Emocjonalny wpis Krzysztofa Skórzyńskiego, dziennikarza i ojca, na widok drastycznego billboardu, pokazującego rozszarpane ciało nienarodzonego dziecka, kolejny raz rozgrzał dyskusję wokół tego typu przekazu. Czy jest skuteczny? Czy warto po niego sięgać? Czy jest dla przekazu negatywnego realna alternatywa?Przed laty w pewnym liceum na południu Polski doszło do nieprzyjemnej sytuacji. Podczas lekcji języka polskiego jeden z uczniów zemdlał. Stało się to w momencie, gdy polonistka bardzo sugestywnie czytała na głos fragment opowiadania Ernesta Hemingwaya „Stary człowiek i morze”. Chodziło o jedną z bardzo krwawych scen. Zawstydzony chłopak odkrył ze zdumieniem, że mimo poważnej wpadki nie stał się klasowym pośmiewiskiem. Nie tylko on miał problem z przyjmowaniem pełnego okrucieństwa przekazu, nawet jeśli pochodzi od wybitnego pisarza.
Zło bardziej przykuwa wzrok?
W Sylwestra 2015 roku papież Franciszek spotkał się z młodymi chórzystami z wielu krajów. Rozmowa z dziećmi i młodzieżą dotyczyła m.in. tematu mediów. „Czemu w telewizji nie można zobaczyć rodziny, która dobrze wychowuje dziecko? Czemu nie pokazują sióstr klauzurowych, które spędzają życie na modlitwie za nas?” – pytał papież, zwracając uwagę, że np. telewizja pokazuje więcej zła niż dobra, że w mediach panuje fascynacja złem.
Szukając przyczyn takiego stanu rzeczy, mówił o tym, że „Dobre rzeczy nudzą ludzi”, bo „bardziej interesują ludzi klejnoty i próżność”. „Rzeczy dobre nie zapewniają oglądalności, nie przyciągają reklam” – przytaczał standardowe wytłumaczenie Franciszek. Jednak podsumował temat następująco: „Nie dajmy się oszukać. Na świecie są rzeczy złe, ale są też rzeczy święte”.
Krwawe wizerunki ofiar aborcji
Przekonanie o tym, że zło i jego skutki bardziej przyciągają uwagę, sprawia, że od czasu do czasu podejmowane są próby wykorzystania tego zjawiska do… zwalczania zła i promowania dobra. Np. organizowane są kampanie medialne na rzecz bezpieczeństwa na drogach, w których w sposób drastyczny prezentuje się skutki wypadków drogowych.
W innych akcjach medialnych brutalne obrazy ofiar wojen mają skłaniać do udzielania im pomocy i podejmowania działań na rzecz pokoju. Podobne myślenie można dostrzec u części obrońców życia ludzkiego od poczęcia. Walczą z zabijaniem dzieci w łonach ich matek, pokazując krwawe wizerunki ofiar aborcji. Robią to w przestrzeni publicznej bez żadnych ostrzeżeń, nie dając szansy na uchronienie kogokolwiek (w tym dzieci) przed ich przekazem.
Billboardy „Aborcja zabija”
Posługiwanie się przekazem negatywnym jest łatwe. Nie wymaga dużego wysiłku. Drastyczny, pełen okrucieństwa obraz szybko wywołuje emocje. Problem w tym, czy są to emocje prowadzące do dobra, czy do zła. Jaką spowodują reakcję? Tę zgodną z chrześcijańską zasadą „zło dobrem zwyciężaj” czy raczej wywołają złość, postawy obronne, wybuch negatywnych emocji?
Przykład Krzysztofa Skórzyńskiego, który – będąc zdecydowanym przeciwnikiem aborcji – poczuł się (on i jego najbliżsi) zaatakowany ogromnym billboardem pokazującym rozszarpane ciałko nienarodzonego dziecka, powinien dawać do myślenia. Zwłaszcza, że nie jest odosobniony.
Czytaj także:
Aborcja jest działaniem antymedycznym. Przyznają to nawet ateiści
Jezus głosił DOBRĄ Nowinę
Jezus nie epatował złem. Rozładowywał złe emocje (wzorcowy przykład to sytuacja z kobietą złapaną na cudzołóstwie). Konsekwentnie konstruował w swoim nauczaniu przekaz pozytywny. Głosił Ewangelię, czyli Dobrą (nie złą) Nowinę. Przyjęta przez Niego metoda nie była nastawiona na natychmiastowe, masowe i krótkotrwałe efekty. Odwoływał się do innych emocji, do innych ludzkich potrzeb, odwoływał się nie tylko do serca, ale też do umysłu słuchaczy.
Ksiądz Krystian Bordzań, dyrektor Katolickiego Radia Zamość, stwierdził kiedyś w wywiadzie, że media zawsze, niezależnie, czy to jest czas świąt, czy zwykły dzień, powinny pisać, mówić i pokazywać prawdę, dobro i piękno. „Te wartości są wpisane w misyjność mediów, nie tylko katolickich” – powiedział. Brzmi to utopijnie, ale utopią nie jest.
Czytaj także:
„Mój synek nie był planowany. Ale to najpiękniejsze, co mnie w życiu spotkało”
Przekaz pozytywny
Przekaz pozytywny wymaga innych założeń wstępnych niż negatywny. Jego celem nie jest szybkie osiąganie spektakularnych efektów (które niejednokrotnie okazują się krótkotrwałe). Jest czymś więcej niż tylko zaspokojeniem ciekawości, żądzy sensacji, odwoływania się do instynktów i takich emocji, jak strach, obrzydzenie, gniew.
To przekaz nastawiony na długofalowe kształtowanie stałych postaw ludzi. Konieczne jest w nim także oddziaływanie na emocje, ale związane z inna sferą wrażliwości człowieka. Z potrzebą dobra, miłości, pragnienia bycia dla kogoś. Sięga do strefy wartości, którymi człowiek kieruje się przy podejmowaniu decyzji wykraczających poza ochronę samego siebie, przekraczających egoizm.
Taki przekaz wpływa nie tylko na emocje, uczucia, ale również odwołuje się do rozumu adresata, do jego racjonalności, umiejętności przyjmowania informacji, ich analizy, wyciągania wniosków i wcielania ich w życie zarówno w myśleniu, jak i w postępowaniu.
Czytaj także:
Pro-life po polsku. Od małych stópek po okna życia
Cel nie uświęca środków
Dotarcie z przekazem pozytywnym wymaga znacznie więcej czasu, niezbędna jest cierpliwość, ale jego efekty mogą być o wiele bardziej trwałe niż skutki przekazu negatywnego. Tworzy dobre skojarzenia, które procentują przy podejmowaniu przez człowieka kolejnych decyzji, często mających fundamentalne znaczenie dla jego życia i dla życia innych.
Dyskusja o sensie sięgania po przekaz negatywny pewnie będzie jeszcze długo się toczyć. Warto więc pamiętać, że chrześcijaństwo stanowczo odrzuca zasadę, według której cel uświęca środki. A epatowanie okrucieństwem nieraz przynosi odwrotne do oczekiwanych skutki – zobojętnienie, a nawet większe nim zaciekawienie.
Czytaj także:
Czy chrześcijanin powinien walczyć o życie nienarodzonych? I dlaczego nie?
Czytaj także:
„Dziewięć rozmów o aborcji”, które trzeba przeczytać