Harcerstwo tylko dla dzieciaków?
W pociągu z Łowicza do Warszawy często można spotkać starych znajomych z czasów szkolnych. Pewnego niedzielnego popołudnia, wracając do Warszawy z pełnym plecakiem wałówki od mamy, spotkałam kolegę z gimnazjum. Po całkiem sympatycznej pogawędce o tym, co u nas słychać, zapytał:
– A w wakacje co robisz? Jakiś staż ogarniasz czy pracę? Bo jeśli masz wolny lipiec, to…
– Niee, w lipcu to jadę z moją drużyną na obóz harcerski.
– No co ty? To ty ciągle bawisz się w to harcerstwo?? – Spojrzał na mnie z politowaniem.
Nie miałam ochoty tłumaczyć mu, jak bardzo to jedno zdanie mnie ubodło. Machnęłam tylko ręką, mówiąc:
– Tak, przecież wiesz, że lubię biegać po lesie – uśmiechnęłam się niechętnie i szybko zmieniłam temat.
Dlaczego, mając tyle lat, cały czas udzielam się w tym całym harcerstwie?
Ponieważ ktoś kiedyś zrobił to dla mnie. Mam wspaniałe wspomnienia z moich nastoletnich lat, gdy byłam zastępową, a to wszystko dzięki Gosi Sobich – mojej drużynowej. Gosia poświęcała swój czas i nerwy dla nas, ogarniała całą pracę naszej drużyny i organizowała świetne wyjazdy tylko po to, byśmy my mogły być harcerkami, przeżywać niesamowite przygody i kształtować swoje charaktery. Dziś odwdzięczyć się mogę, poświęcając się tak samo, jak Gosia – innym młodym dziewczynom. I to jest mój główny powód służby harcerskiej.
Wszystkim nie-harcerzom spróbuję wyjaśnić, na czym polega ta nasza „zabawa w harcerstwo”, gdy jest się aktywnym szefem, czyli np. tak jak ja – drużynową.
Organizacja
To jest słowo klucz. Pracujemy z chmarą harcerek, z których każda ma swoje odrębne życie, a harcerstwo jest tylko dodatkową aktywnością. Aby cokolwiek z tej pracy wyszło, musi być dobrze zaplanowana i zorganizowana. Tyczy się to planu rocznego, jak i każdego oddzielnego planowania zimowiska, zbiórek drużyny, biwaku czy obozu, który organizujemy jako drużynowe.
Wychodzenie z siebie
Gdy zostajemy drużynowymi, to tzw. „wychodzenie ze strefy komfortu” staje się dla nas chlebem powszednim. Załatwianie spraw przedobozowych w kuratorium, sanepidzie, nadleśnictwie czy w Straży Pożarnej, to tylko ułamek tego, z czym się mierzymy, organizując obóz.
Zebrania z rodzicami harcerek, którzy patrzą na nas jak na tylko odrobinę starsze koleżanki ich córek, indywidualne rozmowy z rodzicami harcerek, by namówić na wyjazd, czy zwrócić uwagę na zachowanie ich dziecka, rozmowy z firmami z prośbami o dofinansowanie, prowadzenie wydarzeń harcerskich na parędziesiąt lub nawet paręset ludzi i wiele, wiele więcej…
Uodpornienie na destruktywną krytykę
O dziwo to w harcerstwie spotkało mnie najwięcej hejtu w moim życiu. Oczywiście, nie od innych harcerzy. Zazwyczaj wielka burza nad nami wybucha przez najdrobniejszy nasz błąd czy niedopatrzenie, o które w wirze różnych innych zajęć i studiów nietrudno.
Ludzie lubią krytykować, więc gdy nadarza się ku temu sposobność, robią to prawie wszyscy. A to przypadkowi przechodnie, którzy zupełnie nas nie znając, uważają za nieodpowiedzialne nasze gry terenowe. A to urzędniczki z sanepidu, które często czepiają się rzeczy, które nawet w ich instrukcjach sanitarnych nie zostały zapisane. Jednak szczególnie przykre jest dla mnie to, gdy rodzice harcerek, dla których się poświęcamy, mają swoje własne wizje tego, jak powinna działać drużyna i zamiast wsparcia, dostajemy od nich sporą dawkę demotywacji, która podcina nam skrzydła.
Rozwiązywanie problemów nastolatków
Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego nastolatka płacze, mimo że sekundę wcześniej się śmiała? Albo czemu dwie najlepsze przyjaciółki nagle nie chcą ze sobą rozmawiać?
Tego typu problemów do rozwiązania, szczególnie na obozie, mamy w bród! I uwierzcie, że choć w tekście brzmi to jak słaby żart, to na żywo jest to problem na miarę wojny światowej.
Kreatywność
My się nie uczymy kreatywności. My po prostu nie zostaniemy drużynowymi, jeśli nie będziemy już na starcie kreatywne. Jeśli gry, które wymyślamy dla harcerek, nie okażą się pasjonujące, jeśli zajęcia, które organizujemy, nie będą miały w sobie „tego czegoś”, to zwyczajnie znudzimy te młode duszyczki i prędzej czy później po naszej drużynie zostanie tylko wspomnienie.
Ciągła praca nad sobą
Będąc drużynowymi, chcąc czy nie chcąc, jesteśmy przykładem dla harcerek. Aby pociągnąć nastolatki za sobą, musimy być autentyczne. Nie da się przy nich udawać kogoś, kim się nie jest, co zmusza nas do faktycznej pracy nad sobą i codziennego życia Prawem Harcerskim.
Harcerki wiedzą o nas więcej, niż nam samym się wydaje. Przy tym cały czas mają w sobie tę dziecięcą szczerość. Rok temu na obozie jedna harcerka przyuważyła, że na którejś mszy nie poszłam do komunii św. Po mszy prosto z mostu zapytała mnie o powód. To mnie bardziej zmobilizowało, by pójść do spowiedzi, niż jakiekolwiek kazanie najmądrzejszych księży.
Służba
„Harcerka jest powołana do służby bliźniemu i jego Zbawieniu”.
Wszystko spina się w powyższym Prawie Harcerskim. „Jeżeli nasz skauting miałby być bez Boga, lepiej żeby go nie było”. To słowa Baden Powella. Naszą służbą nie jest więc wyłącznie pomoc dziewczynom w kształtowaniu ich charakterów, ale nadrzędnym celem jest prowadzenie je do Boga. Msze święte na obozie, Apele Ewangeliczne w zastępach, adoracje, czy po prostu możliwość dostrzegania ręki Boga w pięknie przyrody – to wszystko jest tą szczególną przestrzenią i czasem, które staramy się im zapewniać, a które mogą przynieść wspaniałe owoce.
Nadal uważacie, że jest to tylko zabawa?
A nagroda?
Dla mnie największą nagrodą, jaką dostaję za swoją służbę, jest uśmiech zadowolonych harcerek. Serio. Gdy widzę, że moje starania się opłaciły, że dziewczynom przybyła jakaś fantastyczna przygoda do kolekcji wspomnień, i że stało się to również dzięki mnie – jestem wniebowzięta.
Ale także każdy odzew ze strony rodziców, każdy mail, SMS czy telefon z podziękowaniem i dodaniem, że córka po powrocie z obozu już którąś godzinę siedzi i opowiada jak było super. To są chwile, w których czuję, że ta służba naprawdę ma sens.
PS. Zawsze w ciągu roku bywają chwile, że chce się to wszystko rzucić, ma się zwyczajnie dość. Dlatego polecam wtedy wracać do tych wspaniałych wspomnień.
Tekst pochodzi z bloga BociaNowa. Publikujemy go za zgodą autorki.