Chodzi o to, byśmy nie pozwolili sobie na „święty spokój”, lecz byli w ciągłej gotowości i pozostawali w duchu służby – mówi ks. Artur Godnarski.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Michał Plewka (KAI): Który spośród uczynków miłosierdzia udało się nam – Polakom – najlepiej wypełnić w Roku Świętym Miłosierdzia?
Ks. Artur Godnarski*: (…) Jubileusz Miłosierdzia sprawił, że Bóg otworzył nasze serca, abyśmy bardziej zwrócili uwagę na ludzi ubogich. Widać to chociażby po finansach – dużo więcej pieniędzy przeznaczyliśmy w tym roku na pomoc tym osobom, bardziej otworzyliśmy nasz dom wspólnoty na osoby potrzebujące, bezdomne.
Sprowadziliśmy z Aleppo syryjską rodzinę, która znajdowała się w sytuacji ogromnej potrzeby. Udało nam się wynająć im mieszkanie, załatwić wszystkie dokumenty, wprowadzić ich jakoś w naszą kulturę, nasz rytm życia. Przyznaję, że to naprawdę nie było łatwe, bo są to ludzie zupełnie innego kontekstu geo-polityczno-gospodarczo-kulturowego. Pan Bóg wykonywał nad nami ciężką pracę, byśmy popełnili wysiłek zrozumienia tych ludzi. Dużo musieliśmy czytać, poznawać, rozmawiać, aby w końcu zrozumieć ich mentalność i ich zachowania.
Innym razem Pan Bóg przyprowadził do nas polską rodzinę bezdomną. Również im mogliśmy pomóc. Kilka tygodni temu przywieziono do nas z Niemiec bezdomną siedemdziesięcioparoletnią kobietę pochodzącą z Polski. Okazało się, że stała się dla nas pięknym darem uruchamiającym w młodych opiekuńczość, troskliwość, wyrozumiałość dla starszych i chorych oraz zaangażowanie w bezpośrednią pomoc. To wymagało od każdego z nas przełamania się i przekroczenia wewnętrznych barier niechęci. To sprawia z ludźmi miłość.
Czy taka pomoc przychodzi łatwo?
Na pewno wiąże się ona z dużą odpowiedzialnością, zarówno finansową, jak i socjalną. Gubin, gdzie prowadzimy nasz dom, to jest mała miejscowość, gdzie ludzie raczej się znają. Wprowadzenie kogoś nowego do tej społeczności i dbanie o jego bezpieczeństwo to spore wyzwanie. Jest ono dla nas możliwe z tego powodu, że jesteśmy wspólnotą, a nie działamy w pojedynkę.
Trzeba tu powiedzieć o pewnej wolcie, jaka dokonała się w Kościele, a którą zauważył ostatnio bp Grzegorz Ryś podczas wykładu na Uniwersytecie Jagiellońskim. W pierwotnym Kościele wszystkie dobra były przeznaczane na pomoc ubogim. Później była to jedna czwarta z dochodów biskupa czy prezbitera. Obecnie natomiast przesunięto akcent, że dobra materialne mają służyć pasterzom. Wszystko stanęło jakby na głowie. Ta refleksja przywraca nas w czas i dynamikę pierwotnej miłości. Ubodzy są nam dani po to, byśmy nie schamieli i nie stali się skrajnymi egoistami. Żebyśmy nie zgodzili się na konsumpcyjny styl życia. Musimy umieć sobie czegoś odmawiać.
Na tym polega miłosierdzie?
Nie możemy ograniczać miłosierdzia wyłącznie do budowania szpitali, przytułków czy domów pomocy społecznej. Jest taka pokusa, by przekazać wszystkich ludzi potrzebujących sprawnie działającym instytucjom, abyśmy mieli „święty spokój”. Tymczasem miłosierdzie to pewnego rodzaju napięcie bycia w gotowości, bycie niespokojnym. Nawet zaryzykowałbym stwierdzenie, że w miłosierdziu chodzi o ten „niepokój” serca, który sprawia, że jesteśmy gotowi się zaangażować i być wytrwałymi.
Nie jesteśmy w stanie zaspokoić wszystkich potrzeb świata. Chodzi o to, byśmy nie pozwolili sobie na „święty spokój”, lecz byli w ciągłej gotowości i pozostawali w duchu służby. Byśmy mieli serce wrażliwe, ożywiane tym ‘caritas’. Nigdy nie mamy tak mało, byśmy nie mogli się podzielić tym, co mamy. Marcin Luter mówił, że ostatnią rzeczą, która się nawraca jest portfel. Jeśli uwierzyć, że tak jest, to nawrócenie portfela może być miernikiem nawrócenia serca. „Daj tyle, żeby cię zabolało” – mówiła Matka Teresa.
(…)
Co pozostanie po tym Jubileuszu Miłosierdzia?
W misjonarzach miłosierdzia, poza dekretem od samego Ojca Świętego, pozostanie przeświadczenie, że sam Bóg posługiwał się nami – glinianymi naczyniami – w prowadzeniu naszych braci i sióstr ku wolności. Na pewno pozostanie w nas wzmożone poczucie miłości do ludu. Mówię to bez patosu. Bóg naprawdę uczył nas, co znaczy być ojcem. Nauczyliśmy się przemeblowywać swój styl życia, po to by być dostępnymi dla innych.
A w mentalności wszystkich wiernych?
Chciałbym żeby Jubileusz Miłosierdzia wywołał w naszych sercach trzęsienie ziemi, żebyśmy umieli żyć Ewangelią. Jej istotnym elementem jest właśnie opieka i pomoc nad drugim ubogim. Chciałbym też, żeby pozostała w nas większa odwaga do korzystania z sakramentu pokuty i pojednania, żebyśmy ten sakrament celebrowali z wiarą w to, że ma on moc uzdrowienia, że jest on szczególnym darem spotkania z Osobą kochającego, pełnego miłosierdzia Boga.
Rozm. Michał Plewka
* Ks. Artur Godnarski – duszpasterz, ewangelizator i misjonarz
**Całość wywiadu można przeczytać TUTAJ