Co powiedziałbyś samemu sobie z przeszłości, tuż przed pojawieniem się na planie pierwszego sezonu serialu “The Chosen”?
Powiedziałbym: "Przygotuj się. Zapnij pasy. To będzie prawdziwa przygoda. Wydarzy się bardzo wiele."
Im dalej Jezus postępuje w swojej historii, tym trudniejsza staje się ta podróż. Czy Jonathan czuje to samo?
Myślę, że w pewien sposób tak właśnie jest. Gdy zaczynasz być rozpoznawalny, zwłaszcza z konkretnego powodu…. A zwłaszcza, gdy jesteś znany z odgrywania roli Jezusa, ludzie mają pewne oczekiwania, gdy cię spotykają. Oczekują, że istnieje pewne połączenie lub relacja, którą ty, aktor, dzielisz ze swoją postacią. W moim przypadku, z Jezusem. A we mnie nie ma nic boskiego. Natomiast jest wszystko, co ludzkie, mogę więc utożsamić się z Jego człowieczeństwem. Nie mogę jednak identyfikować się z boskością, oczywiście. To, co staram się zrobić, to po prostu angażować się w każde spotkanie, które mam z ludźmi.
Jaki aspekt roli Jezusa szczególnie Cię poruszył?
Najbardziej wpływową ideą, którą przyjąłem od Jezusa jest przebaczenie. Była to konieczność całkowitego przemyślenia mojego pojmowania współczucia. Poruszyły mnie rozmiar i głębokość przebaczenia, o których Jezus nauczał ludzi. Sądzimy, że to więcej, niż jesteśmy w stanie zrobić. Lecz to jest właśnie to, do czego jesteśmy wezwani. I myślę, że przyjęcie tego. Twoje życie może się zmienić bezpowrotnie poprzez podążanie za przykazaniem “Przebaczajcie sobie nawzajem, tak jak Bóg wam przebaczył”. To właśnie było dla mnie najważniejsze.
Które fragmenty z życia Jezusa chciałbyś szczególnie zaakcentować w serialu?
Tak, są pewne fragmenty, które chciałbym przedstawić. Ale nie wiem, co scenarzyści piszą i przygotowują. Dają nam scenariusze tuż przed rozpoczęciem nagrywania. Wtedy wiem, dokąd zmierzamy. Wolę poczekać i zobaczyć, co pojawi się na moim biurku, kiedy będziemy gotowi do zdjęć.
Czy masz jakieś wymarzone role do zagrania, gdy zakończy się już “The Chosen”?
Nie tyle konkretne role, natomiast jest kilka różnych gatunków filmowych, Które chciałbym eksplorować. Jestem wielkim fanem science fiction, kocham westerny. Myślę, że te dwa rodzaje byłyby naprawdę interesujące do zbadania.
Czy nie irytuje cię ta sama fryzura od czterech lat?
Trochę tak [śmiech]. Faktycznie, zmiany były najwyżej kilka centymetrów. Chciałbym je trochę skrócić. Muszę więc być cierpliwy, choć czasami jest to trochę nudne. Niemniej to po prostu oznacza, że mam przed sobą konkretną pracę - rolę do zagrania. I jestem za nią wdzięczny.
Czy grając Jezusa, myślisz, że wiedział, jak zareagować w każdej sytuacji, czy też mógł być przytłoczony wydarzeniami?
To dobre pytania. Myślę, że odpowiedź na oba brzmi tak. Myślę, że On wie, co robi. A jednocześnie z ludzkiego punktu widzenia to zawsze są wyzwanie. Jezus był jednocześnie człowiekiem i Bogiem. Człowieczeństwo zawsze stawia przed nami wyzwania, obfituje w niespodziewane sytuacje. Zatem tak - Jezus zawsze wiedział, co robić, a jednocześnie mógł odczuwać bardzo ludzkie przytłoczenie.
W życiu prywatnym jesteś muzykiem, a konkretnie perkusistą. A gdyby Jezus grał w jakimś zespole, to na czym?
Na bębnach, to oczywiste! Chcę przez to powiedzieć, że to On jest opoką. On nadaje rytm. Wszystko zależy od niego. Jeśli perkusista się pomyli i rytm nie jest właściwy, reszta zespołu też zbacza z kursu.
Jak sądzisz, czy Jezus uczyni coś dla Andrzeja, uleczy jego stopy?
Cóż, nie według naszych scenarzystów. Ale osobiście sądzę inaczej. Zobaczymy, jak to będzie. Może jednym z cudów przyszłego sezonu będzie to, że Andrzej nauczy się tańczyć? Czas pokaże.
Wkrótce w USA będzie premiera sezonu 4 “The Chosen”. Jak mógłbyś go podsumować jednym zdaniem?
Sezon 4. Okaże się, że mało dotąd widzieliście. Bądźcie gotowi. To będzie świetne.
Wywiad ukazał się w wersji filmowej we francuskiej edycji Aletei.