Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
„Ty nie jesteś moją matką, ty nie jesteś moim ojcem!”. To zdanie rzucone przez dziecko nie dotyczy wyłącznie rodziców adopcyjnych sensu stricto. Taka uwaga może paść pod adresem męża kobiety samotnie wychowującej dziecko, który, nie będąc jego biologicznym ojcem, zdecydował się je przysposobić. Albo macochy czy ojczyma, w przypadku ponownych małżeństw osób, które owdowiały, bądź też w kolejnych związkach osób rozwiedzionych czy też dzieci poczętych w procesie sztucznego zapłonienia przy udziale osób trzecich. Tego protestu dziecka czy zbuntowanego nastolatka nie powinniśmy odbierać w kategoriach obelgi, ale prośby. Musimy po prostu spróbować zrozumieć, co ten młody człowiek próbuje wyrazić takim prowokującym stwierdzeniem. Oczywiście zależy to od wieku dziecka, okoliczności, rodzinnej sytuacji oraz relacji, jaką na co dzień ma z rodzicami, do których się w ten sposób zwraca.
Adoptowane dzieci zaznały goryczy porzucenia, nawet w sytuacji, kiedy nie zostały przez biologiczną matkę porzucone, ale oddane do adopcji. Na skutek tego wszystkie boją się, że ponownie zostaną odtrącone. Dzieje się tak nawet wtedy, gdy dzieci nie uświadamiają sobie tego lęku albo nie potrafią go wyrazić. Dlatego właśnie testują swoich adopcyjnych rodziców, wystawiając na próbę ich miłość. Chcą przekonać się, jak daleko sięga: „Czy nawet wtedy, kiedy jestem nieznośny, nawet kiedy gadam bzdury, nadal będziesz mnie kochał? Czy nadal będę twoim synem lub twoją córką, czegokolwiek bym nie zrobił/zrobiła?”.
Podobnie sprawa wygląda w przypadku ojca, który przysposobił dziecko swojej żony. Usiłuje się ono przekonać, czy ten mężczyzna jest jego „prawdziwym tatą na zawsze”. Czy kocha je tak, jak swoje rodzone potomstwo. Za słowami „wy nie jesteście moimi rodzicami” skierowanymi do adopcyjnych rodziców kryje się pragnienie, by słyszeć od nich raz i drugi: „Tak, jesteśmy twoimi rodzicami i nic tego nie zmieni”.
Kiedy to stwierdzenie nie odnosi się do ojca, ale ojczyma (czy też macochy), dziecko potrzebuje podwójnej odpowiedzi: „Tak, to prawda. Możesz być pewny, że nie zajmę miejsca twojego ojca” oraz „Mimo że nie jestem twoim tatą, to bardzo cię kocham”. Ponadto, niektóre dzieci, które straciły biologicznego tatę lub mamę, aby podkreślić szczególną więź ze swoim przybranym rodzicem, nazywają go pieszczotliwym określeniem, osobiście przez siebie wybranym, ale nie per „tato” czy „mamo”. Wyraża ono szczególnie bliską relację, jaką mają ze współmałżonkiem swojego biologicznego rodzica, przy jednoczesnym poszanowaniu więzi z rodzicem zmarłym. Oczywiście zdarza się, że małe dzieci zwracają się do przybranego rodzica „tato” bądź „mamo”. Ale z naszej strony byłoby niewłaściwe, a nawet okrutne, zmuszać je do nazywania go w ten sposób wbrew ich woli. Podobnie rzecz ma się w przypadku rozwodu. Dlaczegóż mielibyśmy prosić dziecko, aby mówiło „tato” do męża swojej mamy (nawet jeżeli doskonale odnajduje się on w roli ojca) skoro jego biologiczny tata żyje i ma się dobrze?
Niezależnie od sytuacji, powinniśmy potraktować słowa dziecka poważnie, ale nie w kategoriach tragedii. Ważne jest, aby wysłuchać i przyjąć jego rozgoryczenie, starając się zrozumieć jego potrzeby i odpowiedzieć na nie. Przede wszystkim nie powinniśmy dać się ponieść emocjom i popadać w dramatyczne tony: „Jak on może tak do mnie mówić? Dlaczego on mnie odrzuca? Czym ja sobie na to nasłużyłem?”. Oto czym sobie zasłużyłeś: kochałeś je, więc ono domaga się od ciebie jeszcze więcej miłości. I słusznie! Ono chce być pewne, że warto się do ciebie przywiązać i że może to zrobić bez obawy odrzucenia.
Bardzo często takie słowa z ust dziecka padają w wyniku jakiegoś drobnego konfliktu. Zabraniasz swojemu przybranemu synowi czy córce oglądania ulubionego serialu albo wieczornego wyjścia ze znajomymi, a ono prosto w twarz rzuca ci: „Zacznijmy od tego, że nie będziesz mi mówił co mam robić, ponieważ nie jesteś moim ojcem”. Nie pozwól, aby ta szokująca uwaga wytrąciła cię z równowagi! Jeżeli twój syn potrzebuje zapewnienia o tym, jak bardzo go kochasz, ta bezwarunkowa miłość powinna się objawiać, tak jak w przypadku każdego innego młodego człowieka, w postaci jasnych zasad wychowawczych: „Owszem, jestem twoim ojcem/twoją matką i to właśnie dlatego nie pozwalam ci robić głupstw. Za bardzo cię kocham”.
Christine Ponsard