Caipirinha na Copacabana czy „przypadkowe” spotkanie z Benedyktem XVI? Proszę bardzo! Magda na przekór chorobie realizuje swoją największą pasję – podróżowanie.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Co było pierwsze: pasja do podróży czy choroba, której postanowiłaś w ten sposób stawić czoła? – pytam Magdę podczas naszego spotkania w jednej z krakowskich kawiarni.
„Podróże uwielbiam od maleńkości, odkąd pamiętam, a to, że zdrowie mi się popsuło, było tylko dodatkową motywacją. Jak jesteś zdrowa, to myślisz, że tak już będzie zawsze. Wiele osób odkłada podróżowanie – pojadę gdzieś, jak wychowam dzieci, jak będę na emeryturze, jak zrobię to czy tamto. A ja nie wiem, czy dożyję tego czasu. Mam tu i teraz” – odpowiada Magda.
Jeśli nie teraz, to kiedy?
Choroba nie była w planach. W planach było wyjście za mąż, dzieci, rodzina.
Postanowiła „postawić” się tej sytuacji, kiedy kolejny raz leżała w szpitalu, pod kroplówką ze sterydami. Pomyślała wtedy, że jeśli nie zacznie podróżować teraz, to może już nigdy tego nie zrobić. I tak się zaczęło.
Caipirinha na Copacabana czy „przypadkowe” spotkanie z Benedyktem XVI w Mediolanie to był jej chleb powszedni. Wir przygody wciągał ją za każdym razem, kiedy zaczynała pakować plecak. Jak mówi, podróżowanie jest odskocznią od codziennego życia. Od choroby, z którą zmaga się od 12 lat.
W 2012 roku w 7 miesięcy odwiedziła 17 krajów, przemierzając 40 tys. kilometrów. Dziś ma na swoim koncie już 39 miejsc. Była w całej zachodniej Europie z wyjątkiem Irlandii, w Egipcie, Maroku, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Jordanii, Rio de Janeiro.
Czytaj także:
Niesłysząca wokalistka podbiła serca widzów „Mam Talent”
Zorganizowała nawet slajdowisko, przez które chciała pokazać, że niemożliwe nie istnieje.
Dlatego też napisała do naszej redakcji. „Z jednej strony sama sobie chcę przypomnieć, co zrobiłam, co mi się udało, a po drugie chcę być motywacją dla innych osób. Chcę pokazać, że wszystko jest możliwe. Skoro ja, po kilku latach chorowania na stwardnienie rozsiane, spakowałam się i pojechałam do Brazylii, to znaczy, że nie ma rzeczy niemożliwych” – mówi.
W swoim salonie powiesiła flagę Brazylii, która ma jej o tym ciągle przypominać.
Niemożliwe nie istnieje
„W 2012 roku przeszłam 30 km w ciągu jednego dnia w Paryżu, teraz już nie dałabym rady” – mówi Magda. Ale to nie znaczy, że się poddała. Wciąż o siebie walczy. Choćby przez opowiadanie o tym, co już udało jej się zrobić.
Zanim dowiedziała się, na co choruje, minęło kilka lat. „Pamiętam, że kiedy jechałam do Norwegii, zaczęła mnie bardzo boleć lewa noga, mimo tego poleciałam. Choć Oslo zwiedzałam jak Quasimodo…” – wspomina.
Czytaj także:
Jak być dla siebie przyjacielem w trudnych chwilach?
Skąd ma taką determinację i siłę? „To chyba rodzinne. Określam sobie cel, do którego chcę dotrzeć i robię wszystko, żeby się tam znaleźć” – mówi. Nauczyła się tego od mamy i od dziadka, który zajmował się ratowaniem firm przed bankructwem. „Dziadek stawał wtedy na głowie, żeby utrzymywać firmę przy życiu. W takim klimacie zostałam wychowana. Nie wyobrażam sobie, żebym teraz mogła odpuścić” – odpowiada.
Magda jest zadowolona, bo mimo wszystkich przeciwności, miała odwagę, by spakować plecak i wyruszyć w świat. „Czuję, że nie chowam się za chorobą, że żyję. Spałam na lotnisku, jadłam chińskie zupki. Biorę za siebie odpowiedzialność, to moja decyzja” – mówi Magda.
Jeszcze będzie lepiej
Przyznaje, że życie ze stwardnieniem rozsianym jest trudniejsze, że ma wzloty i upadki, ale nie zamierza się poddawać.
Bo ta choroba jest jak sinusoida, raz jest lepiej, raz gorzej. „Moje życie jest jak WIG20 – up and down, up and down” – mówi.
Dziś jest gorzej. Magda ma problem z poruszaniem się, czasem z mówieniem. Ale wierzy, że za chwilę będzie „z górki”. Ma już kolejny cel podróży: Iran.
Po naszym spotkaniu dostałam od niej maila: „Wiesz, jakie miałam rewelacyjne popołudnie/wieczór tego dnia, jak się spotkałyśmy? Bardzo ciekawa znajomość zawarta na CouchSurfing meeting. Ciągle obiecywałam sobie, że nie pojadę do Auschwitz (przesyt tematem po liceum), a następnego dnia wylądowałam właśnie tam 😉 I o dziwo (na swój sposób) mi się całkiem podobało, miałam świetne towarzystwo :)”.
Magda chce żyć na 100%, choć ma mnóstwo powodów, by dać sobie z życiem spokój… Postanowiła jednak, że będzie inaczej.
Czytaj także:
Przeszedł camino… na jednej nodze!