Z ks. Adamem Trzaską, kapelanem Hospicjum św. Łazarza w Krakowie, rozmawia Małgorzata Bilska.
Małgorzata Bilska: Jak często ksiądz udziela sakramentu chorych?
Ks. Adam Trzaska: Codziennie. W naszym hospicjum są czterdzieści dwa, a wliczając izolatki – czterdzieści cztery łóżka, na których rocznie umiera około pięciuset osób. Prawie każdego dnia przyjmujemy nowych chorych. Rozmawiam z nimi, więc codziennie pytam o sakrament i go udzielam.
Ksiądz jest tu kapelanem od siedemnastu lat. Czy stosunek ludzi do sakramentu zmieniał się w tym czasie?
Dalej jest on traktowany z lękiem, czasami z przerażeniem. Doświadczenie tylu lat w hospicjum sprawiło, że rzadko proponuję wprost sakrament chorych. Pytam raczej: Czy państwo chcą, bym się pomodlił o zdrowie? O to, żeby Pan Jezus przyszedł i państwa wzmocnił? Wtedy to akceptują. Częściej nie akceptują, kiedy mówię „sakrament chorych”.
Czemu?
Bo się boją.
Ostatnie namaszczenie?
Pokutuje dawna nazwa „ostatnie namaszczenie”?
Niewątpliwie. Dopiero Sobór Watykański II zaproponował, by „ostatnie namaszczenie” nazywać „namaszczeniem chorych”. Jest to bardziej adekwatne, gdyż sakrament ten nie jest tylko dla tych, którzy są w ostatecznym niebezpieczeństwie utraty życia.
Co mówi na ten temat aktualna nauka Kościoła?
Sakramenty są znakami, w których Chrystus uobecnia się w naszym życiu. Choroba, zarówno duchowa jak i fizyczna, jest ważnym momentem życia. Wtedy człowiek wierzący zaprasza Boga, aby przyszedł i go umocnił.
Przy udzielaniu sakramentu cytowane jest zdanie z Listu św. Jakuba: „Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, aby się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana”. Kościół proponuje sakrament ludziom chorym, których życie jest zagrożone, gdy choroba jest długotrwała, przy każdym poważnym pogorszeniu się choroby, gdy chory wyzdrowiał i powtórnie zachorował, i przynajmniej raz w roku ludziom w podeszłym wieku.
Jeżeli chory jest przytomny, musi być w stanie łaski uświęcającej albo wcześniej pójść do spowiedzi. Jeśli jest nieprzytomny, decyduje osoba najbliższa. Musi być ochrzczony. Ostatnio dyskutuje się nad tym, czy wolno udzielać sakramentu dzieciom młodszym i głęboko upośledzonym. Nie są w stanie używać rozumu tak, by podejmować świadome decyzje, co stanowi wymóg przy udzielaniu tego sakramentu. Księża, którzy – tak jak ja – pracują wśród chorych, pytają, czemu nie modlić się nad dziećmi młodszymi i nie wzmacniać ich sakramentem?
Jak się zaczęła księdza posługa?
Wyrosłem z parafii św. Szczepana w Krakowie. Przez całe dzieciństwo obserwowałem z okien mojego mieszkania księdza Puzynę, jak o tej samej godzinie, w ten sam dzień tygodnia, szedł do chorych. Został wyświęcony pomimo gruźlicy. Był kapelanem sióstr karmelitanek i pomagał w mojej parafii jako duszpasterz chorych.
Kiedy sam trafiłem na parafię i okazało się, że nie ma tam duszpasterstwa chorych, zaproponowałem im pierwsze piątki lub soboty. Po kolędzie zgłosiły się dwie osoby, które prosiły, by przychodzić częściej. Do pana Stanisława jeździłem w każdą niedzielę po sumie. Do pana Jana – codziennie. Obaj chorowali na nowotwór.
W obu przypadkach na końcu spotkała mnie niezwykła sytuacja. Rodziny poprosiły, abym zbliżył się jeszcze raz do chorych, bo chcieli mi coś powiedzieć. Od pana Stanisława usłyszałem: „Bóg zapłać”. Mówię: „Będę za tydzień”. A on: „Już ksiądz nie będzie”. Umarł we wtorek. U pana Jana byłem w piątek i też mi dziękował. Mówię: „Jutro będę”, a on: „Jutro już nie”. I umarł w nocy.
To były moje pierwsze przeżycia „hospicyjne”. Potem zacząłem namawiać innych chorych, by przyjmowali sakramenty. Zebrała się grupka czterech osób, do których jeździłem w pierwsze piątki. Gdy po pięciu latach opuszczałem parafię, było ich ponad czterdzieści.
Sakramenty bywają niczym lekarstwo duchowe. Jak działa sakrament?
Każdy z nas chce fizycznie doświadczyć, że sakrament działa. Ponieważ to sakrament uzdrowienia chrześcijańskiego, chcemy zobaczyć, doświadczyć, jak chory się zmienia wnętrze. Po przyjściu do hospicjum rodziły się we mnie pytania o sens tego sakramentu w przypadku chorych terminalnie.
Na początku posługi pomógł mi szczególny przypadek. Chory, który miał ponad sześćdziesiąt lat, odmawiał przyjęcia sakramentów. Po niedługim czasie stracił przytomność. Lekarz mi powiedział, że jest w agonii, która będzie trwać raczej godziny niż dni. Rodzeństwo chorego przyszło do mnie z prośbą o sakrament. Zacząłem im tłumaczyć, że udzielanie sakramentów ogranicza wolność człowieka. Jeśli ktoś sobie nie życzy, wolności nie możemy złamać. Wtedy mi powiedzieli, że on by chciał, tylko wstydził się przyznać, że nie był u pierwszej spowiedzi i komunii. Był to argument dość istotny. Pomodliliśmy się wspólnie przy jego łóżku, udzieliłem sakramentu chorych.
Następnego dnia go odwiedziłem. Żył. Nie miał już objawów agonii, oddychał spokojnie, było lepiej. Po kilku dniach odzyskał przytomność. Zacząłem z nim rozmawiać. Poszedł do pierwszej spowiedzi, potem u nas w kaplicy na leżąco, na łóżku, przyjął Pierwszą Komunię i bierzmowanie. Siostra mu przypięła kwiatuszki do piżamy. Jak zaczął chodzić o kulach, poprosił o wypisanie do domu. Odwiedził nas w święta wielkanocne, zrobił przed dyżurką pielęgniarek przysiady, by pokazać, że jest całkowicie zdrowy. I poszedł w świat. Widziałem przemianę tego człowieka na własne oczy.
Często się zdarza, że ktoś wychodzi zdrowy z hospicjum?
W pełni uzdrowiony? O tym jednym przypadku jestem w stanie powiedzieć na pewno. Nastąpił cud. Co roku wychodzi kilka osób, nie potrafię jednak powiedzieć, czy to kwestia lepszego ustawienia leków czy innych przyczyn. Myślę, że tamta sytuacja to był znak dla mnie. Pan Bóg dał mi zobaczyć cud, żebym wierzył w to, co tutaj robię. I bym był świadkiem, że sakrament jest potrzebny.
Skutki sakramentu
Co by ksiądz powiedział tym, którzy boją się „wywołać wilka z lasu” i uparcie odmawiają?
Sam przyjmuję ten sakrament. Kiedy dopadła mnie poważna choroba, poprosiłem kolegę, który jest kapelanem w szpitalu, by mi go udzielił. Żyję dalej. Poza tym mogę zaświadczyć, że sakrament zmienił niektórych moich chorych. Wniósł w ich życie pokój i wiele dobra.
Opowiem o jednej z piękniejszych rzeczy, jakie mnie spotkały. Zostałem zaproszony do chorego, który umierał w mieszkaniu. Najbliższa rodzina pracowała nad tym, by przyjął sakramenty. On ciągle nie chciał. Dlatego poprosili mnie, księdza z doświadczeniem w takich rozmowach. Wysłuchał mnie. Poszedł do spowiedzi i przyjął sakrament chorych.
A potem poprosił, żebym przyszedł do niego jeszcze raz i w domu odprawił mszę. Nie uprzedził mnie, co planuje. W czasie mszy świętej, przy znaku pokoju, po dziesiątkach lat odezwał się do żony ze słowem "przepraszam". Wcześniej na jego prośbę syn kupił róże. Dał bukiety żonie i córce. Przeprosił je za wszystko, o czym oni wiedzieli, a ja niekoniecznie... Dopiero potem przyjął Komunię świętą.
To było naprawdę wstrząsające. Wszyscy płakali. Kiedy człowiek otworzy się na Chrystusa, to przynosi niesamowite skutki.
Namaszczenie może być początkiem… dobra?
Czasem pytam osoby, które boją się je przyjąć: Jaką pan czy pani ma wizję Pana Boga? Czemu wy się Go boicie? Czy On zabija, czy uzdrawia? W Ewangelii nie ma ani jednego fragmentu, w którym byłoby napisane, że Pan Jezus kogoś zabił. Wiele miejsca zajmują uzdrowienia.
Bóg chce być blisko nas, żeby towarzyszyć w cierpieniu?
Tak.