Słomiany wdowiec albo słomiana wdowa to osoba, której małżonek wyjechał na jakiś (zwykle krótki) czas. A jak nazwać dziecko, którego rodzeństwo pojechało na wakacje, a ono samo zostało w domu z rodzicami? Chyba: słomiany jedynak?
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Rodzice jedynaków czasem podziwiają ludzi, którzy mają więcej dzieci. A nawet – przyznajmy – trochę im współczują. No bo skoro jedno dziecko jest tak bardzo absorbujące, to jak można ogarnąć kilkoro? Jednak latem bywa odwrotnie – to wielodzietni mają okazję, żeby trochę powspółczuć rodzicom jedynaków.
Mamo, gdzie są kartki?
Agnieszka ma siedem córek. W te wakacje spędziła z najmłodszą, pięciolatką trzy dni, bo starsze panny (8-18 lat) rozjechały się na obozy i zloty harcerskie. Ze zdziwieniem odkryła, że macierzyństwo może być zajęciem, które nie daje chwili wytchnienia. Z jednej strony – miło pobyć z córeczką sam na sam. Ale z drugiej strony – przez te trzy dni nie miała czasu, żeby wypić kawę. „Nawet kiedy malował, słyszałam co chwilę: Mamo, otworzysz? (pojemnik z farbą), Mamo, nalejesz wody? (do tej pory radziła sobie z tym sama), Mamo, przyniesiesz kartki? (hm, nie zmieniły miejsca od poprzedniego malowania), Mamo, spójrz! (każda kreska do aprobaty)” – opowiada. „Rodzeństwo to cudowna rzecz. I dla dziecka, i dla rodzica” – podsumowuje. Po pierwszym, bardzo długim dniu Agnieszka zaprosiła do domu koleżankę córki i pojechały we trzy zwiedzać miasto (ze szczególnym uwzględnieniem placów zabaw i fontann) i obchodzić rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego.
Mamo, pobaw się ze mną
Maria ma to samo na co dzień. Między trojgiem jej starszych dzieci jest mała różnica wieku (wszyscy już studiują), a najmłodsza „jedynaczka” ma cztery lata. „Różnych rzeczy się bałam przed urodzeniem Ani. Martwiłam się o jej zdrowie i moje zdrowie w ciąży po 40. i o to, jak się skończy dla mojego kręgosłupa noszenie niemowlaka. Ale w ogóle nie brałam pod uwagę tego, że kiedyś usłyszę: Pobaw się ze mną! Słucham?! Starsze dzieci bawiły się ze sobą, a ja albo mój mąż wkraczaliśmy tylko wtedy, kiedy się pokłóciły, pobiły albo bardzo znudziły.
Oczywiście, robiłam z nimi wiele rzeczy: czytałam im, uczyłam je pisać literki i jeździć na rowerze, dużo rozmawialiśmy. Bywało ciężko – na przykład kiedy wszystkie na raz chorowały. Ale przy trojgu starszych nie miałam poczucia, że ciągle gonię w piętkę. A teraz mam” – mówi. Późne macierzyństwo daje jej wiele radości, ale jest bardziej wyczerpujące niż trzy poprzednie razem wzięte. I nie chodzi o to, że Ania, która wychowuje się w domu pełnym dorosłych, jest rozkapryszona. „Bardzo się staramy, żeby była samodzielna, miała swoje małe obowiązki. Ale ona po prostu potrzebuje towarzystwa – tak jak każde dziecko. I przez większość dnia to właśnie ja muszę jej to zapewnić” – tłumaczy. W roku szkolnym mała chodzi do przedszkola i bawi się z koleżankami z osiedla, ale latem podwórko pustoszeje, bo dzieci wyjeżdżają z rodzicami albo chodzą na półkolonie.
Jeden razy trzy równa się mniej niż trzy
Maria żałuje, że dzisiaj większość małżeństw ma tylko jedno albo dwoje dzieci i nie może poznać wielkich zalet wielodzietności. „Ludzie myślą, że jeśli pojawi się drugie dziecko, będą mieli dwa razy więcej pracy, jeśli trzecie – trzy razy więcej itd. I są przerażeni. Też bym była” – śmieje się. Ale to tak nie działa. Takich zajęć jak gotowanie czy pranie jest wprawdzie więcej, ale nie proporcjonalnie do liczby dzieci. No i trzeba od rana do nocy układać klocków ani jeździć samochodzikami po podłodze.