Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Są takie dni, kiedy nic nie może się udać. Porażki w relacjach, stresy, niepowodzenia, dziury w budżecie, dzieci, materia działająca przeciwko nam, a kiedy jeszcze pojawi się gorsze samopoczucie, to mamy komplet. Kumulację. Każdy z nas to zna. Dni, które nie tylko potężnie frustrują, irytują, ale wręcz fizycznie bolą.
Czytałem gdzieś, że Żydzi i Arabowie żyjący w Ziemi Świętej mają wspólne słowo, które brzmi „chalas”. Zarówno jedni jak i drudzy używają go wtedy, gdy mają już wszystkiego po kokardę, kiedy mają dość WSZYSTKIEGO.
Czasami takie „chalas” daje się słyszeć rozdzierająco gdzieś w głębi naszej duszy. Niestety bywa i tak, że dni fatalnej jakości potrafią ustawić się w ciągi i dłuższe sekwencje.
I chcąc nie chcąc, w zakamarkach naszego serca zaczyna się sączyć czarna gorycz, która potrafi nas podstępnie i skutecznie zatruć od środka. To niestety powoduje, że kolejne dni mają małe szanse, by być lepsze.
Czy jest jakiś sposób, by przerwać to błędne koło? Według mnie jest. Potrzeba tylko nieco samozaparcia i cierpliwości.
Modlitwy trudne
Jeden z moich ulubionych świętych, Mikołaj z Flüe zwykł mówić, że czasem modlimy się, jakbyśmy ruszali do tańca, ale bywa też tak, że rozmowa z Bogiem przychodzi nam z największym trudem i mozołem.
Powiem szczerze, mam problem z modlitwą, kiedy życie mnie przerasta. Zaczyna się od tego, że nie potrafię zebrać myśli. Jest mi źle. Modlitwa nie idzie. Niektórzy zalecają, żeby właśnie wtedy wielbić Boga, i tak robią, i zbierają owoce takiej ekstremalnej modlitwy.
Niektórzy potrafią zebrać się nawet w trudnym momencie życia do modlitwy wynagradzającej, choćby takiej, jak w pierwszą sobotę miesiąca. Nie tak dawno pewna moja znajoma została na adoracji w pierwszy piątek miesiąca. Kiedy wychodziłem z kościoła widziałem, że się jeszcze modli. Następnego dnia po południu przyszła, by prowadzić nabożeństwo pierwszosobotnie, ale… z gipsem do kolana — poprzedniego dnia, wychodząc z kościoła, złamała nogę, ale kilkanaście godzin po wypadku, z zapewne jeszcze ogromnym bólem, przyszła służyć i wynagradzać.
Gdyby na mnie trafiło, pewnie bym odpuścił i skoncentrował się na bólu złamanej kończyny. To jasne, nie sama forma modlitwy, ale nasz stan i nastawienie czyni ją trudniejszą lub łatwiejszą. Jeszcze nie potrafię szczerze wielbić, kiedy świat mi się wali.
Jeszcze nie byłbym zdolny heroicznie wynagradzać mimo życiowych przeszkód. Ale próbuje trochę inaczej, tego co na moją miarę. Nie jest to dla mnie łatwe, ale działa.
Małe i większe rzeczy, których mogłoby nie być
W chwilach, kiedy obficie wylewała się ze mnie gorycz, słyszałem: zacznij modlić się modlitwą wdzięczności. Wtedy wszystko się we mnie gotowało – jestem w czarnej dziurze, to za co mam być wdzięczny?! Ale po którymś razie spróbowałem. Podziękowałem, za to, że… mam dach nad głową, mam co zjeść, chodzę, widzę, mam rodzinę.
Poszło. I zaraz pojawiła się refleksja: „Tak, może ostatnio zbyt różowo nie jest, ale te rzeczy, za które podziękowałem SĄ. A przecież mogłoby ich nie być! I wtedy rzeczywiście miałbym problem”.
W przypływie trzeźwej myśli, kiedy trochę ochłonę z goryczy i zgorzknienia, dociera do mnie, że większość moich problemów żyje w mojej głowie. A to życie nie zawsze jest mądre i uporządkowane. Dlatego wracam do faktów, a one są takie: tego dnia zjadłem dobry obiad, ktoś mnie pochwalił, bezpiecznie dojechałem do pracy, zapłaciłem rachunki…
Modlitwa wdzięczności
Powoli, nie od razu, uczyłem się modlitwy wdzięczności za rzeczy duże i małe. Jak powiedziałem, nie jest to łatwe. Ale stopniowo, każdego wieczora starałem się znaleźć kilka rzeczy, które były naprawdę dobre tego dnia. A później zacząłem rozszerzać swoją listę i znajdowałem kolejne powody do wdzięczności.
Pewnego wieczora wziąłem do ręki różaniec. Odmówiłem „Ojcze nasz”, a potem na każdym paciorku wymieniłem jedną rzecz, za którą chciałem Panu Bogu podziękować tego dnia. Między dziesiątkami odmawiałem „Chwała Ojcu”. Na końcu odmówiłem „Zdrowaś Maryjo”.
W ten sposób znalazłem 50 spraw i rzeczy, które były tego dnia dobre. Ostatnio staram się modlić w ten sposób codziennie. Wreszcie dotarło do mnie, jak wiele w ciągu dnia wydarza się fajnych rzeczy! Każdy paciorek różańca, to ziarno dobra, które zbieram do miski, a na końcu widzę, ile tego było.
Nawet kiedy dzień był trudny, to przecież tyle dobrego dostałem od kochającego Boga! Czy znajdziesz się aż 50 darów od Ojca każdego dnia? Znajdziesz! Tylko spróbuj.
Może kiedyś zaczniesz też dziękować za rzeczy trudne, ale to już poziom dla zaawansowanych – to jeszcze przede mną. Ważna wskazówka, która ułatwia modlitwę wdzięczności – nie porównuj się z innymi, że ten ma lepiej, wiedzie szczęśliwsze życie, tamtemu zawsze się udaje. Nie myśl tak. To twoje życie, Twoja droga, którą prowadzi cię Pan Bóg. A skąd wiesz, co się dzieje tak naprawdę w życiu i sercu rzekomych szczęściarzy? Naprawdę, zajmij się swoim życiem, a przede wszystkim dobrem, którego doświadczasz.
Antidotum na toksyczną gorycz
Dzisiaj wieczorem podziękuję za pyszną kawę z rana. Za śniadanie. Za to, że zdążę ten artykuł oddać do redakcji. Za to, że mi się dobrze pisało. Za wszystkich pracowitych ludzi w Aleteia.pl, którzy mi to opublikują. I jeszcze za… Znajdę 50 powodów do wdzięczności.
A ty, za co dzisiaj wieczorem chcesz podziękować Panu Bogu?