Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Stefania Perzanowska – lekarka z powołania
Stefania Perzanowska urodziła się w 1984 r. Naukę rozpoczęła już w wieku 7 lat i ukierunkowała się na medycynę, którą studiowała w Warszawie. Zdobycie dyplomu zajęło jej aż 11 lat. Na drodze stanęły jej wojna oraz choroba córki. Stefania wstąpiła do Polskiej Organizacji Wojskowej, która dała jej odpowiednie przygotowanie na zbliżającą się wojnę.
W czasie starć z Bolszewikami była sanitariuszką w Ochotniczej Legii Kobiet. Na froncie poznała swojego przyszłego męża Waldemara Szwarcbarta, za którego wyszła 11 września 1919 w Mińsku. Niestety ich związek nie przetrwał i rozstali się po 7 latach. Sam Szwarcbart został zamordowany przez NKWD w 1941 w tym samym mieście, w którym wzięli ślub.
Po kilku latach ponownie wyszła za mąż za Zygmunta Perzanowskiego, który przyjął także za swoją córkę Stefanii – Zofię. Także to małżeństwo nie przetrwało, ale tym razem na drodze stanęła kolejna wojna.
Oboje byli lekarzami, gdy w 1939 r. zostali zmobilizowani i wysłani do szpitali na wschodzie Polski. Po agresji sowietów jej mąż dostał się do niewoli i został zamordowany w Charkowie. Stefania zaś wraz z córką dotarła do Brześcia, gdzie na dworcu kolejowym zorganizowała całodobowy punkt lekarski dla żołnierzy i uchodźców. Wraz z innymi ochotniczkami pracowała za darmo. Nie podobało się to Rosjanom, którzy rozwiązali punkt. Stefania z córką uciekły do Radomia, gdzie kobieta zaangażowała się w konspiracyjną grupę „Huragan”. Była kurierką, a w jej domu znajdowała się skrzynka kontaktowa. Niestety, 11 listopada 1941 r. została aresztowana, a w styczniu trafiła do obozu na Majdanku.
„Mama” na rewirze
Jedna ze współwięźniarek tak wspomina to miejsce:
Okna bez szyb, trzypiętrowe koje, na których leżą grubo ośnieżone sienniki wypchane wiórami. Czekamy kilka godzin. Ściemnia się i coraz nam straszniej. I znów opiekuńczy, spokojny głos pani doktor: „Musimy spać. Trzeba zasłonić okna, jak się da, żeby śnieg nie sypał się do środka. Wytrzepcie sienniki ze śniegu. Najlepiej kłaść się blisko jedna drugiej i wspólnie okryć paltami. Trzeba spać”.
Mimo tragicznych warunków Stefania Perzanowska zaczęła organizować pomoc dla chorych. Utworzyła tzw. rewir – obozowy szpital dla kobiet. Była jedynym lekarzem. Pomagało jej kilka pielęgniarek, garść ochotniczek naprędce przyuczanych zawodu. Niemcy, w obawie przed tyfusem, zgodzili się na powstanie szpitala, a to dlatego, że Stefania bezbłędnie zdiagnozowała tę chorobę na jej wczesnym etapie u jednej z więźniarek.
Perzanowska i jej zespół pracowały po kilkanaście godzin dziennie. Mizernymi zasobami próbowały ratować życie chorych kobiet oraz ukrywać te, które skazano na śmierć, fałszując ich karty chorobowe. Stefania wykonała na rewirze swój pierwszy zabieg chirurgiczny. Tak wspominała go po latach: „Ten pierwszy zabieg, wykonany wbrew wszelkiej aseptyce i do tego narzędziem iście rzeźnickim, przeszedł bez żadnych komplikacji”. Przez współwięźniarki została nazwaną „Mamą”.
O dwa kroki od śmierci
Pobyt w obozie to niemal przedsionek śmierci, lecz Perzanowska prawie przekroczyła jej bramy, i to dwukrotnie, przez jednego z esesmanów.
Erich Musfeld, Ślązak mówiący po polsku, był kierownikiem krematorium. Miał na rękach krew dziesiątek tysięcy ludzi. Gdy był pijany, puszczały wszystkie hamulce. Raz zaczął ciągnąć przerażoną doktor Perzanowską do krematorium, by ją spalić. Na szczęście maszyna od kilku dni była w naprawie.
Drugim razem Stefania znalazła się o krok od stryczka, z powodu kontroli w szpitalu. Nie znaleziono setek prześcieradeł, które według kwitów miały być tam dostarczone. Okazało się jednak, że fałszywy kwit wystawiony przez Musfelda miał datę sprzed przybycia Perzanowskiej, co uratowało jej życie.
Kolejny obóz
W pewnym momencie Niemcy ogłosili, że w obozie… nie ma już tyfusu. Mimo że w szpitalu Perzanowskiej chorowało na niego wiele kobiet. Gdy esesmani oznajmili to pani doktor, ta wskazała kobietę, którą akurat badała. Niemcy zabrali ją i zabili. Gdy następnym razem zapytali ją, czy ktoś choruje na tyfus, Perzanowska oznajmiła, że są tylko inne choroby, a jej personel całą noc podrabiał karty pacjentów.
Okazało się, że Niemcy mogli nie otrzymać urlopów z powodu panującej w obozie epidemii tyfusu, więc postanowili ją zlikwidować jednym podpisem.
Wkrótce rewir został zamknięty, a pacjentki zostały przewiezione do Auschwitz. Wraz z nimi, na własne życzenie, udała się Perzanowska. Także tam próbowała nieść pomoc chorym kobietom, mimo że Niemcy nieustannie jej to utrudniali. Tam spotkała dr. Mengele.
Mengele poza tym, że wysyłał w czasie selekcji kobiety na śmierć, stale, z pasją i wściekłością pastwił się nad personelem szpitalnym i chorymi. Blokowe, lekarki, pielęgniarki bił pejczem, grzmocił pięściami, wymyślał i wrzeszczał jak opętany. […] Przez dziesięć miesięcy mojego pobytu w Oświęcimiu nie pamiętam, czy widziałam Mengelego jako normalnego człowieka. Przez te dziesięć miesięcy nigdy nie zauważyłam u niego – lekarza – jakiegoś śladu zainteresowania się chorym lub jakiegoś śladu ludzkiego uczucia czy współczucia.
Marsz śmierci
W styczniu Perzanowska wraz z innymi więźniarkami została przeniesiona do obozu w Ravensbrück. Więźniarki musiały przejść z Oświęcimia do Wodzisława. Ich drogę nazwano marszem śmierci, gdyż z powodu chorób, wycieńczenia i mrozu zmarło ok. 15 tys. osób.
Mimo ogromnego wycieńczenia Stefania pracowała w jednym z baraków szpitalnych. W końcu wycieńczona chorobą, w marcu 1945 r. Perzanowska została wysłana przez lekarza niemieckiego do Neustadt-Glewe – filii obozu w Ravensbrück. Tam doczekała wyzwolenia.
Z chorymi do samego końca
Nim udała się w długą i trudną podróż do domu, postanowiła zaopiekować się chorymi z wyzwolonego obozu. Wraz z koleżanką Wandą Ossowską, udała się do wojskowego szpitala niemieckiego po konieczne materiały, lekarstwa i łóżka. Wanda tak wspomina to spotkanie:
Idziemy do wojskowego szpitala niemieckiego. Komendant, gruby, wielki Niemiec, wysłuchuje przemowy Perzanowskiej, że za dwie godziny przywieziemy tyle a tyle chorych kobiet z obozu i prosimy o przygotowanie sali z czystą pościelą i opieką zawodową. Wysłuchał i zaczął wrzeszczeć: „Ja mam przyjąć zawszone więźniarki, a moi bohaterscy chłopcy mają leżeć po dwóch na jednym łóżku? Wynosić się, nikogo nie przyjmę!”. Wtedy i w Perzanowską wstąpił duch bohaterski. Swym niskim, podniesionym do krzyku głosem powiedziała: „Czy pan nie wie, że wojna się kończy? I to dla was przegrana? Natychmiast przygotować sale i wszystko, jak powiedziałam, zrozumiano?”. I wtedy ten butny Niemiec wyprężył się i w pozycji na baczność powiedział: „Tak jest! Za dwie godziny wszystko będzie gotowe”. Wyszłyśmy bez słowa i dopiero na ulicy wybuchnęłyśmy śmiechem.
W końcu w domu
Stefania Perzanowska wróciła do Radomia, do córki w maju 1945 r. Dalej pracowała jako lekarz. Była inicjatorką powstania poradni dla byłych więźniów obozów. Współorganizowała kursy dla pielęgniarek. Była także zaangażowana społecznie.
Jej córka, Zofia, poszła w ślady matki i została lekarzem. Zachowała 32 grypsy, które jej matka przysłała jej z obozu na Majdanku.
Stefania Perzanowska zmarła 16 sierpnia 1974 r. Została pochowana na Powązkach.
Źródło: M. Pietruszka „Stefania Perzanowska”, www.majdanek.eu, www.ciekawoskihistoryczne.pl