O szybkiej kanonizacji Heleny Kmieć i o uczestnictwie Anity Szuwald w nadchodzącym Synodzie Biskupów z Cochabamby pisze o. Kasper Kaproń.COCHABAMBA
Cochabamba to jedno z najważniejszych miast Boliwii, które ze względu na swój wyjątkowy klimat nazywane jest miastem wiecznej wiosny. Temperatura praktycznie przez cały rok utrzymuje się w okolicach 25º C, a odpowiedni klimat sprawia, że miasto pełne jest zieleni i kwiatów.
Nad miastem góruje majestatyczny Chrystus Zgody (Cristo de la Concordia), który wszystkich mieszkańców i przyjezdnych pozdrawia przyjaznym gestem. Do niedawna był to najwyższy na świecie posąg Chrystusa i przewyższał Cristo Redentor z brazylijskiego Rio de Janeiro aż o 4,2 m. Polski Jezus Chrystus Król Wszechświata ze Świebodzina odebrał mu jednak tę koronę pierwszeństwa, przewyższając figurę z Cochabamby o niecałe 1,8 m.
Jest to miasto niezwykle boliwijskie: pełne życzliwych ludzi, rozgrzane słońcem, radosne w czasie licznych tutaj świąt. Jest to także jedno z głównych miast akademickich Boliwii, dlatego też tętni życiem młodzieży.
Ponadto Cochabamba stanowi centrum życia religijnego kraju: ze względu na swoje geograficzne położenie w centrum Boliwii oraz na skrzyżowaniu głównych węzłów komunikacyjnych to tutaj znajdują się siedziby i domy główne praktycznie wszystkich zakonów.
O Cochabambie stało się ostatnio głośno w Polsce z powodu tragicznego wydarzenia, jakim było morderstwo polskiej wolontariuszki Heleny Kmieć. Właśnie dzisiaj, gdy piszę te słowa (9 lutego), Helena skończyłaby 26 lat. Była w Cochabamba zaledwie dwa tygodnie i osobiście nie miałem okazji jej spotkać. O tragedii dowiedziałem się wczesnym rankiem, kilka godzin po tragicznym wydarzeniu. Szok i niedowierzanie.
Wbrew funkcjonującym w Europie – w tym także w Polsce– stereotypom, Boliwia jest raczej bezpiecznym krajem, o stopniu przestępczości zdecydowanie niższym niż w innych krajach regionu. I chociaż w ciągu ostatnich 10 lat sytuacja ta uległa zmianie – zwrócił na to uwagę bp Krzysztof Białasik z Oruro w wywiadzie dla Radia Watykańskiego – jednakże ciągle jest to kraj, gdzie nawet typowy gringo–turysta spokojnie i bez obaw może przechadzać się po ulicach.
MOJE SPOTKANIA Z ANITĄ SZUWALD
Dzień po tragedii udałem się do domu sióstr, gdzie w prowadzonej przez siostry szkole doszło do tragedii. To wtedy po raz pierwszy spotkałem się z Anitą Szuwald, która wraz z Heleną przybyła do Boliwii i na której to rękach przyjaciółka umarła z powodu zadanych ran. W spotkaniu z Anitą uderzyła mnie jej przeogromna siła, z jaką udawało się jej zachować zarówno trzeźwość spojrzenia, jak i wielki spokój ducha. Siła, która ma tylko jedną nazwę: WIARA.
Z Anitą spotkałem się jeszcze kilkakrotnie i moje późniejsze doświadczenie mogą tylko potwierdzić to pierwsze spostrzeżenie. Zresztą dała temu wyraz w liście opublikowanym na stronie Wolontariatu Misyjnego „Salvator” – są to słowa tak piękne, że warto je zacytować w całości:
Kochani, jestem bezpieczna, zdrowa i czuję moc Waszej modlitwy. Mam wielkie wsparcie Sióstr Służebniczek, księży, innych Polaków tu mieszkających oraz mieszkańców Cochabamby. Każdy tutaj jest przerażony tym, co się stało. Wielu ludzi łączy się z nami w bólu, przekazuje wyrazy współczucia Rodzinie, Najbliższym i wszystkim tym, których ta tragedia dotknęła. To jest piękne miejsce, w którym mieszkają piękni ludzie. Proszę Was, niech to, co się stało, nie zmieni patrzenia na nich. Dzieje się tu mnóstwo Bożych rzeczy, jednoczymy się i próbujemy wyprowadzić z tego zdarzenia jak najwięcej dobra. Dziękuję za wsparcie i chęć pomocy, za każdą modlitwę. Czuję – a właściwie czujemy wszyscy razem – coraz większy pokój serca i opiekę Boga. Chciałabym, aby w modlitwach pamiętać o Siostrach, bo również dla nich to ogromny cios i ból. Przyjęły nas jak rodzinę i też tak się czułyśmy. Są dzielne, pomocne, troskliwe, zapewniają mi najlepszą opiekę. Teraz każda z nich jest dla mnie Aniołem Stróżem i rodziną. Modlitwą i pamięcią jestem z Wami. Z Panem Bogiem!
Podobną w treści informację otrzymałem także i ja osobiście, już po powrocie Anity do Polski:
… już w domu, choć jeszcze sercem za oceanem. Dziękuje za każde dobro, słowo i uśmiech, za wsparcie. Dziękuje Bogu, że postawił na mojej drodze [tak dużo] pięknych ludzi. To umacnia, daje siłę i wiarę w dobro i w ludzi. Daje siłę do działania i zastanowienia nad własnym życiem, prowadzi do zmiany siebie na lepsze. Dziękuje i mam nadzieje ze będziemy w kontakcie. Do szybkiego zobaczenia!…
W słowach tych nie znajdziemy skargi, złorzeczenia na ludzi, którzy dokonali tej straszliwej zbrodni… Jest tylko siła wiary i wdzięczność.
Czy autor jest za szybką kanonizacją Heleny Kmieć? Czytaj na kolejnej stronie
SZYBKA KANONIZACJA HELENY KMIEĆ?
Jestem też pod wrażeniem wielkiego profesjonalizmu, z jakim osoby odpowiedzialne za salwatoriański wolontariat podeszły do podejmowanych inicjatyw w kwestii szybkiej kanonizacji śp. Heleny:
W obliczu pojawiających się w Internecie inicjatyw podkreślamy, iż na chwilę obecną nie popieramy i nie włączamy się w działalność internetową mającą na celu kult Helenki jako świętej męczennicy. O tym, czy i kiedy będzie można to robić nie decydujemy my, a odpowiednie władze Kościoła. Wielu z nas wierzy w obecność Helenki w Niebie, daje świadectwo o świętości Jej życia. To jednak nie jest równoznaczne z oddawaniem Jej czci jako świętej. Ze względu na szacunek wobec Rodziny i miłość do Helenki nie chcielibyśmy uprzedzać faktów.
Rzeczywiście w prasie, a szczególnie w Internecie pojawiło się wiele oddolnych inicjatyw promujących szybkie wyniesienie na ołtarze Heleny. Szymon Hołownia w artykule opublikowanym na łamach „Tygodnika Powszechnego”, w którym tak pięknie wyraził się o misjonarzach, określając ich mianem «najlepszych ambasadorów, jakich Polska może sobie wymarzyć», stwierdził:
Mam nadzieję, że jej proces beatyfikacyjny ruszy jak najszybciej, byśmy nie tylko prywatnie mogli prosić o wstawiennictwo tę dzielną dziewczynę.
Prawo kościelne jest jednoznaczne: proces kanonizacyjny nie może się rozpocząć wcześniej niż po upływie 5 lat od śmierci danej osoby, jak również nie powinien rozpocząć się później niż 30 lat po śmierci (por. Normae Servandae, art 9 a.b.). To kościelne prawo ma swoją logikę. Podstawą do rozpoczęcia procesu kanonizacyjnego, czyli weryfikacji heroiczności cnót lub męczeństwa danej osoby, jest stwierdzenie, że kandydat na ołtarze cieszy się opinią świętości, tzn. że ludzie widzą w nim przyszłego świętego, że zginął śmiercią męczeńską lub uznają, że w życiu w sposób ponadprzeciętny praktykował cnoty. Motywem nie może być chwilowa emocja (stąd wymóg przynajmniej pięciu lat oczekiwania, czyli czasu, który weryfikuje stałość opinii świętości).
Gdy natomiast po 30 latach nikt nie rozpoczął procesu, to należy zbadać motywy tej opieszałości, gdyż proces nie może być także sztucznie zainicjowany. Oczywiście od tej reguły są wyjątki, z których najbardziej znanymi są procesy Matki Teresy z Kalkuty i Jana Pawła II. W obu tych przypadkach chodziło jednak o postaci o znaczeniu globalnym, gdzie prawodawca słusznie zakładał, że w ciągu pierwszych pięciu lat opinia świętości nie ustanie, dlatego też wymóg weryfikacji ciągłości „fama sanctorum” mógł być pominięty.
Chociaż osobiście nie poznałem zamordowanej Heleny, to – z tego, co przeczytałem oraz na podstawie osobistego świadectwa Anity – wierzę, że nadejdzie dzień, kiedy zostanie wyniesiona na ołtarze. Biskup z Cochabamba w homilii wygłoszonej 26 stycznia w kościele w Pacata powiedział:
Helena to świadectwo życia intensywnie przeżywanego, spalającego się i ofiarowanego w służbie Kościołowi i misji… Jej życie, tak cudowne, z tym całym bogactwem, zmusza nas do tego, abyśmy pomyśleli, ile to człowiek w krótkim czasie może uczynić dobra.
Ci, którzy ją znają, potwierdzają, że była to dziewczyna niezwykła: „Miała chroniczny niedobór snu, bo zawsze wybierała bycie wśród ludzi. Zamiast odpoczywać, robiła miliony rzeczy” – wspomina Helenę Kmieć w tekście opublikowanym w „Gościu Niedzielnym” Magdalena Kaczor, przyjaciółka misjonarki.
ANITA SZUWALD NA SYNODZIE BISKUPÓW?
Zachęcając zatem przyjaciół zamordowanej do pielęgnowania pamięci o niej, tak aby w stosownym czasie można było rozpocząć wymagany prawem proces o życiu i heroiczności cnót śp. Heleny, chciałbym pójść za głosem jaki na łamach portalu Vatican Insider opublikował Giorgio Bernardelli.
Włoski watykanista ukazał postać Heleny Kmieć jako wspaniały przykład osoby, która wręcz idealnie wpisuje się w kontekst i tematykę zbliżającego się Synodu Biskupów poświęconemu młodzieży i rozeznaniu powołania. To właśnie młodzi, tacy jak Helena i Anita, odpowiadają na apel papieża Franciszka z czuwania na Campus Misericordiae, aby zejść z kanapy i ruszyć w świat. Nie z jakimś kompleksem kolonizatora, który w przekonaniu, że pochodzi z bogatszej części świata, idzie do tych uboższych, aby spłacać dług, lecz idzie po to, aby samemu uczyć się od ubogich.
Giorgio Bernardelli, cytując słowa Dokumentu Przygotowawczego Synodu, wskazuje na „bezinteresowną posługę”, która jest uprzywilejowaną „formą” duszpasterstwa młodzieży:
Spotkanie z osobami, które doświadczają ubóstwa i odrzucenia, może stanowić uprzywilejowaną okazję wzrostu duchowego i rozeznania powołania: także i w tym znaczeniu ubodzy są nauczycielami, co więcej przekazują Dobrą Nowinę, że słabość jest miejscem, w którym doświadcza się zbawienia.
Pracując na misjach w niewielkiej Urubichá, w zagubionej wiosce boliwijskiej dżungli, wiem jakim błogosławieństwem dla misji, a szczególnie dla miejscowej młodzieży, jest obecność ich rówieśników z innej i z odległej części świata.
Helena i Anita to przykład tych osób, które w świecie, w którym stawiane są mury, i gdzie wydaje się, że zwycięża propaganda głosząca, że winnymi całego nieszczęścia zawsze są ci inni, ma odwagę głosić, że inny świat jest możliwy: świat oparty na Ewangelii. Oby ta śmierć – jak zawsze w chrześcijaństwie – stała się zaczynem nowych powołań misyjnych: ludzi wolnych od lęku, budujących świat bez murów i nierówności.
Helena i Anita to dwie wyjątkowe dziewczyny. Bóg dotknął je świętością: jedną powołał do siebie, drugą powołał na świadka. Dwie formy męczeństwa: prawdziwego, bez skargi. Może więc warto byłoby zwrócić się z prośbą do naszego Episkopatu, aby Anita Szuwald, cichy świadek tragedii, która rozegrała się w Cochabamba, stała się polskim głosem, w charakterze świeckiego uczestnika, na najbliższym Synodzie Biskupów poświęconym ludziom młodym i rozeznaniu powołania.
Kasper Kaproń OFM, Cochabamba