Keith Davinson, pogrążony w smutku i żałobie, postanowił sprawić wielką radość i frajdę swoim sąsiadom.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Kiedy się pobieramy, mamy nadzieję, że spędzimy jak najwięcej czasu z ukochaną osobą, która zna nas na wylot. Wie, co w nas najlepsze i najgorsze, i będzie nas kochać bez względu na wszystko. Trudno więc wyobrazić sobie pustkę, jaką czuł 94-letni Keith Davinson, kiedy po 66 wspólnych latach odeszła jego żona Evy.
Wdowiec i ojciec trojga dzieci wyjaśnia: „Po prostu nie możesz sobie wyobrazić, jak to jest”. I dodaje: „Dużo płaczesz. Tak to właśnie wygląda, ponieważ jej tutaj nie ma”.
Czytaj także:
O tym, jak muzyka przemieniła życie staruszka z demencją
Davison, który nie ma wnucząt, postanowił wypełnić pustą przestrzeń hałasami dzieci z sąsiedztwa. Porozmawiał z sąsiadami o pomyśle zbudowania basenu na swoim podwórku za domem. Co zrozumiałe, sąsiedzi nie spodziewali się, że staruszek w ogóle zacznie swój projekt.
Jednak ostatniej wiosny Davison wyszedł na podwórko i zaznaczył miejsce, w którym miał powstać imponujący, niemal 10-metrowy basen, miejscami głęboki na prawie 3 m, by można było nurkować. Niedługo potem były sędzia otworzył miejsce dla wszystkich dzieci z sąsiedztwa.
Czytaj także:
Żałoba. Jakich słów pocieszenia unikać
W mieście, w którym nie ma publicznego, odkrytego basenu, podwórko Davisona stało się hitem. Jedna z sąsiadek, Jessica Huebner, której czwórka dzieci na co dzień korzysta z basenu, mówi: „To on rozpowszechnia radość w naszym sąsiedztwie dla tych dzieci”. I zwraca się do Davisona: „Można powiedzieć, że adoptował pan wszystkie dzieci z sąsiedztwa. To są pana wnuki”.
Nowy dziadek siedzi teraz na podwórku i obserwuje, jak dzieci pluskają się i chichoczą pod obowiązkową opieką osoby dorosłej. Chce, żeby się bawiły i mimo że projekt nie przynosi mu żadnych materialnych korzyści, wyjaśnia: „Nie siedzę sam, patrząc w ściany. Czy mógłbyś jeszcze pomyśleć o tym, mając całą bandę dzieciaków w każde popołudnie?”.
94-latek idzie popływać, kiedy jego goście wrócą do swoich domów. Co czyni ten projekt wyjątkowym? W swoim głębokim smutku Davis był w stanie oprzeć się na swojej społeczności i jednocześnie jej pomóc. Jego hojny dar dla sąsiedztwa przypomina, jak wiele otrzymujemy, kiedy dajemy.
Czytaj także:
Nigdy nie mieliśmy „cichych dni”. Rozmowa z wdowcem, który bardzo kochał
Tekst pochodzi z angielskiej edycji portalu Aleteia