Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie
Zacznijmy od początku. Msza w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego jest wymagająca także dla dorosłych, zwłaszcza tych nienawykłych. Współczesne czasy, pełne intensywności doznań i mnogości rozproszeń, nie sprzyjają zatrzymaniu i kontemplacji. A tym właśnie jest „stara” Msza. Wytrąca nas z wewnętrznego przymusu aktywności i sprawia, że mamy po prostu trwać przed Panem. To jest najpiękniejsze w tej liturgii – można po prostu być. Można przeklęczeć całą Mszę, można przeglądać mszalik lub nie, można przesuwać paciorki różańca.
A można też być młodym rodzicem i wtedy zabieranie ze sobą dzieci jest cenną oczywistością dla całej rodziny. W kościele, w którym odprawiane są Msze naszego duszpasterstwa, siadamy na ogół w pobliżu fresku „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie”. Nawet w trudniejszych momentach upewnia mnie on, że jesteśmy na właściwym miejscu. Skarb, jakim jest „stara” Msza, nigdy nie powinien być chowany przed najmłodszymi.
Naturalne poczucie sacrum
Dzieci przyjmują to, co im damy. Jeśli nie poznają nigdy Smoka Niedzielaka, nie będzie im go brakować. Nie chodzi tutaj o skrajne utrzymywanie ich w niewiedzy na temat Novus Ordo Missae – prawdziwą mądrością jest nauczenie ich spokoju w kwestii obecnego współistnienia rytów w Kościele (spokoju, którego dorosłym nierzadko brakuje). Unikanie jednak tzw. Mszy dziecięcych prawdopodobnie będzie z korzyścią dla procesu wychowawczego i rozwoju duchowego. W życiu religijnym ważne jest bowiem skupianie się przede wszystkim na Panu Bogu, a nie na człowieku.
Msza trydencka jest szczególnie pożyteczna dla rozwoju małych dzieci, ponieważ w odróżnieniu od wszelkich inicjatyw specjalnie dla najmłodszych, pozwala im wzrastać. To coś dużo ważniejszego od skupienia się na bieżącym zyskiwaniu uwagi i poklasku. Dzieci w naturalny sposób odczuwają i przyjmują sacrum. Potrafią zrozumieć, iż Msza święta to inna, transcendentna rzeczywistość – i nie muszą do tego celu znać tych trudnych słów.
Dzieci takie, jakie wszystkie
Czy dzieci na Mszach trydenckich są ulepione z innej gliny i z mlekiem matki wyssały zdolność skupienia się? A może to niezwykłe moce soli egzorcyzmowanej i sakramentu chrztu w starszej formie? Skądże znowu! Tak samo kilkulatki scenicznym szeptem dopytują, kiedy koniec (a w ciszy Kanonu niesie się on zdecydowanie lepiej). Tak samo niemowlęta płaczą. Tak samo ojcowie ze stoickim spokojem i równym rytmem kroków noszą maluchy po kościele, prezentując wszystkie obrazy po kolei. Wreszcie – tak samo dzieci potrafią przeszkadzać, hałasować, zacząć biegać. Nierzadko umęczeni rodzice wychodzą do kruchty, na zewnątrz, a nawet rezygnują z uczestnictwa. Ale w następną niedzielę wracają. I uczą dzieci, że w tej podniosłej ciszy i anielskich śpiewach chorału jest coś, dla czego warto się starać.
To inny rodzaj ofiary i wymagań. Bywa, że dzieci przeszkadzają też innym (choć na szczęście nie kapłanowi, który stojąc twarzą do ołtarza, całkowicie skupiony jest na Bogu, wolny jest od większości rozproszeń). Ale wierni na ogół kiwają głową ze zrozumieniem – wiedzą bowiem, że to te właśnie dzieci są przyszłością Kościoła, a ich obecność nadzieją na przyszłość. Zaś aby się nauczyć zachowywać w świątyni, muszą mieć najpierw szansę spróbować.
Musimy od siebie wymagać
J. R. R. Tolkien w jednym ze swoich listów napisał, że potrzebujemy przerastającej nas literatury. Tyczy się to nie tylko książek – potrzebujemy wyzwań, potrzebujemy doświadczeń, które nas przerastają, aby móc do nich doskoczyć. Dzieci nie dorastają i nie stają się do czegokolwiek gotowe w sposób magiczny, lecz trzeba im w tym procesie pomóc. Trzeba zacząć się przygotowywać, by stać się gotowym. Trzeba stawiać wymagania, by pomóc wzrastać.
Takim właśnie polem wzrastania duchowego jest uczestnictwo w Mszy w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego. Często pomaga siadanie jak najbliżej ołtarza, w przysłowiowej pierwszej ławce. Zarówno, aby dziecko mogło obserwować ministranckie manewry ze świecami i kadzidłem, które mogą być bardzo interesujące. Ale też po to, aby być blisko Tajemnicy. Rozlegające się w ciszy przeistoczenia dzwonki sprawiają, że zatrzymuje się niemal cały świat. I nawet jeśli młody człowiek odezwie się w takim momencie – całym sobą rozumie, że dzieje się coś niezwykłego.
Cisza jest bardzo wychowawcza. Dorosłym pozwala usłyszeć samych siebie, ale jest także cenna dla dzieci. Msze ciche (czyli pozbawione śpiewu chorałowego) bywają często najkorzystniejsze dla dzieci nie tylko dlatego, że są krótkie. Mury świątyni oddzielają nas od gwałtownego świata zewnętrznego. Świece i kadzidło tworzą atmosferę świętości i niezwykłości. A cisza – ona zatrzymuje, nakłania do refleksji, uspokaja serce. Nie wszystkie dzieci, nie zawsze, nie w każdych okolicznościach. Ale dajmy jej, ciszy, szansę. I naszym dzieciom także.