Śmierć bliskiej osoby, nieudany związek, wypadek, zwolnienie z pracy czy jakaś osobista porażka to tylko wybrane przykłady doświadczeń, które pozostawiają po sobie niezatarty ślad w naszej pamięci i nie pozwalają nam cieszyć się chwilą obecną. Oto kilka wskazówek, jak pogodzić się z własną przeszłością i pozbyć się balastu złych wspomnień.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Niektórzy ludzie mający za sobą bardzo bolesne i przykre doświadczenia nie są w stanie zapomnieć o całym złu, jakie wydarzyło się w ich życiu. Borykają się z pytaniem, jak żyć z tymi złymi wspomnieniami. Choć nie zdają sobie z tego sprawy, odpowiedź mogą znaleźć właśnie w tym pytaniu, jakie sobie stawiają.
Wspomnienia – żyć z nimi czy bez nich?
Pierwszy błąd polega na tym, że marzy nam się „życie bez”: bez tych wspomnień, bez tego „spadku”, bez tych zranień. W przeciwieństwie do tego, co głosi powszechna opinia, nie można „ułożyć sobie życia na nowo”. To stwierdzenie jest fałszywe. Owszem, z pomocą Bożą możemy rozpocząć nowy rozdział, ale nie można wyrwać stron już zapisanych, niezależnie od tego, jak bardzo są poplamione i pokreślone. Przeszłość jest już zamknięta, nie sposób jej cofnąć, czy nam się to podoba czy nie. Nie możemy się od niej odciąć ani uciec. Próbowalibyśmy wtedy być kimś innym, żyć nie swoim życiem. Właśnie tak dzieje się, kiedy ktoś już nie jest w stanie udźwignąć rzeczywistości: pojawia się pokusa ucieczki gdzieś daleko, a w rezultacie powracają dawne nałogi, nierzadko w towarzystwie nowych.
Powszechnie wiadomo przecież, że wypieranie czy negowanie przeszłości jest złudne. Jeżeli nie chcemy o niej dłużej myśleć, jeżeli wymażemy z pamięci traumatyczne wspomnienia, nie oznacza to, że one znikną. Wtedy zamiatamy wszystko pod dywan, ale problem pozostaje! Przypomina to rodzinne sekrety: są głęboko pogrzebane, ale nadal uprzykrzają wszystkim życie.
Czy w takim razie nigdy nie uda nam się wydostać z kręgu tych nieszczęśliwych doświadczeń? Na tym właśnie polega drugi błąd: kiedy „żyjemy z” naszym ciężarem, naszą raną, naszą niedolą i pozwalamy im zawładnąć całą naszą świadomością i zasłonić nam horyzont. Niezależnie od tego, czy ze stoickim spokojem się z przeszłością pogodzimy, czy w głębi duszy będziemy się buntować albo też z ponurą miną uginać pod jej brzemieniem, nie zdołamy tak naprawdę żyć, co najwyżej utrzymać się przy życiu, ponieważ demony przeszłości są jak śmiertelna trucizna, która nas trawi od środka.
Pięć kroków ku przyszłości
Jest jednak dobra wiadomość: historia nie kończy się tutaj, czeka nas ciąg dalszy! Pamiętajmy, że w tym momencie, jak pięknie pisze francuski poeta Charles Péguy, „ta drobna nadzieja taka niepozorna, ta wątła dziewczynka nadzieja” bierze nas za rękę i zachęca do tego, abyśmy postąpili kilka kroków ku przyszłości:
- Krok pierwszy zakłada akt wiary: nie jesteśmy sami. Chrystus jest zawsze z nami, aż do skończenia świata (Mt 28, 20). Również w trakcie burzy i w ciemnościach!
- Krok drugi polega na akceptacji i przyjęciu postawy pokory wobec rzeczywistości.
- Krok trzeci wyraża się w przebaczeniu. Zamiast karmić się goryczą i chować urazę wobec tych, którzy zawinili (czyli rozdrapywać i jątrzyć ranę), należy powierzyć ich Bożemu miłosierdziu, starając się przy tym znaleźć je dla nich również we własnym sercu – nie jesteśmy bowiem lepsi od innych (1 Krl 19, 4).
- Krok czwarty to dar z siebie: warto prosić służebnicę Bożą Martę Robin, która większość życia spędziła przykuta do łóżka, aby podzieliła się z nami swoim niezwykłym sekretem: ofiara sprawia, że z cierpienia wypływa miłość, a bezradność przynosi owoc.
- Krok piąty: żyć pomimo wszystko, odważyć się żyć, żyć na nowo; nic bowiem nie przeszkodzi nam kochać.
Ks. Alain Bandelier
Czytaj także:
Relacja ojciec-syn – wspólne chwile, które pozostaną w młodych na zawsze
Czytaj także:
Potrzebujemy być usłyszani – to jedna z naszych podstawowych potrzeb