Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Ulica Tamka, róg Smulikowskiego. Warszawa. Dokoła kawiarnie, ulicą jadą samochody do mostu Świętokrzyskiego, który dumnie wisi nad Wisłą tuż obok pomnika Syrenki. Kilkaset metrów dalej ciągnie się kolejka do wejścia do Centrum Nauki Kopernik, które ma rozbudzać apetyt na wiedzę wśród najmłodszych. 72 lata temu ten obraz wyglądał całkowicie inaczej.
Patrząc na zrujnowaną Warszawę
Zamiast kawiarni – powybijane w kamienicach szyby i ostrzelane gzymsy. Zamiast mostu – widok radzieckiej armii stojącej na drugim brzegu rzeki. „Syrenka”, czyli Krystyna Krahelska, która pozowała do rzeźby, już od ponad miesiąca nie żyje. Zamiast kolejki do Centrum Nauki – w szpitalu powstańczym leżą ranni, którzy czekają na nieuchronną śmierć z rąk nazistów.
Wśród nich jest osoba, która zdaje się być obecna gdzieś indziej. Która patrzy na spaloną i zrujnowaną Polskę, Warszawę, na wszystkich obok siebie, a zapewne i na samego siebie, z zupełnie innej perspektywy.
Tą postacią jest ojciec Michał Maria Czartoryski. Pochodzący z książęcego rodu, żołnierz (obrońca Lwowa, uczestnik wojny bolszewickiej), aktywny działacz akademicki. Wreszcie ksiądz i dominikanin. W swoim krótkim życiu zdążył zostać inżynierem architektury, pomóc w budowie służewskiego klasztoru (gdzie potem był magistrem nowicjatu) i opiekować się Trzecim Zakonem św. Dominika.
Hipnotyzujący kapłan
Na początku sierpnia 1944 roku jedzie do dentysty w Warszawie. Kiedy wybucha powstanie, zostaje odcięty od klasztoru. Szybko budzą się w nim wojskowe wspomnienia. Zgłasza się do najbliższego oddziału, którego zostaje kapelanem.
Jego słowa – na przykład te wypowiedziane podczas mszy odprawionej 15 sierpnia, w uroczystość Wniebowzięcia Maryi i jednocześnie święto Wojska Polskiego – podnoszą na duchu ludność cywilną i żołnierzy. We wszystkich wspomnieniach powtarza się jedno: „Byliśmy zahipnotyzowani stoickim spokojem o. Kapelana celebrującego mszę św., a następnie jego kazaniem”.
Po upadku Powiśla, kiedy powstańcy wycofali się już ze swoich stanowisk, było pewne, że lada moment przyjdą Niemcy. Ojciec Michał zdecydował się pozostać z rannymi. „Największy bandyta!” – te słowa, wykrzyczane przez swoich morderców, słyszy tuż przed rozstrzelaniem. Zapewne musiał się wtedy w duchu uśmiechnąć, bo przecież trudno w takim momencie nie przypomnieć sobie słów z Pisma Świętego: „Zaliczono go do grona przestępców”.