Gdyby Pan Bóg był zarezerwowany tylko dla klauzury albo potrzebowałby jakichś specjalnych warunków, by spotkać się z człowiekiem, to byłby jakiś dziwny.
Wszystko zaczęło się od Karola de Foucauld, gdyby nie on, wspólnoty by nie było. Potem była Magdalena, ich bezpośrednia założycielka, choć ona sama twierdziła, że wspólnotę założył mały Jezus, nie ona.
W Warszawie mieszkają we cztery – Ania, Rysia, Iza i Grażyna. Małe Siostry Jezusa. Wynajmują mieszkanie w bloku na warszawskiej Pradze. Sąsiadki zakonnice? Dziś nikt się już nie dziwi, ale 13 lat temu, kiedy siostry się tu wprowadzały, budziły zdziwienie. Koledzy w pracy też już przywykli do koleżanki w habicie, choć czasem ktoś zapyta, jak cztery kobiety wytrzymują razem pod jednym dachem.
Iza pracuje w pralni. Ania jest listonoszką, Grażyna opiekuje się swoją chorą mamą a Rysia (tak naprawdę ma na imię Maria, ale wszyscy mówią do niej Rysia), starsza już siostra, zajmuje się domem. Kiedyś pracowała m.in. w stoczni szczecińskiej.
***
Anna Malec: W Waszych domach, w każdej kaplicy przez cały rok, nie tylko w okresie Bożego Narodzenia, jest figurka małego Jezusa. Jak na co dzień żyć duchowością dziecięctwa – co to w praktyce znaczy?
Siostra Rysia: Nasza założycielka – Magdalena, miała bardzo osobiste spotkanie właśnie z Jezusem, jako dzieckiem. Przeżyła to, jak była nowicjuszką, choć miała już 40 lat.
Pisze o podwórzu, które dobrze znała, w Algierze. Zobaczyła tam Maryję, trzymającą na swoich wyciągniętych rękach dzieciątko Jezus, tak jakby chciała je komuś dać. A Jezus jakby się wyrywał z jej dłoni. Zobaczyła też wokół nich wiele postaci, widziała, że się modlą, ale byli tak skupieni, że nie dostrzegali Maryi i Jezusa. Więc ona też się między nimi ustawiła, i to właśnie jej Maryja dała dzieciątko.
Magdalena bardzo to przeżyła. Miała ważenie, że dzieciątko jakby wcieliło się w nią, z całym uśmiechem, czułością, z jaką Maryja chciała je przekazać.
To jest u początków naszej duchowości dziecięctwa. O jej wizji dowiedziałyśmy sięjuż po jej śmierci, nie chciała uchodzić za kogoś nadzwyczajnego, tylko za zwykłą siostrę.
Tego też doświadczył Karol –podczas spowiedzi doświadczył Boga delikatnego, przebaczającego, spotkał się z miłością bez granic. To przemieniło całe jego życie.
Mówił o Jezusie, który stał się człowiekiem, i dzięki temu jest tak bliski człowiekowi – w jego słabości, w jego błędach.
Będąc w Betlejem i w Nazarecie, został bardzo poruszony tym, że Pan Bóg przyjął postać małego dziecka i przeszedł przez ten etap całkowitej zależności od ludzi a jednocześnie cały czas był Bogiem. To go tak poruszyło, że potem przez całe życie był prowadzony tą tajemnicą – Boga tak bliskiego, że aż obecnego w człowieku.
Czytaj także:
„Uczyń ze mną, co zechcesz”. Modlitwa Karola de Foucauld dla szaleńców wiary
Wasza codzienność jest zupełnie normalna – chodzicie do pracy, spotykacie się z ludźmi. Czym Wasze życie różni się np. od mojego?
Siostra Iza: Jest w naszych konstytucjach zdanie, które bardzo lubię, napisane przez naszą założycielkę, o tym, że Bóg chcąc zbawić ludzi stał się człowiekiem w Jezusie a Jezus zwyczajne życie uczynił miejscem spotkania z Ojcem.
Karola bardzo poruszyło to, że Pan Bóg tak się uniżył, że chciał stracić te 30 lat życia przed nauczaniem na zwykłe bycie człowiekiem, na bycie dzieckiem w rodzinie, sąsiadem dla ludzi, krewnym, pracował zwyczajnie, fizycznie. Karol próbował właśnie tak żyć.
Każda z nas, w jakimś momencie swojego życia też to odkryła. Chcemy być blisko Boga i człowieka w zwykłym życiu ludzkim. Myślę, że to nasze życie kontemplacyjne w świecie, to bycie blisko Boga i człowieka, pokazuje, że jest możliwe spotykanie Boga w takim życiu, jakie każdy z nas ma. Gdyby Pan Bóg był zarezerwowany tylko dla klauzury albo potrzebowałby jakiś specjalnych warunków, by spotkać się z człowiekiem, to byłby jakiś dziwny, na pewno nie byłby kimś, kto kocha każdego i chce się dać każdemu.
Jak sąsiedzi reagują na sąsiadki w habicie?
Siostra Iza: Trochę się czasem dziwią, bo to jest faktycznie rzadko spotykane, ale ja zazwyczaj spotykam się z dużą życzliwością. Ludzie się cieszą, że Kościół przybliża siędo nich w taki sposób, przez naszą wspólnotę. Jest to też coś wzajemnego, rodzi przyjaźń, nie tylko coś dajemy ale też otrzymujemy. To jest zawsze wymiana.
Czytaj także:
Znamy datę kanonizacji bł. Karola de Foucauld – człowieka, który zamienił religię w miłość
Nie pracujecie z księżmi w kuriach czy w seminaryjnych stołówkach, pracujecie razem ze zwykłym Kowalskim. Jaki jest Wasz cel chodzenia codziennie do zwyczajnej pracy?
Siostra Rysia: Cel jest taki, żeby móc spotkać Pana Boga wszędzie, bo On jest obecny wszędzie. Pracujemy wśród ludzi. Chcemy Go też tam czynić obecnym.
Te relacje zależą od człowieka, zawsze dobrze jest rozpocząć od słuchania, ludzie mają pytania, problemy, nie zawsze widzą obecność Pana Boga w swoim życiu. Na pewno każdy potrzebuje szacunku i zainteresowania. Nie po to rozmawiamy i pracujemy z ludźmi, żeby jako cel główny tych relacji obierać sobie nawracanie kogoś, przez jakieś przekonywania czy dyskusje.
Na pewnym etapie to też może okazać się ważne, ale na początku trzeba zwyczajnie być. Jeżeli nam zależy na czynieniu Boga obecnym, to też Bóg musi być w nas i my z Nim i w Nim. To wymaga czujności i pielęgnowania tej relacji. Pilnujemy czasu na modlitwę, bycie ze Słowem.
Siostra Iza: Przeżywam to, że Pan Bóg mnie posyła do konkretnej pracy. Najważniejsze, by być znakiem tego, że Pan Bóg się interesuje, przybliża do naszego życia, choć często Go nie widzimy.
Relacje z drugim człowiekiem wymagają czasu i dużo bezinteresownej obecności. Razem pracujemy, spotykamy się, żeby ta relacja mogła się zawiązać obustronnie.
Praca też jest nam potrzebna, jest ogromną wartością, czymś, co tworzy człowieczeństwo, rozwija osobę, nadaje rytm życia. Od razu wszystkie czarne humory odchodzą, jak się człowiek weźmie do pracy.
Siostry też mają złe humory?
Siostra Iza: Potrzebujemy nawrócenia jak każdy, nie ma różnicy.
Kłócicie się ze sobą?
Siostra Rysia: Kłócimy się i staramy się jednać. Niektórzy się dziwią, szczególnie mężczyźni, dopytują, jak jesteśmy w stanie we cztery żyć. Wtedy mówimy, że tak same to my nie mieszkamy, jest jeszcze Pan Jezus. Zawsze jest do kogo się odwołać.
Łatwiej dostrzec Pana Boga w Chrystusie zmartwychwstałym, nawet ukrzyżowanym, ale trudno zobaczyć „pełnowartościowego” Boga w małym dziecku. Jak dorosły człowiek ma się odnaleźć przy żłóbku? Mają siostry na to jakieś sposoby?
Siostra Iza: Przez to dzieciątko mamy znak, że Bóg jest blisko i likwiduje dystans między Nim a człowiekiem, pokazuje, że jest dostępny i żeby nie bać się tej czułości, która od Niego przychodzi.
Nam się to w głowie nie mieści, jesteśmy tacy dorośli, nie chcemy, żeby się z nas śmiali. Ale jednocześnie, jak dziecko się rodzi w rodzinie, wszyscy tracą głowę. Nie chodzi o zostanie na poziomie uczuciowym, ale warto się też tego nie bać. Zostać z tym Bogiem, który jest taki mały i chce, żeby Go wciąć nie tylko na ręce ale też w nasze życie, dać się rozbroić, stać się jego młodszą siostrą, bratem i żyć jak rodzina.
Czytaj także:
Jezus mieszka na poddaszu naszego Dużego Domu. Dosłownie
Czy to życie jako rodzina jest też powodem, dla którego tak bezpośrednio się do siebie zwracacie? Mówicie o błogosławionym – Karol, o waszej założycielce – Magdalena, do siebie nie mówicie siostro, tylko Iza, Rysia. Jak się poznawałyśmy, też się tak przestawiłyście.
Siostra Iza: Faktycznie mówimy do siebie we wspólnocie po imieniu, ja w ogóle lubię też tak mówić do świętych, są mi wtedy bliżsi.
Siostra Rysia: W świecie jest tyle twardości, konkurencji. Boimy się słabości. Nigdzie Jezus nie tłumaczy, dlaczego przyjął postać małego dziecka. Myślę, że w tym kontemplowaniu małego Jezusa jest droga, która pokazuje, w jaki sposób być w relacji z Bogiem, ze sobą samym i z innymi. Właśnie przez dobroć, przez czułość, łagodność, cichość. Wydaje się, że to nie pasuje do rzeczywistości, jaka się dzieje wokół nas, nawet w nas samych.
Czułość Boga coś w nas zmienia, nie na sposób rewolucyjny, ale powoli, stopniowo. Jezusma ciągle wyciągnięte dłonie i nie boi się trudnej, czasem dramatycznej rzeczywistości, tylko w nią wchodzi. To naprawdę powoduje jakąś zmianę wewnątrz, w psychice, w uczuciowości i na płaszczyźnie wiary.
Trzeba tylko zaufania, że skoro w ten sposób przyszedł na świat, to jest to droga, którą my też możemy dotrzeć do Niego i do drugiego człowieka. Choć wydaje się, że najskuteczniejsza i najkrótsza jest właśnie droga siły, wielkości, mocy, przemocy. A to nie tak.
Co to znaczy, że Jezus jest naszym bratem? Przywykliśmy do mówienia raczej o Panu Panów, Królu Królów, Mesjaszu, Zbawicielu.
Siostra Iza: To, że Jezus chciał się stać naszym bratem jest dla mnie bardzo ważne, bo to jest wezwanie do powszechnego braterstwa. Skoro On się wcielił i chciał przełamać bariery między Bogiem a człowiekiem, to my też mamy drugiego przyjmować jak brata.
Nasza założycielka dużo mówiła o miłości pełnej szacunku, w której drugi człowiek nie jest do niczego przymuszony. U podstaw jej czułości jest właśnie szacunek. Tego brakuje w świecie. Do tego jesteśmy wezwane – przyjąć drugiego takiego, jakim jest, bez wymogów, bez mówienia mu, że ma być taki, jak my oczekujemy, czy jak nam się wydaje, że Pan Bóg chce.
Skoro Pan Bóg daje nam tak daleką wolność i pociąga nas raczej miłością a nie porządkowaniem nas czy doprowadzaniem do jakiejś doskonałości, to chcemy robić to samo.
To jest najtrudniejsze, o to też się potykamy, ale to jest możliwe dzięki Panu Bogu. Jak się decydujemy na to rozbrojenie, to jest możliwe bycie razem. Jak przychodzi dziecko, to dziecka nikt się nie boi, może też dlatego Bóg stał się taki malutki, żebyśmy się Go nie bali.
Siostra Rysia: Jezus nauczający, na drodze krzyżowej, na krzyżu, może powodować, że będziemy naprężać te swoje i tak bardzo kruche duchowe muskuły, po to, żeby Go jakoś dosięgnąć i móc Go naśladować. To są bardzo piękne pragnienia, ale tak naprawdę, zawsze ma to jednak u podstaw zrobienie czegoś o własnych siłach. A Bóg pokazuje nam drogę inną – przez małość, pokorę, która otwiera na łaskę, nie na bierność. W chrześcijaństwie chodzi o życie z Bogiem. Ta droga małości jest prawdziwą drogą, nie tylko dla małych sióstr, ale dla wszystkich.