Owszem, wiem, że opowiedziane zasługi dla jednych wydadzą się nieprawdopodobne, dla drugich – nieosiągalne, a dla jeszcze innych – rodzące zwątpienie. Jednak ktoś odważny odbierze z tego oścień dla siebie i pocisk ognia, i pójdzie podniesiony w sercu współzawodnictwem. Ten, który odstępuje, spostrzeże własną słabość i poprzez naganę łatwo zdobędzie pokorę, i pobiegnie za tym pierwszym, ale nie wiem, czy go dopędzi. Ten zaś, kto jest niedbały, niech nie sięga po to, o czym wspomniano, by w zwątpieniu nie rozsypał i tego, co to jakoś zebrał, i by nie stało się z nim tak, jak z tym, o którym powiedziane jest, że skoro o nic nie ma starania, to zabiorą mu także to, o czym mniema, że ma (Mt 25,29), (Św. Jan Klimak, Drabina raju V 27, s. 158, przekł. i oprac. W. Polanowski, Kęty 2011).
Autor opowiada o herosach posłuszeństwa, nazywając takich mnichów „posłusznikami”. Zastanawia się nad sensem opowiadania o ekstremalnych dziełach cnoty. Rozszerzmy problem na czytanie o wyjątkowych czynach świętych czy słuchanie wzniosłych kazań o świętości. Jan Klimak podpowiada roztropność zarówno w słuchaniu, jak i, w opowiadaniu o takich rzeczach, mając na uwadze stan duchowy słuchacza. Taka postawa jest naśladowaniem pedagogii Boga, który przystosowuje swoje słowa i czyny do możliwości ludzkiego odbioru.
Nie wszystko najświętsze jest dobre na czyjąś obecną sytuację. Rozczytywanie się w dziełach mistyków, fascynacja literaturą hagiograficzną, a jednocześnie brak refleksji nad swoimi wadami i stosowanymi środkami walki, może nasilić poczucie bezradności i powiększyć przepaść pomiędzy tym, kim się jest, a tym, kim chciałoby się być. Grozi to powstaniem romantycznej, idealistycznej pobożności, z której niewiele wynika dla osobistego życia. Jednocześnie zajmowanie się tylko aktualnym problemem, bez szukania szerszej perspektywy pracy nad sobą, może także okazać się nieskuteczne.
Niech nikt nie zasłania się niemocą wobec ewangelicznych przykazań; są bowiem dusze, które dokonały więcej niż jest przykazane (Św. Jan Klimak, Drabina raju XXVI,12, s. 258, przekł. i oprac. W. Polanowski, Kęty 2011).
Dziwimy się skrajnym formom ascezy, na przykład mieszkaniu przez pustelników w jaskiniach czy przebywaniu przez stylitów na słupach. Wzdrygamy się wobec straszliwych cierpień męczenników czy heroizmu innych. „To wszystko nie dla nas!” – zastrzegamy się odruchowo. A jednak te i inne ofiary miały miejsce także ze względu na nas. Ci uczniowie Chrystusa przesunęli słupy graniczne ofiarnej możliwości człowieka dużo dalej niż podpowiadałaby oporna wola. Zrobili dużo więcej, aby inni dokonali mniej, ale – dokonali.
Niech będą dobrej myśli ci zhańbieni namiętnościami: bo jeśli nawet wpadali we wszystkie doły, zapętali się we wszystkie sidła i przecierpieli wszystkie choroby, to przecież przynajmniej po wyzdrowieniu stają się oni promieniowaniem dla wszystkich, lekarzami, kagankami i sternikami wskazującymi rodzaje każdej z osobna choroby i poprzez swoje doświadczenie ocalających tych, którzy mogliby upaść w przyszłości. Jeśli niektórzy kierowani tyranią uprzednio uznawanych wyobrażeń mogą nauczać choćby nawet samym tylko słowem, niechże nauczają. Być może, kiedyś, zawstydzeni przez własne słowa, zaczną być zdatni do czynu (a bynajmniej nie do przewodzenia) i stanie się z nimi to samo, co, jak widziałem, stało się z tymi tarzającymi się w błocie: bo będąc ubrudzeni błotem, wyjaśniali przechodzącym obok sposób, w jaki ugrzęźli w tamtym miejscu, robiąc to dla ich ocalenia, żeby nie zabrnęli na tę samą złą drogę; poza tym dlatego że ocalili innych, także i ich Wszechpotężny z brudu odkupił. A jeśli ci podlegający namiętnościom dobrowolnie przypadają do przyjemności, to niech poprzez milczenie pokazują nauczanie. Po to począł Jezus czynić i uczyć (Dz 1,1), (XXVI,13–14, s. 259–260). Nie osądzaj zbyt surowo tych, którzy za pomocą słowa nauczają wielkich rzeczy, lecz ich praktykowanie cnót nie dorównuje słowom. Często bowiem budujące słowa rekompensują brak czynów. Nie wszyscy wszystkiego otrzymaliśmy po równo. U jednych słowa mają przewagę nad czynami, w innych zaś te drugie nad pierwszymi (Św. Jan Klimak, Drabina raju XXVI,155, s. 283, przekł. i oprac. W. Polanowski, Kęty 2011).
Kaznodzieja odnosi wrażenie, że kiedy naucza, chociaż nie dorasta do wygłaszanych słów, to po każdej nauce staje się jakoś lepszy. Przybliża się do tego, o czym mówi. Jest to nurt bardziej rygorystycznego myślenia, utrzymujący, że nie należy nauczać tego, czego samemu najpierw się nie wypełniło.
Interpretując Ps 84 (83), 4 Ewagriusz z Pontu powiada: „Najpierw trzeba, aby ktoś postarał się dla siebie znaleźć dom, w którym będzie mógł przyjąć Boga, następnie, aby i innych uczynił domami Boga. Używajmy zaś tych słów wobec nieczystych ludzi, którzy zabiegają o to, by uczyć [innych]”. Wygłasza ten pogląd z perspektywy eremity, który żyje w półpustelniczej osadzie zamieszkiwanej przez kilkuset mnichów. Spośród nich tylko niektórzy posiadali święcenia kapłańskie, a tylko jeden z nich miał najwyższy autorytet. Być może Jan Klimak polemizuje z powyższym poglądem.
Na innym miejscu wdaje się formalnie w dyskusję z Pontyjczykiem, polemizując z jego rygoryzmem w dziedzinie postu (zob. Św. Jan Klimak, Drabina raju XIV,12, s. 194, przekł. i oprac. W. Polanowski, Kęty 2011). Nauczanie jest szansą nawrócenia także dla nauczyciela. Piękne słowa, choć same nie pociągną, mają jednak pewną wartość, zwłaszcza gdy nauczający stara się je wypełniać, choć może jeszcze niedoskonale. Nawet samo słowo, bez pokrycia w czynie, jest godne uwagi, skoro Pan Jezus powiada: Zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie (Mt 23,3).
Światłem mnichów są aniołowie, a światłem wszystkich ludzi jest życie mnichów. Niech zatem czynią oni wysiłki, by stać się we wszystkim dobrym przykładem, nikogo w niczym nie narażając na zgorszenie, ani przez to co robią, ani przez to co wypowiadają. Bo jeśli światło staje się ciemnością, to jak bardzo pociemnieje ciemność, czyli ci w świecie? (Św. Jan Klimak, Drabina raju XXVI,31, s. 262–263, przekł. i oprac. W. Polanowski, Kęty 2011).
Autor był igumenem w wielkim i znanym klasztorze. Żyjąc w odwiedzanym chętnie przez pielgrzymów miejscu objawienia się Boga Mojżeszowi, snuje wizję życia monastycznego danego na oświecenie drugich. Klasztory niosły przez wieki Boże światło, promieniując na otoczenie. Kryzys współczesnego chrześcijaństwa jest także kryzysem monasterów. Niemniej, osoby konsekrowane mają i dzisiaj nieść pochodnię światła.
Fragment książki „Na szczeblach rajskiej drabiny. Medytacje ze św. Janem Klimakiem”, Tyniec Wydawnictwo Benedyktynów. Tytuł i lead pochodzą od redakcji Aleteia.pl.
Leon Nieścior OMI, ur. 7. 02. 1962 w Brańsku; studia filozoficzno-teologiczne w Wyższym Seminarium Duchownym Misjonarzy Oblatów Najświętszej Maryi Panny w Obrze; święcenia kapłańskie w 1987 r.; studia patrologiczne na Wydziale Kościelnych Nauk Historyczno-Społecznych na ATK w Warszawie; doktorat w 1993 r.; od 1993 r. wykładowca patrologii i języków klasycznych w WSD w Obrze. Autor m.in. monografii „Anachoreza w pismach Ewagriusza z Pontu”.