Masz kompleksy i stając przed lustrem, widzisz tylko swoje braki? Oto kilka wskazówek, które pozwolą ci zaakceptować twoje ciało takie, jakim jest.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Święta Matka Teresa przygarniała umierających i przyjmowała ich ostatnie tchnienie. Prawdziwa godność nie polega na tym, by umrzeć z ręki drugiej osoby, ale umrzeć, trzymając rękę drugiej osoby. Ona trzymała za rękę trędowatych i odprowadzała ich na próg życia wiecznego. „Twój trąd to niewykorzystana miłość” – mawiał Jean Giono. Każdy człowiek jest grzesznikiem, tak więc, jak mówią Ojcowie Kościoła, każdy człowiek jest trędowaty, ponieważ stracił swoje podobieństwo do Boga, nawet jeśli zawsze trwa w nim odblask Boskiego obrazu.
„Jak grzech, który nas pożera, pozostawia w nas niewiele z nas samych”, pisze Bernanos. Dziesięciu trędowatych, którzy stają przed Chrystusem, którzy krzyczą do „najpiękniejszego spośród synów ludzkich”: „Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami” (Łk 17, 13), to obraz otchłani naszego życia. „Jezu Chryste, Synu Boży, Zbawicielu, miej litość dla mnie, grzesznika” – to szeptana nieustannie przez prawosławnych mnichów modlitwa, która jest oddechem duszy. Trzeba pozwolić swoim trędowatym krzyczeć do wspaniałości Boga.
Jak bolesne jest przyjęcie trędowatego… Przejawia się to w trudności, z jaką odnosimy się do naszego ciała w jego blaskach i cieniach. Jesteśmy gotowi je wielbić za przyjemności, jakie nam przynosi w czasie młodości, ale gardzimy nim, z powodu rysów i pęknięć, jakie przynosi starość. „Domy starców” są sterylnymi umieralniami we współczesnym świecie.
Niemniej jednak nie należy zapominać, że pierwszym obszarem wierności człowieka, nim stanie na straży ciała drugiego człowieka, jest zamieszkiwanie swojego ciała, jak ziemi świętej, otwartej na obietnicę zmartwychwstania. Jest nim bezwarunkowa wierność swojemu ciału, które nie należy do nas, ponieważ jest czymś, co otrzymaliśmy i co musimy zwrócić ziemi.
W jaki sposób to jednak osiągnąć, gdy różne czasopisma nie przestają ograniczać nas, zawężając nasze zainteresowania do nas samych, i wychwalają jakieś mityczne ciało, w którym wszelka radość zrównana jest do poziomu psychologicznego dobrobytu. Przejedzony labrador na grubym dywanie może odczuwać pewne zadowolenie, jednak zapewne nie ma pojęcia, czym jest głęboka radość.
Odnowić w sobie obraz Boga
Jeśli piękno nie jest niesione przez miłość, jest jedynie pustym opakowaniem, zastygłym w bezruchu bóstwem. Nie jest wówczas pięknem Chrystusa, które „zbawia świat”. Co powiemy Panu u kresu naszego życia? „Boże mój, walczyłam, żeby utrzymać linię i nie mieć boczków?” „Dzięki mojemu trenerowi zachowałam szczupłość?” Trzeba traktować nasze ciała, pełne chwały i niedoli, jak świątynię, gdzie w słabości rozlewa się moc Boża. Nie możemy powiedzieć, że kogoś kochamy, póki nie pozwolimy sobie pokochać go w kruchości jego ciała. Nie będzie mieć nieskazitelnej urody idealnych kobiet, ale będziemy piękni pięknem przeżytej miłości.
W „Portrecie Doriana Graya” Oscar Wilde opowiada o młodym mężczyźnie świadomym swojej wielkiej urody, której używa, jako uwodzicielskiej władzy w służbie kłamstwa, pychy i śmierci. Jednak jego portret jest zwierciadłem jego duszy, która stopniowo staje się coraz bardziej szpetna, aż w końcu pokrywa się trądem. Młodzieniec ukrywa go na strychu, gdzie z drżeniem wchodzi czasami, by przyjrzeć się Złu, jakie się w nim dokonuje. Na końcu powieści, w porywie gniewu tnie obraz i sytuacja się odwraca. Jego portret odzyskuje swoje minione piękno, a mężczyzna umiera z twarzą naznaczoną przemocą i nienawiścią.
O to właśnie toczy się nasze życie: albo zasztyletujemy swojego sobowtóra, albo przyjmiemy swoich trędowatych. Jedynie droga miłosierdzia, na której trędowaci doznają uzdrowienia, pozwala nam unieść to, co jest skalane w naszym życiu. Droga, która prowadzi do nas samych, przebiega przez serce Jezusa. Kiedy więc ostatnim razem byliśmy u spowiedzi? Idźmy pokazać się kapłanom, którzy otrzymali łaskę udzielania przebaczenia w imię Pana i odnawiania w nas obrazu Boga, abyśmy mogli „głosić Jego chwałę i nosić Go w swoim ciele”.
Ojciec Luc de Bellescize
Czytaj także:
Akceptacja – słowo klucz w macierzyństwie
Czytaj także:
Otyłość – problem ciała czy cierpienie serca?