Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Z małżeństwami mieszanymi bywa jak z historiami ludzkiego życia: każde jest w jakimś sensie podobne, ale równocześnie stanowi oddzielny i niepowtarzalny przypadek.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Piszący te słowa sam żyje w mieszanym związku katolicko-prawosławnym. Nie roszcząc sobie prawa do formułowania jednoznacznych ocen, pragnie podzielić się z Czytelnikami żyjącymi w takich małżeństwach (lub je rozważających) kilkoma wskazaniami i obserwacjami, które mogą ułatwić podejmowanie ważnych życiowych decyzji i unikać często popełnianych w takich sytuacjach błędów.
Związki mieszane religijne. Szczególne, lecz w istocie takie same
Związki mieszane religijne, mimo że stanowią bardzo ciekawy fenomen relacji międzyludzkich i mogą stać się na płaszczyźnie praktycznej laboratorium ekumenizmu przeżywanego w małych, domowych Kościołach, nie są z samej definicji lepsze niż związki jednowyznaniowe.
Dzielą najczęściej te same radości i kryzysy, które dotykają związki osób tej samej wiary. Rodzące się w nich konflikty w przytłaczającej większości przypadków nie dotyczą sporów teologicznych, ale powszechnych bolączek dotykających ludzi: egoizmu, braku odpowiedzialności i niedojrzałości do zawierania związków na całe życie, nadwątlonego zaufania pomiędzy małżonkami, problemów bytowych, zdrowotnych itp.
Podobnie jak w przypadku konfliktów na świecie, religia bywa najczęściej używana tylko jako pretekst, maskujący rzeczywiste źródła sporów międzyludzkich. Jeżeli dwoje małżonków zgadza się na to, że ich związek jest sakramentem zawieranym na całe życie, opiera się na wierności i zaufaniu i stanowi wyboistą drogę do Królestwa Niebieskiego, każdy inny konflikt i spór może zostać załagodzony.
Paradoksalnie więc, małżeństwo poważnie traktujących swoją wiarę katolików i prawosławnych może być bardziej trwałe i scementowane niż zawarty w kościele lub cerkwi związek jednowyznaniowy wiernych jedynie „metrykalnych”, których dzielić mogą zasadnicze różnice w pojmowaniu świata i etyce, rzutujące boleśnie na naszych współmałżonków.
Małżeństwo nie dla wszystkich!
Już słyszę oburzenie czytelników. Przecież prawo do małżeństwa i miłości to fundamentalne prawo człowieka! Istotnie, choć jak z każdym prawem, istnieją w nim pewne wyjątki. W przypadku małżeństwa mieszanego wyznaniowo takim wyjątkiem będzie nasza natura.
O ile nasza osobowość ma wyraźne rysy apodyktyczne, nie znosimy sprzeciwu, od innych ludzi oczekujemy głównie spełniania naszych oczekiwań, a własne poglądy uważamy za jedyną możliwą normę, którą powinien przyjąć świat – lepiej nie planujmy małżeństwa, w którym z drugą stroną dzielić nas będą tak duże różnice.
Dotyczy to w najwyższym stopniu również osób, dla których jedyną drogą dialogu religijnego jest nawrócenie wszystkich do swojego Kościoła, a na członków innych wspólnot patrzą tylko poprzez pryzmat ewentualnych kar kanonicznych, które można byłoby na nich nałożyć. Przy tego rodzaju nastawieniu konflikt w związku jest kwestią czasu, gdyż przyszły małżonek lub małżonka mogą zwyczajnie nie podzielać naszego entuzjazmu co do swojej bliskiej i wymarzonej przez nas konwersji.
Konwersja do Kościoła małżonka?
Przez wiele lat zasadą często stosowaną w wielu Kościołach w przypadku małżeństw mieszanych było sugerowanie konieczności konwersji do wspólnoty małżonka jeszcze przed ślubem lub niedługo po nim. Regułę taką do tej pory stosuje Grecka Cerkiew Prawosławna, która od członków innych Kościołów chrześcijańskich, wchodzących w związek z członkami tego Kościoła, wymaga konwersji na prawosławie tuż przed ślubem, wiążącej się bardzo często nawet z powtórnym chrztem.
Z pozoru zasada ta ma swoje poważne teologiczne uzasadnienie, gdyż jednym z najważniejszych zworników małżeństwa, obok wzajemnej miłości i zgody, jest jedność eucharystyczna, wyrażana spożywaniem Ciała i Krwi Pańskiej z jednego Kielicha Eucharystycznego podczas Boskiej Liturgii. Siłą rzeczy dotyczy ona tylko członków tego samego Kościoła.
Z drugiej jednak strony, przynajmniej współcześnie, absolutne i ścisłe stosowanie tej zasady może przerodzić się w karykaturę w postaci zjawiska niejako wymuszonych konwersji osób, niebędących wcale przekonanymi do przyjęcia prawosławia i podejmujących ten gest z przyczyn czysto formalnych, najczęściej społecznych lub rodzinnych.
Dzisiaj duża część duszpasterzy w największych Kościołach skłonna jest nawet odradzać tego typu konwersje – akt przejścia do innej wspólnoty powinien bowiem wypływać z autentycznej potrzeby duchowej, a nie z chęci przypodobania się nawet osobie tak nam bliskiej jak małżonek. Podobnie jest z samymi małżonkami, którzy powinni szanować autonomię i niezależność drugiej strony i nie mogą od niej wymagać tak intymnych wręcz decyzji duchowych, jak konwersja do naszego wyznania.
Chodzić razem do kościoła czy do cerkwi?
Odpowiedź na to pytanie zależy do wzajemnych ustaleń pomiędzy małżonkami. Najlepiej o nich szczerze rozmawiać, nawet wtedy, gdy po ludzku nie odpowiada nam liturgia Kościoła naszej drugiej połowy (jest za uboga i surowa, bądź za długa i męcząca).
W takim przypadku należy respektować wolę drugiej osoby i nie zmuszać jej do uczestnictwa w naszych nabożeństwach. Niedopuszczalne są tutaj wszelkie naciski lub szantaż: uczęszczanie na liturgię pod przymusem lub nawet tylko z przyczyn rodzinnych, na dłuższą metę mija się z celem.
Podobnie rzecz się ma z modlitwą: możemy modlić się wspólnie, szczególnie, jeżeli chodzi o modlitwę własnymi słowami, lecz jeżeli małżonek pragnie modlić się według swojej tradycji, powinniśmy to uszanować, zaakceptować i stworzyć odpowiednie warunki do praktykowania tej modlitwy w życiu codziennym. W tym miejscu warto jest też unikać innej skrajności, którą byłoby ukrywanie przed małżonkiem własnych praktyk i zachowań religijnych, aby „nie robić mu przykrości”.
Decydując się na małżeństwo mieszane wyznaniowo, powinniśmy mieć świadomość, że będziemy dzielić życie z człowiekiem pragnącym zachować własną duchowość i zwyczaje modlitewne. Należałoby unikać przy tym sytuacji swoistego „przytłoczenia” lub zdominowania małżonka własnymi przejawami religijności, zachowując subtelną równowagę i właściwą chrześcijanom wyrozumiałość serca.
Z małżeństwami mieszanymi bywa jak z historiami ludzkiego życia: każde jest w jakimś sensie podobne, ale równocześnie, stanowi oddzielny i niepowtarzalny przypadek. W każdym takim przypadku najwięcej zależy od samych małżonków, stopnia ich duchowej dojrzałości i przede wszystkim – zaufania Bogu, który sobie tylko znanymi sposobami sprawił, że weszliśmy w związek małżeński z osobą z innego Kościoła.