separateurCreated with Sketch.

Skończyłem Duchową Adopcję Dziecka i stało się coś niezwykłego [świadectwo]

Dziecko
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Na jednej z konferencji opowiadano wówczas o tej inicjatywie i zapowiedziano, że w najbliższych dniach będzie można podjąć dzieło Duchowej Adopcji składając przysięgę podczas mszy. Wtedy wychwyciłem tylko, że modlitwa polega na odmawianiu dziesiątki różańca przez dziewięć miesięcy.

Pierwsze spotkanie z Duchową Adopcją Dziecka Poczętego

Miałem na swojej drodze duchowego rozwoju wiele praktyk religijnych, których znaczenia do końca nie rozumiałem. Jako dziecko powtarzałem coś, co robili rodzice, czy też ludzie w kościele, mając za uzasadnienie jedynie tradycje czy też zwyczaje obowiązujące w chrześcijańskim świecie. Tak było z modlitwą do Anioła Stróża, modlitwą za zmarłych, przy okazji wizyty na cmentarzu. Wiedziałem, że możemy wspierać naszych bliskich zmarłych, którzy już nie mogą „zasłużyć” na życie wieczne. Wiele lat później pojawiła się w moim życiu modlitwa za nienarodzone dzieci i to ona okazała się przełomowa w rozumieniu wstawiennictwa oraz wytrwałości w zobowiązaniu złożonemu w szczytnym celu.

Gdy pierwszy raz usłyszałem o Duchowej Adopcji, byłem już dojrzałym człowiekiem – studentem 2. roku SGGW. Wybrałem się na pielgrzymkę do Częstochowy z Warszawską Akademicką Pielgrzymką Metropolitarną (WAPM). Na jednej z konferencji opowiadano wówczas o tej inicjatywie i zapowiedziano, że w najbliższych dniach będzie można podjąć dzieło Duchowej Adopcji składając przysięgę podczas mszy. Wtedy wychwyciłem tylko, że modlitwa polega na odmawianiu dziesiątki różańca przez dziewięć miesięcy. Później dowiedziałem się, że modlę się za nieznane dziecko nienarodzone, którego życie jest zagrożone, że codziennie odmawiam specjalną modlitwę tajemnicę różańca i podejmuję dobrowolne wyrzeczenie.

Narodowy Marsz Życia

Uznałem to za szczytny cel i ciekawe wyzwanie więc zgłosiłem się wraz z kolegami z grupy Biało-Zielonej WAPM do przysięgi. Jak szybko się zobowiązałem, tak szybko przeszedł mi zapał i zacząłem zapominać o zobowiązaniu. W zasadzie, po powrocie z pielgrzymki pamiętałem o modlitwie, ale nie pamiętałem, po co to robię i stała się kolejnym „mechanicznym obrzędem”. 

Dramatyczna sytuacja

Kilka miesięcy później, zjawił się u mnie nieoczekiwanie kolega, który usilnie chciał się ze mną czymś podzielić. Byłem wtedy przeddzień wyjazdu na półroczne studia za granicą i nie miałem głowy go słuchać. Po pierwszych zdaniach okazało się jednak, że sprawa jest poważna. On i jego dziewczyna spodziewali się dziecka. Niestety nie było to planowa ciąża i pierwszą ich reakcją był strach i obawa przed rodzicami, którzy nie do końca akceptowali ich związek, oraz myśli, jak uniknąć narodzin dziecka. 

Z czasem okazało się, że rodzice wyciągnęli pomocną dłoń i okazali wsparcie – w urządzeniu mieszkania i zabezpieczeniu młodych rodziców. I kiedy wszystko wydawało się być na dobrej drodze, sytuacja dramatycznie się odwróciła. Ciąża okazała się zagrożona i dziewczyna mojego kolegi trafiła do szpitala. On siedział u mnie i opowiadał mi o tym z poczuciem winy, że to jest jego wina, bo nie chciał tego dziecka. Bał się, że nie są gotowi, że mają inne plany… A gdy w pełni pogodził się z sytuacją i przygotowywał się do bycia tatą, stało się coś takiego.

Nie wiedziałem, co mu powiedzieć. Nie był to mój przyjaciel ani ktoś bliski i byłem zaskoczony, że przyszedł z tym do mnie! Wiedział, że jestem osobą wierzącą, więc jedyne, co mogłem mu zaoferować to zapewnienie o modlitwie. Wtedy jednak nie skojarzyłem tego zupełnie z modlitwą za nienarodzone dzieci. Modlitwę adopcji odmawiałem jeszcze przez kilka miesięcy, a o koledze i jego „problemie” zupełnie zapomniałem. Odmówiłem może raz czy dwa modlitwę w ich intencji, ale nie miałem z nim żadnego kontaktu.

Po dwóch dniach stało się coś niespodziewanego

W połowie maja minęło dziewięć miesięcy mojej codziennej modlitwy za nienarodzone dziecko. Czułem się dziwnie, gdy już nie odmawiałem tej „dziesiątki” przy wieczornej modlitwie. Po dwóch dniach wydarzyło się coś niespodziewanego. Otrzymałem wiadomość od kolegi, że na świat przyszła wyczekiwana córeczka. I ona i jego żona czuły się dobrze. Bardzo się tym ucieszyłem i nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że jestem częścią tej historii przez zobowiązanie do modlitwy za dziecko, którego życie jest zagrożone.

Zdarzenie to miało miejsce 20 lat temu. Nie mam kontaktu z tym kolegą ani jego rodziną, ale od tamtego czasu kontynuuje dzieło Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego nieprzerwanie. Modlę się już bardziej świadomie i gdy znam pary, które starają się o dziecko lub mają trudności w czasie ciąży – zawsze rekomenduję tę formę modlitwy. Staram się też nie czynić z niej praktyki z nawyku. Pomaga mi w tym świadomość, jak wiele dzieci na całym świecie jest zagrożone strachem rodziców.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.