Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
„Trochę” zarzutów by się na niego znalazło…
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
O wyjątkowo nietypowych sprawach z jakimi przychodzi mierzyć się amerykańskiemu wymiarowi sprawiedliwości słyszymy w mediach co i rusz. Nie bez powodu zresztą, właśnie Stany Zjednoczone stały się ojczyzną gatunku filmowego zwanego dramatem sądowym, jak również licznych produkcji w mniej czy bardziej poważny sposób ukazujących kulisy funkcjonowania palestry.
Prawdziwy problem zaczyna się jednak, gdy ziemskim referendarzom przychodzi orzekać w sprawach zwyczajowo leżących w kompetencji innych, kojarzonych raczej z niebiosami sądów (BTW. w tym roku 20 urodziny obchodzi kultowy „Adwokat diabła” z genialną rolą Ala Pacino). Przed dylematem takim stanął w 1971 r. amerykański sędzia Gerald Joseph Weber (znany później w całym kraju jako likwidator opartych na segregacji rasowej dystryktów szkolnych w Pittsburghu). Wówczas to do sądu federalnego Zachodniej Pensylwanii wpłynął pozew, w którym szereg zarzutów postawiono… samemu Szatanowi.
Szatan przed sądem
Gerald Mayo oskarżał w nim Księcia Ciemności i jego niesprecyzowanych wspólników o wielokrotne sprowadzenie nieszczęść i zagrożeń na życie powoda i wszystkich innych ludzi, co stanowić miało pogwałcenie ich konstytucyjnych praw i wolności. Jednym z takich nieszczęść była zresztą ruina finansowa; Mayo zawnioskował w swoim pozwie o pokrycie kosztów procesowych ze środków publicznych, co, w jakimś sensie, uczyniło państwo stroną w sprawie. Powód znalazł zresztą w następnych latach wielu naśladowców, którzy swej sprawiedliwości przed obliczem ziemskiego sądu usiłowali dochodzić również wobec Boga, Jezusa czy innych postaci biblijnych; z uwagi jednak na precedensowy charakter to właśnie o sprawie Mayo uczą się dziś w podręcznikach amerykańscy adepci sztuki prawniczej.
Czytaj także:
Jak sowieccy inżynierowie odnaleźli „Wrota do piekła” w Turkmenistanie
I jakkolwiek pod adresem Szatana i jego piekielnej asysty każdy wierzący mógłby zapewne postawić zarzuty najcięższego kalibru, to decyzja pensylwańskiego sądu mogła być tylko jedna – oddalił on pozew, gdyż Książę Ciemności nie podlega jego jurysdykcji. Jako uzupełnienie tego uzasadnienia winniśmy dodać, że los upadłych aniołów został już przesądzony w jurysdykcji do tego najwłaściwszej, a sam Szatan, mimo chęci, nie jest w stanie zaszkodzić nam bardziej niż w swej mądrości dozwala mu na to Pan Bóg. Nawet Hiob nie szukał sprawiedliwości w sądach.
Czytaj także:
O tym, jak to Rosjanie dokopali się do piekła i nagrali dźwięki potępionych