Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
„Czas, który znaczy tyle, co miłość. O tyle bowiem moje istnienie ma sens, o ile kocham innych ludzi”. Czytając te słowa księdza Jana, przypomina się fragment jego najsławniejszego wiersza zaczynającego się od słów: „Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą, zostaną po nich buty i telefon głuchy”. To najbardziej znany i cytowany przy różnych okazjach fragment. Znany przeważnie z pogrzebów i uroczystości związanych z przemijaniem. Ksiądz nie pisał go, mając na myśli śmierć, ale życie.
„Ludzie już często odchodzą od nas już tutaj, w ziemskim życiu. Odgrywali jakąś rolę i nagle ta rola, zdawałoby się bardzo ważna, się skończyła”.
Jest ktoś przy nas i nagle znika. Odchodzi bez wyjaśnienia. Najsłynniejszy wiersz napisał dla poetki Anny Kamieńskiej na początku lat 70., kiedy żyła. Zmarła nagle, dopiero w 1986 roku.
Śmierć rozbudziła księdza duchowo
Odchodzenie było ważnym elementem duchowego rozwoju księdza Jana. W czasie wojny miał nieustające poczucie kataklizmu. Bał się śmierci. Chodził z nią pod ramię po okupacyjnych ulicach, siadał do stołu, kładł się spać.
„Myśl o śmierci rozbudziła mnie duchowo, a równocześnie oddaliła od chęci zakładania domu” (1).
Po śmierci zostaje duch
Ci, którzy odeszli i tworzą już wspólnotę z Chrystusem. Zanosimy nasze modlitwy za pośrednictwem tych, co "umarli w Jezusie" (por. 1 Tes 4,16), jak również i oni wstawiają się za nami nieustannie u Boga. Ksiądz Twardowski uważał, że to niemożliwe, jeśli ktoś żył, był wśród nas, kochał, martwił się o nas – nagle stał się obojętny.
„To byłoby nielogiczne”. Mówił, że ktoś umarł – to znaczy, że coś się z niego zwlekło. „To tak, jakby zostało po nim coś innego. Zmarły – odszedł, ale została jego powłoka. Dobrze oddaje to polski wyraz „zwłoki”. Coś się zwlekło z człowieka, po to, by zostało coś innego”.
„Można odejść i wciąż być blisko”
Ksiądz Jan miał „kontakt” z osobami, które odeszły. Przychodziły do niego w snach. Był przekonany, że to sposób porozumiewania się zmarłych z żyjącymi. „Pan Bóg też zresztą objawiał się w snach”. Opowiadał, że zmarli przychodzą do niego w dwóch porach: w środku nocy albo nad ranem, kiedy się budzi. O tej drugiej porze jest w stanie zapamiętać swój sen. To był dla niego dowód, że zmarły szukał z nim kontaktu.
„Dla mnie śmierć nie jest tragedią”
Tak mówił klasyk, ksiądz Jan. I dodawał, że umieranie jest największym czynem człowieka. Nie jest krzywdą ani niesprawiedliwością czy okrucieństwem. Uważał, że jakbyśmy usunęli z życia śmierć, zostałaby wielka pustka. Mówił prosto z mostu, że umieranie to zadanie do wykonania. Istotą jest wgłębienie się w śmierć Jezusa. To może pomóc w przygotowaniu się do odejścia.
„Dla mnie śmierć jest spotkaniem z Panem Bogiem. I początkiem nowego życia”. Ksiądz mówił też, że osobę umierającą nie można oszukiwać. Wie, że odchodzi, a jej życie się kończy. Dla osoby niewierzącej śmierć jest dramatem, ale chrześcijanin nie musi czuć się bezradny. Pomocne jest zaufanie Bogu. Ufność, że odchodzenie nie jest końcem.
„Śmierć to wskazówka, że trzeba iść dalej”
Wiadomo, śmierć sprzeciwia się instynktowi ludzkiego życia. Wszyscy chcemy żyć jak najdłużej. Zbliża się listopad, a to miesiąc, kiedy najmocniej odczuwamy odchodzenie. Przypominamy sobie, że człowiek prędzej czy później przejdzie przez bramę śmierci – do innego życia. Pisał o tym Kohelet (Koh 3,32):
„Wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem: Jest czas rodzenia i czas umierania, czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono, czas zabijania i czas leczenia”.
Trendy współczesnego świata: media i cała modna narracja, stara się w ogóle nie mówić o śmierci. Trochę zmieniła je pandemia, ale szybko zapomniano o nieuchronności przemijania. Ludzie wstydzą się śmierci. Nie rozmawiają o niej i chcą o niej zapomnieć.
Ps. Ksiądz Jan miał kontakt z duchami. Wszyscy prosili go o modlitwę. Nie tylko żywi. Sytuacja miała miejsce w warszawskim kościele sióstr wizytek, gdzie mieszkał. Mieszkanie, które zajmował przed wojną, należało do małżeństwa. Mąż bił w nim żonę, interweniowała policja. W jednej z awantur agresywny mężczyzna miał nawet zostać zabity przez kobietę. Okazało się, że jego duch zaczął przychodzić do księdza. „To się powtarzało, w związku z czym ksiądz Twardowski miał nieprzespane noce” (2). W końcu duch odszedł. A ksiądz Twardowski zawsze powtarzał, że trzeba się modlić za dusze cierpiące w czyśćcu.
Cytaty zmieszczone w tekście pochodzą z książki „Jedynie miłość ocaleje” Mileny Kindziuk, poza (1) i (2) - źródło: „Ksiądz paradoks”, Magdalena Grzebałkowska