teatr. Przeciwko wyburzeniu kompleksu protestowało wiele osób, m.in. malarz Jan Matejko zagroził, że nie będzie już więcej wystawiał swoich prac w Krakowie.
Przez wiele wieków Okna Życia funkcjonowały w wielu miejscach w Europie. Matki zostawiały też dzieci w przedsionkach kościołów i klasztorów.
Okna Życia dzisiaj
Dzisiaj makabryczna wizja Innocentego III nadal się spełnia – choć w nieco inny sposób. Ciała milionów dzieci na świecie są spuszczane do kanalizacji, bo ich matki poddają się aborcji (w naszych czasach najczęściej aborcji farmakologicznej w pierwszych tygodniach ciąży). Działają też współczesne Koła Niewiniątek, czyli Okna Życia.
W naszych czasach pierwsze takie miejsce powstało w 1999 roku w Niemczech. Pewna kobieta, która oddała do adopcji dziecko poczęte w wyniku gwałtu, opowiedziała o swoich przejściach pastorce Gabrieli Stangl, która zainspirowała się jej historią i zorganizowała Okno Życia. W Polsce pierwsze współczesne Okno powstało znowu w Krakowie – w 2006 r. Wszystkie Okna Życia w Polsce znajdują się przy żeńskich klasztorach.
Problemy z Oknami Życia
Trzeba przyznać: Okna Życia mają wiele wad. Dzieci, które są w nich zostawiane, stają się zupełnie anonimowe. Nie wiadomo, kiedy dokładnie się urodziły, czy były szczepione, a przede wszystkim – kim są ich rodzice. W przyszłości nie będą mogły dowiedzieć się niczego o swoim pochodzeniu, np. o dziedzicznych chorobach. W 2013 r. Komitet Praw Dziecka przy ONZ zwrócił się nawet z prośbą do Parlamentu Europejskiego o zakazanie Okien Życia z powodu tego, że naruszają one prawo dziecka do poznania swoich korzeni.
Prowadzenie Okna Życia to niemałe przedsięwzięcie. Trzeba zbudować specjalne pomieszczenie, a osoby, które się nim opiekują, muszą czuwać przez całą dobę, codziennie, chociaż dzieci znajdują sporadycznie, np. raz na kilka lat. W niektórych Oknach Życia nie zostawiono do tej pory żadnego dziecka.
Dylematy prawne
Z procedurą zostawiania dzieci w Oknach Życia wiążą się też czasem dylematy prawne. Na początku nie było precedensu, jak sąd rodzinny powinien traktować taką decyzję matki – czy jako zrzeczenie się praw rodzicielskich, czy na przykład jako porzucenie dziecka.
Przyjęto oczywiście tę pierwszą opcję, a policja w takich sytuacjach nie prowadzi dochodzenia. Zdarza się też, że matka albo ojciec wracają do Okna Życia i chcą odzyskać dziecko. Policja musi wtedy uruchomić procedurę weryfikacyjną (np. trzeba zrobić badania genetyczne), a ośrodek pomocy społecznej musi się przyjrzeć sytuacji w tej rodzinie.
Lepiej by było, żeby matka, która z jakiegoś powodu uzna, że nie może wychowywać dziecka, zrzekła się praw rodzicielskich. Najlepiej jeszcze w szpitalu, podpisując odpowiednie dokumenty i podając różne ważne informacje. Wtedy po 6 tygodniach (tyle czasu mają rodzice na zmianę decyzji) maluch idzie do adopcji. Jeszcze lepiej by było, gdyby rodzice otrzymali wsparcie materialne, psychologiczne i duchowe, żeby mogli dobrze wychować własne dziecko.
Wyjście awaryjne przez okno
Za działaniem Okien Życia przemawia „tylko” jeden argument – że ponad 160 dzieci w Polsce żyje, a nie wiadomo, co by się z nimi stało, gdyby nie istniały takie miejsca. Matki z różnych względów nie zawsze chcą zostawiać dzieci tuż po urodzeniu w szpitalach. Bywa i tak, że wpadają w tarapaty dopiero jakiś czas po porodzie. Nie wiadomo, co by zrobiły z dziećmi, gdyby nie wiedziały, że mogą je zostawić w Oknie Życia.
Można też przypuszczać, że dzięki tym instytucjom uratowano w Polsce więcej ludzi niż 160. To te dzieci, których matki, spanikowane wiadomością o ciąży wiedziały, że w najgorszym razie mogą je zostawić w Oknie Życia. Dzięki temu nie zdecydowały się na aborcję. Kiedy emocje opadły, narzeczony ochłonął albo świeżo upieczeni dziadkowie otrząsnęli się z szoku, kobieta i jej najbliżsi zupełnie inaczej spojrzeli na sytuację.
Chyba wszyscy się zgadzają co do tego, że Okno Życia to wyjście awaryjne, z którego korzystają osoby zdesperowane. Ale też wszystko wskazuje na to, że jest to wyjście potrzebne.