Do jego rozbujania potrzeba 12 wykwalifikowanych dzwonników, z których każdy musi być ubezpieczony…
Dzwon Zygmunt po raz pierwszy zabrzmiał 13 lipca 1521 r. Lada dzień obchodzi swoje 500. urodziny! Z tej okazji przypominamy nasz reportaż z dzwonnicy sprzed trzech lat.
Za 3 lata minie 500. rocznica „urodzin” dzwonu Zygmunt, który znajduje się w Katedrze na Wawelu. W uroczystość Trzech Króli o godzinie 9.45 Sebastian Strumiński i Mateusz Schabikowski, nowo mianowani uczniowie, rozpoczynają staż. Szkolenie „nowych” trwa także 3 lata, więc jubileusz będą świętować już w roli pełnokrwistych dzwonników. Nie każdy może nim zostać – to przywilej. Tych czynnych jest dziś około 30, wspólnota ma charakter dość ekskluzywny.
Z jakich okazji bije dzwon Zygmunt?
Dzwonienie 6 stycznia jest jednym z 24 zaplanowanych na rok 2018 (tyle zaznaczono w kalendarzu). Do tego zdarzają się dzwonienia „ekstra”. Brałam w takim udział 15 października 2017 r., z okazji 200. rocznicy śmierci Tadeusza Kościuszki. Drugi raz byłam na wieży 25 grudnia, kiedy wszyscy cieszyli się z przyjęcia czterech dzwonników. Aby być świadkiem dzwonienia, trzeba otrzymać zaproszenie, wypełnić stosowny formularz i mieć zgodę księdza proboszcza.
– Czemu Kościuszko został uhonorowany biciem dzwonu? – pytam ks. Zdzisława Sochackiego, proboszcza Katedry. – Pomnik Kościuszki na koniu stoi pod wieżą, lecz na Wawelu jest tyle wspaniałych postaci…
„Dzwon Zygmunta został uruchomiony 13 lipca 1521 roku i było to związane z rocznicą zwycięskiej bitwy pod Grunwaldem – usłyszałam w odpowiedzi. – «Odzywa się», aby przypomnieć ważne wydarzenia religijne, historyczne i patriotyczne. Kościuszko nie jest traktowany specjalnie. Jego życie, dokonania, posługa na rzecz wolności (nie tylko naszego kraju) są dla nas przeżywane wyjątkowo w roku 2017 z racji rocznicy jego śmierci. Bohater spoczywa w krypcie św. Leonarda. Dzwonienie dzwonem Zygmunta jest okazją, by pielęgnować pamięć historyczną. W większości przypadków dzwonimy z okazji uroczystości kościelnych i zachęcamy do modlitwy”.
Adam Marjankowski, który dzwoni od 50 lat, wyjaśnia, że o „ekstra” przyjściach dowiadują się z SMS-ów. Wysyła je Jerzy Chuchrowski, „prawa ręka księdza proboszcza”. To kościelny, a dzwonnik od 2013 r. W mszy ku czci Kościuszki uczestniczył prezydent Andrzej Duda z małżonką.
Dzwon Zygmunt to wyjątkowy instrument
Do uruchomienia niemal 13-tonowego kolosa potrzeba 12 ludzi. Jeden człowiek ma do rozhuśtania ponad tonę; dzwonienie trwa 8 minut. Według dr. hab. Marcina Biborskiego, któremu w tym roku „stuknie” 40-stka w „fachu”, Zygmunt jest wyjątkowy. Co prawda większy dzwon jest w Pradze, ale zagra na nim nawet 4 ludzi. Jest inaczej zawieszony. Zygmunt wychyla się (aż) o 60 stopni.
Biborski jest archeologiem, kierownikiem Laboratorium Archeometalurgii i Konserwacji Zabytków UJ, w którym badano m.in. próbki Zygmunta (dementuje legendy o uszlachetnieniu stopu srebrną struną wrzuconą w czasie odlewania przez węgierskiego lutnistę Bakfarka i złotego pierścienia przez Zygmunta Starego – analizy ich nie potwierdziły).
Razem z Andrzejem Bochniakiem z Instytutu Obróbki Skrawaniem (dziś: Instytut Zaawansowanych Technologii Wytwarzania) sprawowali opiekę techniczną nad wykonaniem nowego serca. Poprzednie pękło w Boże Narodzenie 2000 r. Bochniak, dzwonnik i mechanik zarazem, dodaje: „Dzwon jest instrumentem muzycznym, przedmiotem liturgicznym, ale też urządzeniem technicznym. Serce waży 365 kg, dzwon 9 ton 650 kg, a z całym jarzmem ponad 12 ton. To wszystko musi się kołysać”. Dzwonienie „ekstra” było jego tysięcznym. Opiekuje się też trzema zabytkowymi zegarami w Katedrze.
Towarzystwo Zygmunta
Jak często uzupełnia się skład grupy? Ksiądz proboszcz Sochacki mówi: “Trwa stały nabór mężczyzn do tej posługi. Kandydaci to członkowie rodzin dzwonników oraz aktualni pracownicy Katedry”. Z tego, co wiem, proporcje są pół na pół. Ilustrują to nowi adepci.
Strumiński jest kościelnym, Schabikowski – zięciem dzwonnika. „Świeżo upieczeni” 25 grudnia: Marcin Kuś, Kacper Nawrot, Łukasz Pazdoł i Jakub Szczygieł wpisują się w tradycję. Przykład: dzwonnikami byli ojciec i pradziadek Szczygła. W ślady ojca poszli dwaj synowie Marjankowskiego (Bartek ma złotą odznakę, którą przyznaje się za 20 lat dzwonienia z 50-proc. frekwencją). Jak opowiada nestor: „Chodzili ze mną na dzwon, odkąd nauczyli się chodzić” (obecnie trzeba być pełnoletnim). Dzwonnikami jest czterech synów Biborskiego. Choć bywa i tak, jak u Bochniaka – synowie nie chcieli, więc linę przejmuje dzwonnik od kilkunastu lat, chrześniak Piotrek.
Marjankowski mówi: „W tej chwili profesja przechodzi z ojca na syna – i to pierworodnego. Tylu jest chętnych. Trzeba mieć «koneksje», osobę wprowadzającą. Tak z ulicy wejść to nie można. Trzeba sobie to wychodzić i dopasować się do «klubu»”.
Nie zawsze tak było… W kawiarni Santos przy ul. Grodzkiej, gdzie można obejrzeć tarcze herbowe, zdjęcia i kufle do piwa dzwonników, dzieli się wspomnieniami: „Jak zaczynałem, to dzwonnikami byli placowy, elektryk, cieśla, magazynier z Katedry. To nie była dla nich atrakcja i czasem brakowało ludzi. Prowadzący dzwonienie schodził do zakrystii i z łapanki brał kleryków, przypadkowe osoby. Powoli zaczęło się to zmieniać. Teraz są to ludzie kultury, nauki, biznesu. Koło dzwonu zawiązało towarzystwo”.
Pytam o jedyną kobietę-dzwonnika. Pani Barbara Szyper (historyk sztuki) była pierwsza i ostatnia. Prawo kanoniczne kobietom tego zabrania. Pozwolono jej w czasie, gdy było mało chętnych. Zdjęcie Szyper wisi w Santosie, podobnie jak dzwonników, którym zdrowie nie pozwala już na taki wysiłek.
Dzwonnicy muszą być ubezpieczeni…
Marjankowski zaczął dzwonić dzięki koledze z technikum, którego rodzice mieszkali i pracowali na Wawelu. Mieszka 50 m od zamku. Już jako dziecko biegał pod wieżę popatrzeć na Zygmunta w akcji. Spełnił marzenie. Kolega z czasem odszedł, co pan Adam komentuje: „Jak się coś zdobywa, to jest cenne, a jak się ma pod ręką, to już nie”.
Bochniak po paru latach pracy w tym samym pokoju Instytutu dowiedział się, że kolega jest dzwonnikiem. Mówi z uśmiechem: „Przyszedłem z nim raz na chwilę popatrzeć, i zostałem na całe życie”. W ciągu 36 lat opuścił 4-5 dzwonień. Biborski ciągnął za sznury po raz pierwszy po wyborze Karola Wojtyły na papieża. Dzięki przyjacielowi.
Andrzej Bochniak pamięta, kiedy lina owinęła mu się wokół szyi i miał sekundę na jej zdjęcie. Po tym wydarzeniu zmieniono liny o grubości 2 cm na 4-centymetrowe. Każda ma 6 m długości. Jest ich 12, po 6 z obu stron.
„Komuś lina się zerwała i podarła koszulę” – opowiada. „Innego złapała najpierw za głowę, a gdy się uwalniał – za nogę. Dzwon podniósł go do góry”. Bochniak mówi: „To są trudne sytuacje, bo trzeba szybko wyhamować dzwon, a 13 ton się nie da… Jesteśmy skupieni na tym, co robimy. Na wstępie każdy musi zwinąć znaczną długość liny koło siebie na podłodze, po czym umiejętnie ją podnosić”. To tłumaczy, czemu przy dzwonieniu mogą być tylko 4 osoby po deklaracji na piśmie, że są ubezpieczone.
„Dawniej się mawiało, że jak dzwon Zygmunt bije, to słuchać go aż do Wielkanocy. Wie pani czemu? Pod Krakowem jest wieś o nazwie Wielkanoc” – śmieje się Biborski. W tym roku Wielkanoc wypada 1 kwietnia, Zygmunt zadzwoni na pewno. Ale może raz, z racji Prima Aprilis, straci nieco z powagi?
Czytaj także:
W bydgoskiej katedrze odnaleziono skarby warte ok. 3,5 mln zł!
Czytaj także:
Oaza ciszy w samym sercu Krakowa. Byłeś już w kościele św. Andrzeja?
Czytaj także:
Dzwony katedry Notre Dame. Jakie historie kryją ich imiona?