Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Katarzyna Kamińska: W klasztorze jest siostra od ponad 20 lat… Kawał czasu!
Julietta Homa OP*: Śmiało mogę powiedzieć, że my (siostra śmieje się) siostry zakonne jesteśmy mądre, doświadczone, odważne i przedsiębiorcze! Jako przykład podaje siostry z Broniszewic, z których jestem ogromnie dumna. Głośno mówią o niewygodnych sprawach i konsekwentnie robią swoje.
Pokazała to też pandemia. Kiedy nie było się komu zająć i to na samym początku epidemii, osobami w domu pomocy społecznej w Bochni, natychmiast spakowałyście się i pojechałyście. Nie bała się siostra, że umrze lub się zarazi? Miałyście się opiekować osobami zakażonymi.
To doświadczenie udowodniło, że jesteśmy odważne babeczki! Nie skupiałam się na strachu, ale poczuciu, że mogę tym ludziom coś z siebie dać, pomóc. Takie myślenie wzięło górę. Sytuacja pokazała, że jesteśmy twarde, czyli podejmujące wyzwania i dobrze skomunikowane ze światem. Nie szukamy wygodnych przestrzeni, ale idziemy w ogień. Tam, gdzie nas ludzie potrzebują. To esencja ewangelii w życiu.
Skąd ewangelia wzięła się w życiu siostry?
Nie planowałam zostać zakonnicą. Chciałam być aktorką, pielęgniarką i marzyło mi się, by zostać odkrywczynią czy psychologiem. Myślałam o dzieciach, mężu i domku z ogródkiem. Jeśli chodzi o obecność Jezusa, to był od zawsze w mojej rodzinie. Nie nachalnie, ale żyliśmy w przekonaniu, że może On pomóc fajnie ułożyć sobie swój świat. Pierwsze nieśmiałe myśli, że mogłabym pójść do zakonu, pojawiły się po bierzmowaniu. Jednak szybko je zagłuszyłam, ale wracały…
Jakie to były myśli?
Wiedziałam, że Bóg chce, żebym była w klasztorze. Wcześniejsze pomysły na moje życie dawały mi dużo radości , energii, ale czułam, że to nie to. Nie było jednak tak, że pewnego dnia usłyszałam głos Boga w sercu. Tak nie działa.
A jak?
Miałam wewnętrzne przekonanie, że Bóg chce ode mnie czegoś więcej. To więcej znaczyło „spróbuj być siostrą zakonną”. Nie wiedziałam, czy to jest na pewno moje miejsce. Idąc do klasztoru, dałam sobie otwartą furtkę. Jakby się okazało, że nie mogę się w nim realizować, zrezygnuję.
Realizować?
Tak. Jako człowiek i kobieta.
Właściwie to skąd mamy wiedzieć, że to działanie Boga w naszym życiu. Załóżmy, że modlę się o zlecenia i nagle pojawia się, ale jest wątpliwe, przykładowo moralnie. No, ale pojawiło się zaraz po prośbie…
Wszystko zależy od naszej relacji z Nim. Jej poziom wpływa na to, jak traktujemy znaki, spotkania, wydarzenia, bo w taki sposób Bóg do nas też mówi. Warto też mieć przeświadczenie, że On nie zabiera nam wolności. Kiedy rozmawiam z Nim, oddaje swoje pomysły, to mam też kontakt ze sobą. Nie pytam, jak osoba nierozgarnięta życiowo, tylko świadoma i umiejąca samodzielnie podejmować decyzje. Nie czekam, aż Bóg zostawi mi liścik w ręczniku, w którym napisze, że mam zrobić to i to.
To jak się pojawiają odpowiedzi?
Dużą część mojego życia stanowi lektura Pisma Świętego…
To kosmos. Wydarzenia sprzed tylu lat mają pomóc podjąć decyzję?
Dla osoby, która ma relację z Bogiem, to, co ktoś powiedział, nawet dwa tysiące lat temu jest uniwersalne i autentyczne. Jestem w stanie osadzić treść w warunkach, w których żyjemy dzisiaj. Jego słowo pozostawione dla nas zaprasza do więzi, do zaufania. W takiej konstelacji znacząco zmienia się optyka wiary, która mocno wyraża się w przyjmowaniu Słowa Bożego.
Jaka jest relacja siostry z Bogiem?
Jestem otwarta i poszukująca Boga, którego zdarza mi się zgubić. Nie jest tak, że skoro jestem zakonnicą, to wszystko jest pewnikiem. Każdego dnia, szukam Boga w miejscach i ludziach. To też przekonanie, że nie żyjemy samymi zasadami i regułami, ale… to świadomość, że Bóg chce mnie przeprowadzić przez doświadczenie odkrywania zdolności do kochania! Przyjmowania ludzi, którzy są obok. Rozumienia ich, poświęcania im czasu. To buduje jakość naszego życia.
Do tego trzeba cierpliwości… i świętości.
Chciałabym być kiedyś świętą. Nam świętość kojarzy się z czymś lub kimś, kto jest totalnie odjechany. Odklejony od rzeczywistości. Dla mnie świętość to jest mocne osadzenie w życiu, taki własny kawałek nieba. Codzienne doświadczanie swoich słabości, przyznanie, że sobie w czymś nie radzę. To akceptacja siebie. Swojej kobiecości. Jestem wdzięczna Bogu, za to, że nią jestem. Odnajduję się w tej roli, będąc w klasztorze, co może być dziwne dla niektórych.
Moda dość powtarzalna.
Siostry dbają o siebie, na tyle, o ile jest nam to potrzebne. Kobiecość to wnętrze. Esencja. Oczywiście są myśli, że chciałoby się coś innego założyć. Ale to tylko myśli, które przechodzą. Jeśli skupimy się na nich i zaczniemy nad tym ubolewać, to szybko staniemy się nieszczęśliwymi kobietami, które nie dostrzegają w sobie piękna i siły kobiecości, która w Kościele jest bardzo potrzebna.
Jeżeli zaczniemy traktować swoje życie jako rezygnację i poświęcenie się dla idei życia zakonnego, to tęsknota za innym życiem będzie wracać, powodując frustracje. Dla mnie ważne jest aby przestrzeń życia zakonnego wypełnić treścią, która daje poczucie sensu. Jeśli zaangażujemy się w nasz wybór i to, co z tego wyboru wynika, nie zrobią zamieszania w naszej głowie. Trzeba odnaleźć swoja indywidualność i wrażliwość duchową, która otwiera nas na inne przestrzenie piękna. To daje poczucie osadzenia w sobie i w tym, co robimy i dla kogo robimy.
Siostra dla kogo?
Dla siebie, rozwoju, budowania lepszej jakości życia! Ludzi, z którymi się spotykam. Boga!
Ponoć siostra musiała przerobić trzy worki pokory w klasztorze?
Zacznijmy od znaczenia słowa pokora. Kojarzy nam się z osobą, która nie umie siebie docenić, nawet, jak jej mówią, że zrobiła kawał dobrej roboty. To znaczy prawda o sobie! Zauważenie tego, co mam dobrego w sobie, ale też przyznanie się do swoich błędów i słabości. Posiadanie odwagi, by zapytać siebie, czy to, co robię, to jest to, co chcę.
Jak ktoś stracił – patrząc z ludzkiego punktu widzenia zaufanie do Boga. To jak je odzyskać?
Jest to bardzo trudne pytanie i z pewnością nie ma nie gotowej odpowiedzi. Jest to bardzo delikatna strona naszej egzystencji, dlatego tak trudno się o tym mówi. Zaufanie Bogu nie polega na braku stresu i zatroskania o swoją codzienność, ale polega na wewnętrznym przekonaniu, że cokolwiek się dzieje, Bóg ma to w swoich planach. My robimy to, co możemy, natomiast historia płynie, ale Bóg ma nad nią absolutną kontrolę. Wiem, że to tylko teoria. Ale z pewnością każdy z nas miał czy ma takie momenty, w których następuje totalna rozwałka w życiu, pracy i może jeszcze w relacjach. Nie ogarniamy tego, co się dzieje.
Osobiście podziwiam ludzi, którzy w takich odsłonach życia wypowiadają zdanie „ Jezu ufam Tobie”. Ja zupełnie tego nie potrafię. Zazwyczaj robię to bardzo chaotycznie, i nie przypominam kogoś kto wierzy tak na serio… W zaufaniu, które nas niesie przez życie, ale i w tym zaufaniu, które pod wpływem różnych historii zgubiliśmy, chodzi o to, żebyśmy nie wkładali Pana Boga w wymyślone przez nas ramki. Bóg dla mnie osobiście, jest Kimś kogo nie można ograniczać przez własne wyobrażenia i pomysły na to, co i jak powinien zrobić w konkretnej sytuacji mojej egzystencji.
Zaufanie i wiara, to nie iluzja , to nie przekonanie, że zawsze będzie „dobrze” w moim życiu. Bo jeżeli spotkają nas trudne chwile, to będzie bolało, jeżeli człowiek, któremu ufamy nas zdradzi czy porzuci, też będzie bolało. Ale zaufanie jest po to, żeby nam pomagać przez to wszystko przechodzić razem z Jezusem. I pewnie brzmię teraz jak kobieta szalona, ale wiem co mówię, J żeby nauczyć się, odzyskać czy spróbować zaufać Bogu trzeba puścić kontrolę nad sprawami, które nas przerastają. I absolutnie nie chodzi o to, żebyśmy przerzucali odpowiedzialność za nasze życie na Pana Boga, bo to nie jest wiara czy zaufanie, ale jest to hipokryzja. Ale chodzi o to, żeby w wolności opowiedzieć Panu Bogu, o tym, że jest słabo u mnie i co Ty możesz w tej kwestii zrobić? Ryzykowanie to tworzenie Bogu przestrzeni do działania. Na koniec myśl – Człowiek mówi, pokaż mi, a wtedy Ci zaufam, a Bóg mówi, zaufaj mi, a ja Ci pokażę….
Co siostra lubi robić w wolnym czasie?
Oglądam filmy przyrodnicze, słucham podcastów psychologicznych. Głowę czyści mi szybki spacer, dobra kawa lub czekolada z cynamonem i imbirem. No, i uwielbiam czytać kryminały. (jaki ostatnio, może tytuł do polecenia?) „Wyrwa” Wojciech Chmielarz
Jakieś motto na gorszy dzień?
Gdy Bóg zamyka drzwi, to otwiera okno.
Złapałam siostrę w Lednicy. Cóż tam się dzieje już po dniach Młodzieży?
Zaczynamy wielkie dzieło lednickie. To bardzo nowatorski projekt w skali kościoła w Polsce, a nawet na świecie. Zaczynamy działania damsko-męskie, czyli bracia i siostry Dominikanie oparte na wartościach wypływających z duchowości dominikańskiej. W takiej układance organizujemy życie duszpasterskie od podstaw w Domu na Lednicy. Chcemy, aby Lednica stała się przestrzenią dla wszystkich, którzy potrzebują spotkania ze sobą, z innymi i z Panem Bogiem. Bardzo nam zależy, żeby to miejsce służyło cały rok. Rozwijamy również technicznie miejsce, które powstało na początku lat 90, więc wymaga ono koniecznych remontów. Docelowo chcemy organizować rekolekcje, spotkania, warsztaty (przykładowo dla kobiet już poprowadziła je s. Małgorzata Lekan OP, autorka bestsellerowej książki „Boska Ja”). Działamy!
*Julietta Homa OP - pochodzi z Muszyny; od 1992 roku dominikanka. Katechetka, która kocha swoją pracę z dziećmi i młodzieżą. Od września tego roku jako duszpasterz Ośrodka Domu na Lednicy. Lubi wydeptywać górskie szlaki i od czasu do czasu poszaleć w kuchni. Ma swoje słabości i wciąż wielki apetyt na doświadczanie życia.