separateurCreated with Sketch.

Jak ślubna obrączka przypomniała mi, że nie doceniałam męża

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Obrączka pomaga mi pamiętać, że dzieci, psy, dom, a nawet lista zakupów nie byłyby moją rzeczywistością, gdybyśmy nie zakochali się w sobie dawno temu.Zupełnie nie pamiętam, co sprawiło, że byłam tak bardzo zirytowana na mojego męża. Może znów poróżniliśmy się w kwestii wychowania dzieci albo o to, że nie rozumiał moich uczuć. A może chodziło o jeden z wielu innych problemów, małych i dużych. Czyż w większości małżeńskich kłótni wciąż nie wracamy do tych samych, starych spraw?

To co pamiętam, to irytacja. Chwilę później poczułam, że coś mnie lekko uwiera i spojrzałam na dłonie. Zauważyłam, że obrączka w niewytłumaczalny sposób znalazła się na prawej dłoni, a zawsze przecież noszę ją na lewej. Nie mogłam sobie przypomnieć momentu, kiedy w złości przełożyłam ją nieświadomie, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, co robię.



Czytaj także:
Nie mów, że miłość w Twoim małżeństwie się wypaliła. Bo miłość to Ty

Moja ślubna złota obrączka, którą 55 lat temu ojciec dał mojej zmarłej już matce i którą zazwyczaj noszę wraz z pierścionkiem zaręczynowym na serdecznym palcu lewej ręki. Nie ściągam ich nigdy, ani gdy biorę prysznic, sprzątam czy kładę się spać. Od prawie dwudziestu lat, bo tyle już jesteśmy małżeństwem.

Zazwyczaj. Do tego właśnie dnia, kiedy moja obrączka znalazła się na drugiej dłoni. A ja to zauważyłam. Zaczęłam szukać powodów. Czy to bierna agresja? Podświadomie nie chcę już dłużej być żoną? Czy też – „Jasne, wciąż jesteśmy małżeństwem, tyle, że popadłeś w niełaskę”. Nie jestem pewna.

Wiek średni, kariery zawodowe, osobiste tragedie oraz obowiązki rodzicielskie względem nastolatki i niemowlaka pozostawiły nam bardzo niewiele miejsca na to, co powinno być kluczowe dla więzi w naszej rodzinie.

Z tak dużym bagażem życiowych doświadczeń, dobrych i złych, było nam bardzo trudno przypomnieć sobie tę parę studentów, która spotkała się i zakochała w sobie po uszy wiele lat temu. Nie mówiąc nawet o tym, by sprawdzić, co się stało z ich pragnieniami, potrzebami i marzeniami. Całe to doświadczenie zmusiło mnie do myślenia o małżeństwie, samozadowoleniu i o tym, w jakim stopniu jesteśmy w stanie się do różnych rzeczy po prostu przyzwyczaić. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek rozmyślałam na ten temat tak wiele.

 

Przypomnij sobie, co jest najważniejsze

Przyziemne, codzienne troski sprawiły, że przestałam myśleć o sobie jako partnerce mojego męża, w jakiejkolwiek innej formie, niż osobie odpowiedzialnej za odwożenie i odbieranie dzieci ze szkoły, dzielącej domowe obowiązki i pilnującej, żeby ogród był jako tako zadbany, zanim sąsiedzi zaczną się czepiać. Gdyby bliżej przyjrzeć się temu, w jaki sposób układamy swoje priorytety, można dojść do wniosku, że dzieci, sport, kościół, przyjaciele, zwierzęta domowe, nawet dom, zaczęły mieć pierwszeństwo przed naszym związkiem. Zakupy zawsze muszą być zrobione. Samochody poddawane są regularnym inspekcjom i naprawom. A nasze małżeństwo zostało w dużej mierze zaniedbane.



Czytaj także:
Małżeńskie win-win: Jak skutecznie negocjować?

Podobnie moja obrączka, tak ważny symbol jedności i oddania, przestała być zauważana, do momentu, gdy przełożyłam ją na drugą dłoń. Na nowo zaistniała w mojej świadomości.

Postanowiłam zostawić obrączkę na prawej dłoni na kilka dni i sprawdzić, czy nadal będę się czuła nieswojo. Gdybym tak w wirze codziennych spraw pomyślała: „Jestem zamężna”, musiałabym zapytać samą siebie: „Czy dziś zrobiłam cokolwiek dla mojego małżeństwa?”. Przypomniało mi się, jak się zaręczyliśmy. Wciąż patrzyłam na mój pierścionek zaręczynowy, błyszczący i nowy, dokładnie tak, jak nasza miłość. Skrzył się i przyciągał mój wzrok, gdy tylko ruszyłam ręką. Czułam go, gdy budziłam się rano. W tamtych czasach sprawiało mi przyjemność wymyślanie sposobów, by mój narzeczony czuł się doceniany i kochany.

Jestem matką nastolatki i niemowlaka. Dodatkowo od niedawna mamy jeszcze nowego szczeniaka. Nic dziwnego, że czasem czuję się totalnie wyczerpana. Ale przecież mogę rzucić mężowi tekstem: „Dzięki, że odwiozłeś dziś córkę do szkoły” albo „Jesteś super tatą” – podpisane kilkoma serduszkami. Mogę się czasem wylogować z Facebooka. Mogę próbować ogrzać zmarznięte stopy w jego cieple, gdy leżymy w łóżku. Nic na tym nie tracę, raczej oboje coś zyskujemy.



Czytaj także:
Dlaczego tak trudno nam mówić o emocjach?

 

Raz na lewej, raz na prawej

Nie wydarzyło się nic dramatycznego, kilka dni później przełożyłam obrączkę na lewą dłoń. Tyle że co kilka tygodni przekładam ją na prawą. Pomaga mi pamiętać, że dzieci, psy, dom, a nawet lista zakupów nie byłyby moją rzeczywistością, gdybyśmy nie zakochali się w sobie dawno temu.

Przypomina mi, że troskliwość wyrażana przez miłe słowa czy stawianie męża na pierwszej pozycji nie powinno być zarezerwowane tylko na specjalne okazje i rocznice, a bycie partnerami może wyjść poza zwykłą praktykę.

Uwielbiam książki, ale nie chcę, żeby nasze życie przypominało to z moich ulubionych powieści Jane Austen czy sztuk Shakespeare’a, gdzie ślub jest kulminacyjnym momentem wielkiej miłości i na tym historia się kończy. Mamy przed sobą wiele lat wspólnego życia. I dlatego czasami przekładam obrączkę między dłońmi. Nie dlatego, że mąż nie znajduje się już w niełasce, ale dlatego, że chcę mieć wpływ na historię, która trwa dalej.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.