Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
W książce „Il Libro dei Libri” (Garzanti, 2021) biblista John Barton odpowiada na to pytanie w kilku słowach tonem, który nie pozostawia wiele miejsca na odpowiedź: „zgodnie ze starym stereotypem świeccy nie mieli dostępu do tekstu biblijnego, aż do czasów protestantów, którzy zaczęli domagać się możliwości czytania Biblii. W rzeczywistości Pismo Święte było dostępną dla ludzi księgą przez większość średniowiecza”. Bartonowi z pewnością nie można zarzucić stronniczości w obronie średniowiecznego Kościoła, biorąc pod uwagę, że jest również duchownym anglikańskim.
Średniowieczny katolicyzm nie żywił specjalnych obaw co do prywatnego czytania Biblii. Jak wyjaśnia biblista, czynność ta była dostępna dla każdego, „przynajmniej w teorii, zważywszy, że duża część populacji była analfabetami i niewielu potrafiło przeczytać coś samodzielnie. Ponadto sporządzenie rękopisu Biblii było bardzo kosztownym procesem”.
Synody w Tuluzie i Tarragonie oraz Biblie zakazane w średniowieczu
Pomysł, że czytanie Biblii było zakazane w średniowieczu, jest obiektywnie mocno przesadzony i wynika ze swego rodzaju mitu, który rozprzestrzeniał się w pierwszych wiekach nowożytności.
Dla celów propagandowych Kościoły protestanckie (które od razu zachęcały do codziennego czytania świętych tekstów) wyolbrzymiły kilka zakazów, które rzeczywiście istniały w średniowieczu, ale które nie miały tak destrukcyjnego wpływu, jaki się im zwykle przypisuje.
Prawdą jest, że w 1229 r. synod w Tuluzie zakazał świeckim posiadania egzemplarzy Biblii, a w 1234 r. synod w Tarragonie nakazał spalenie wszystkich tomów Pisma przetłumaczonych na języki narodowe.
Jednak ze względu na poprawność historyczną trzeba będzie podkreślić, że synody, o których mowa, nie były soborami ekumenicznymi, to znaczy ich postanowienia miały charakter lokalny i obowiązywały jedynie na niewielkich obszarach Europy.
I to nie w przypadkowych obszarach. W tym czasie Tuluza była bastionem katarów, a Tarragona niektórych ruchów pauperystycznych. Te dwa ruchy heretyckie miały tam dużo przestrzeni na rozszerzanie się. Zakaz przechowywania Biblii w domu (a więc czytania jej na osobności, bez pomocy księdza) narodził się, że tak powiem, w sytuacji nadzwyczajnej i miał na celu powstrzymanie szerzenia się heretyckich idei.
Problem polegał na tym, jaką Biblię czytałeś
Ale na obszarach Europy, gdzie ten problem nie istniał, nie było takich zakazów. Na przykład we Włoszech były wiele tłumaczeń Biblii na język narodowy. W 1471 roku ukazało się pierwsze drukowane wydanie Biblii w języku włoskim, przetłumaczone przez mnicha kamedulskiego Nicolò Malermi: było to działanie zatwierdzone przez Kościół. I każdy mógł nabyć egzemplarz tej Biblii.
W średniowieczu prawdziwą przeszkodą uniemożliwiającą świeckim zapoznanie się z Biblią był wysoki poziom analfabetyzmu i bardzo wysoki koszt książek. Ze względów praktycznych i ekonomicznych wielu wiernych wolało mieć na nocnych stolikach zbiory tekstów biblijnych, które zawierały tylko niewielką część Pisma Świętego (popularnością cieszyły się zbiory zawierające tylko Pięcioksiąg, same Ewangelie lub księgi mądrościowe). Ale jeśli świecki miał pragnienie i środki finansowe, aby mieć kompletną Biblię, nie podlegał żadnemu zakazowi.
Czy to prawda, że Biblia była na „Indeksie ksiąg zakazanych”?
Wszystko zmieniło się w pierwszych dziesięcioleciach epoki nowożytnej. Narodziny protestantyzmu rozszerzyły na całą Europę sytuację „wyjątkową”, która w XII wieku niepokoiła biskupów Tuluzy i Tarragony.
Podczas gdy Reformacja rozprzestrzeniała się lotem błyskawicy, czyniąc sola Scriptura swoim bastionem, Kościół katolicki zdecydował się zareagować na zagrożenie umieszczając (dosłownie) na „Indeksie ksiąg zakazanych” wszystkie te tłumaczenia Biblii, które nie zostały wcześniej zatwierdzone przez władze kościelne.
W 1559 roku „Indeks ksiąg zakazanych” wymieniał czterdzieści pięć wydań Biblii po łacinie, których posiadanie było zabronione, ponieważ towarzyszyła im seria notatek skłaniających ku doktrynom protestanckim.
Czytelnikom, którzy chcieli czytać nowe wydania Biblii w języku narodowym, zabroniono tego.
We Włoszech zawsze można było kupić Biblię w przekładzie Malermiego, ale wymagało to sporo zachodu. Świecki zainteresowany posiadaniem tego egzemplarza, musiałby uzyskać specjalne pozwolenie od swojego biskupa, który udzielał go dopiero po starannym zbadaniu wniosku.
Ale dlaczego biskupi tak bardzo bali się osoby świeckiej czytającej Biblię?
Biskupów martwiły dwa możliwe scenariusze: po pierwsze, obawa, że niedokładne i częściowe wydanie, napisane w kręgach protestanckich, trafi w ręce osoby świeckiej. Po drugie, ryzyko, że niedostatecznie wykształcony świecki mógłby błędnie zinterpretować to, co czyta w świętym tekście, kończąc na budowaniu prywatnej wersji chrześcijaństwa opartej na indywidualnym studiów Pisma.
Krótko mówiąc, Kościół uznał za rozsądniejsze, aby studium Biblii odbywało się w obecności księdza: jest to wybór skrajny, który z pewnością nam, współczesnym, wydaje się wątpliwy, ale w tamtych czasach, był czymś normalnym.
Po początkowej chwili wielkiego entuzjazmu, w której zalecano wiernym indywidualne studiowanie Biblii bez księży, nawet wielu protestanckich reformatorów próbowało ograniczyć to zjawisko. Zwłaszcza po buntach chłopskich, które wybuchły w Tyrolu w 1524 r. i były podsycane różnymi wizjami religijnymi, które powstały w samych Kościołach reformowanych.
W 1525 roku, Zwingli zarezerwował interpretację Biblii dla należycie przeszkolonych ludzi; Kalwin zrobił wkrótce to samo, sugerując, aby medytacja nad Pismem była zarezerwowana dla tych wiernych, którzy mogliby je czytać bez ryzyka błędnej interpretacji.
Nawet Marcin Luter, który w 1521 r. wymownie ogłosił, że „wszyscy chrześcijanie oddają się z całkowitą swobodą zwykłemu czytaniu Pisma Świętego”, powtórzył swoje zdanie w 1543 r., ale podkreślił, że w takim studiowaniu Pisma powinni uczestniczyć duchowni.
Protestanci stopniowo złagodzili restrykcje, Kościół katolicki nie
Protestanccy reformatorzy nie wyszli poza te krótkie notatki i nie posunęli się tak daleko, aby zakazać czytania Pisma. Na przestrzeni wieków, te początkowe obawy zostały całkowicie zapomniane.
W Kościele katolickim było zupełnie odwrotnie. Jak już powiedzieliśmy – opowiedział się za surowym i rygorystycznie egzekwowanym zakazem indywidualnego studiów Pisma. W 1758 roku, z woli papieża Benedykta XIV, zakazano czytania Biblii w językach narodowych.
Zakaz ten niedługo zniesiono i w 1776 r., wydrukowano nowe tłumaczenie Biblii na język włoski: w tym przypadku zredagował je biskup Florencji Antonio Martini.
Po zniesieniu zakazu nie nastąpił natychmiastowy boom na drukowanie Pisma. Dopiero w XX wieku prywatne czytanie Biblii zaczęło naprawdę zyskiwać popularność wśród świeckich: proces ten był oczywiście ułatwiony przez rozwój szkolnictwa i publikację wielu niedrogich wydań Pisma Świętego.
W 1920 r. papież Benedykt XV w encyklice „Spiritus Paraclitus” podkreślił znaczenie studiów biblijnych i wezwał wiernych do zapoznania się zwłaszcza ze Starym Testamentem (wówczas bardzo zaniedbywanym przez świeckich, którzy woleli koncentrować się na czytaniu Ewangelii). To wezwanie naprawdę miało rację bytu i zostało na szczęście podjęte! Chociaż trzeba nadrobić aż dwa wieki zaległości!