Otwartość na życie nie oznacza, że para musi mieć dziecko za wszelką cenę.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Kiedy nawróciłam się na katolicyzm, nauczanie kościoła w sprawie metody zapłodnienia pozaustrojowego – tzw. in vitro było dla mnie kłopotliwe. Z całym naciskiem na otwartość na życie i przeciwstawianie się antykoncepcji, odmawianie możliwości poczęcia nowego życia parom, które zmagały się z bezpłodnością, wydawało mi się nieetyczne.
Czytaj także:
Dlaczego Kościół nie akceptuje in vitro? I czy są jakieś wyjątki?
Kilka lat temu przyjęłam intelektualnie to nauczanie – seks w małżeństwie ma dwie funkcje: jednoczącą i prokreacyjną, więc antykoncepcja sprzeciwia się funkcji prokreacyjnej, natomiast zapłodnienie metodą in vitro całkowicie zastępuje akt seksualny. Każdy z tych wyborów jest dla pary zły i może zaszkodzić małżeństwu.
Miało to logiczny sens, ale całościowo nauka kościoła nigdy we mnie nie rezonowała, dopóki nie przeczytałam artykułu francuskiej blogerki Garance Doré o nieudanej próbie zapłodnienia przez in vitro (ostrzeżenie: artykuł zawiera język, który może być uznany za obraźliwy).
Doré wyjaśnia, że dopóki była młoda, nie myślała o posiadaniu dzieci. Dopiero w wieku 40 lat zaczęła się o nie starać. Opisuje miesiące przyjmowania sterydów, hormonów, zastrzyków, próbę in vitro oraz to, jak się czuła, gdy dwa umieszczone w niej embriony przestały się rozwijać:
Byłam załamana. Nic nie mogło mnie na to przygotować. Nic nie mogło przygotować mnie na rok toksycznych hormonów, toksycznych rozmów i toksycznych myśli. Rok tracenia głowy, radości, miłości.
To nie jest łatwa lektura. W którymś momencie Doré porównuje się nawet do „rannego zwierzątka, chowającego się w kącie”, próbującego znaleźć nieposiniaczone miejsce na swoim brzuchu na kolejny zastrzyk. Jej narzeczony powiedział jej po nieudanej próbie in vitro: „Chciałem powstrzymać Cię od traktowania się jak laboratoryjnego szczura” .
Czytaj także:
Nie miałam dużych szans. Proponowano mi więc in vitro. Odmówiłam
Nauczanie kościoła o życiu jest piękne dokładnie dlatego, że na to nie pozwala. Otwartość na życie nie oznacza, że para musi mieć dziecko za wszelką cenę – oznacza raczej, że para powinna być otwarta na życie, kiedy ono się poczyna. Być może oznacza to posiadanie jednego dziecka, może kilkorga. A może żadnego. Ale każde życie jest cenne, a każda osoba ludzka ma wrodzoną godność. Robienie z powstawania nowego życia zimnego, laboratoryjnego procesu może odrzeć z nas z tej godności, czego Doré tak boleśnie doświadczyła.
Jednak leczenie bezpłodności nie musi być odczłowieczające. Naprotechnologia rozwinęła się po ponad 30 latach badań nad regularnymi i nieregularnymi zmiennymi cyklu menstruacyjnego i potrafi dotrzeć do przyczyn bezpłodności. Odnosi skucesy, a pacjenci i ich rodziny są z niej bardzo zadowoleni.
FEMM jest najnowszą aplikacją pozwalającą obserwować płodność. Oddalona o lata świetlne od znanego „kalendarzyka małżeńskiego” sprzed kilku dekad, FEMM jest poręcznym programem zdrowia kobiet, który pomaga kobietom monitorować ogólny stan zdrowia, bazując na centralnej roli endokrynologii reprodukcyjnej. FEMM to nie tylko środek pomagający zajść bądź uniknąć ciąży – pomaga diagnozować i leczyć wszystko: od torbieli na jajnikach i endometriozy po migreny i problemy z tarczycą.
Czytaj także:
Naprotechnologia to nie medycyna? „Pozwólmy mówić faktom”
Oczywiście, nie wszystkie przypadki bezpłodności można wyleczyć. Mam przyjaciół, którzy okropnie cierpią z jej powodu i ani przez moment nie ośmieliłabym się zasugerować im, że to coś innego niż straszny krzyż. Ale wiem też, że Chrystus wzywa nas do wzięcia naszego krzyża, a nie obejścia go – i zaczynam dostrzegać, że metody ucieczki od naszych krzyży mogą być w rezultacie gorsze niż niesienie ich.
Wydaje się, że Doré znalazła pewien pokój w porzuceniu metody in vitro i mam nadzieję, że ten pokój będzie trwał. Mam też nadzieję, że wszystkie kobiety i pary cierpiące na bezpłodność odnajdą ten sam pokój wiedząc, że nie cierpią samotnie, i że ich cierpienie nie jest na próżno.
Święta Rito, patronko bezpłodnych, módl się za nami!
Czytaj także:
Zmęczeni i sfrustrowani naturalnym planowaniem rodziny (NPR)?
Tekst pochodzi z angielskiej edycji portalu Aleteia