Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Chrystus zmartwychwstał (?)
Ksiądz Jan Twardowski, poeta, z ambony nie mówił wierszem, ale za to słynął z kazań krótkich, celnych, zapadających słuchaczom w pamięci. „Do dobrego tonu rodzin ambasadorów i nobliwych rodzin warszawskich należało iść z dzieckiem na kazania ks. Twardowskiego do kościoła sióstr Wizytek” – pisano nawet.
Jednego roku, w Niedzielę Zmartwychwstania, stanął przed wiernymi i powiedział: „Chrystus Zmartwychwstał!” Zebrani w kościele przy Krakowskim Przedmieściu odpowiedzieli zgodnie ze zwyczajem: „Prawdziwie zmartwychwstał!” Ksiądz Jan odczekał, aż w świątyni wybrzmiały ostatnie dźwięki słów i odpalił: „Ale Wy i tak w to nie wierzycie…”
Po czym zszedł z ambony.
Wielkanocny poeta
O Wielkim Poście, zmartwychwstaniu, Wielkanocy i pustym grobie Jezusa chętnie i dużo pisał. Niektóre z jego refleksji, zwłaszcza tych zamkniętych w wierszach, weszło do kanonów życzeń składanych z okazji świąt. „Wielkanocny pacierz” doczekał się nawet miejsca w szkolnym podręczniku do języka polskiego. Twardowski, ksiądz, co niejedną procesję rezurekcyjną już prowadził i niejeden grób Pański budował od podstaw, serwuje sobie i nam wielkanocny – a nie wielkopostny – rachunek sumienia.
„tyle zmartwychwstań już przeszło –
a serce mam byle jakie.
Tyle procesji z dzwonami –
tyle już Alleluja –
a moja świętość dziurawa
na ćwiartce włoska się buja” – pisze.
Ale zaraz dodaje, z całkowitą pewnością wiary kto zrozumie go zawsze i kto uratuje sumienie wywracając je na drugą stronę. By mogło wyschnąć, zwłaszcza po wielkim praniu plam po grzechach.
„zrozumie mnie mały Baranek
z najcichszej Wielkiej Nocy.
Pyszczek położy na ręku –
sumienia wywróci podszewkę –
serca mego ocali
czerwoną chorągiewkę”.
Nic bez zmartwychwstania
Ksiądz, jeśli naprawdę chce nieść nadzieję, budzić wiarę i rozdawać miłość, musi wierzyć w zmartwychwstanie. I gdy się mówi: wierzący ksiądz, to chodzi właśnie o takiego, który nie tylko głosi kazania na rezurekcji, ale sam, na co dzień, kontempluje tajemnicę zmartwychwstania Chrystusa. Ksiądz Jan Twardowski to robi. Przygląda się kamieniom przy grobie, smutkowi kobiet, rozczarowaniu Apostołów. Próbuje chodzić po ogrodzie o świcie i przez nasłuchiwanie ptasich treli szuka Tego, który powstał z martwych.
„I tu, gdzie wydawało się, że wszystkie ludzkie nadzieje zawiodły, jest grób, nie było cudu, a Jezus tyle wycierpiał – anioł odwala kamień i stał się cud: Jezus zmartwychwstał. Wychodzi rezurekcyjna procesja, biją dzwony, wielkanocnemu barankowi doklejamy czerwoną wesołą chorągiewkę, nawet jajko malujemy nie tylko na zielono. Radość, a wydawało się, że wszystko stracone” – pisze.
Czy wszyscy?
W jednym z kazań, tych wydanych drukiem, wyjaśnia, że „Zmartwychwstanie znaczy zbawienie”. Ale czy zatem wszyscy wrócą do domu Ojca? „Zbawienie jest przeznaczeniem człowieka. Każdy jest do niego wezwany, a Kościół nigdy nie orzekł, że ktoś poszedł do piekła. Nawet Judasz. Pan Jezus też nikogo nie potępił. Wskazywał raczej drogę wiodącą do życia i konsekwencje wyboru drogi śmierci. O niebie natomiast Kościół mówi bardzo wyraźnie. Podaje długą listę świętych, czyli zbawionych. Gdy Kościół kogoś wynosi na ołtarze, ogłasza, że jest on zbawiony. Nie ogłasza natomiast, że ktoś jest potępiony” – pisał i podkreślał, że „powinno się mówić raczej o zbawieniu niż o potępieniu. Tego nas właśnie uczą święta Wielkanocy.
Jedynie miłość ocaleje”. Nie mówił, czy wszyscy wrócą do domu Ojca, ale głosił pewność, że Jezus za wszystkich umarł i dla każdego zmartwychwstał.
Wyjątkowe poranki
A gdyby rezurekcja była każdego dnia? My, którzy nie lubimy wstawać wcześnie, przeciągamy się pod ciepłą pierzyną, przestawiamy budzik „na jeszcze pięć minut”, a gdy już zwleczemy się z łóżka, mamy srogie miny – co byśmy na to powiedzieli? Proponował, by każdy poranek przeżywać jak dzień wyjątkowy – dzień zmartwychwstania. Jezusa, ale też nas samych, do nowego, do kolejnego dnia. „Myślę, że nasza poranna modlitwa ma być takim biegiem w kierunku Pana Jezusa” – pisał.
Radził, by zastanowić się, co robimy z porannej modlitwy, która ma być powitaniem Jezusa, powiedzeniem Mu: „Dzień dobry!”. „I to nie tylko na Wielkanoc, kiedy baranek wielkanocny macha na wiwat chorągiewką, ale i wtedy, kiedy przyjdą szare dni. Mamy spotykać się z Jezusem na samym brzegu dnia” – uczył.
„W niedzielny poranek, w dniu Zmartwychwstania Pańskiego, kobiety wcześnie wybiegły do miasta i spotkały się z Panem Jezusem na samym progu dnia. Zapomniały o swoich kłopotach, swoim niewyspaniu, o swoim zmęczeniu”. Czy i nam nie przydarzy się to samo, gdy każda poranna modlitwa będzie pełnym oczekiwania wyjściem na spotkanie z Panem? Szukaniem Go, od świtu, powitaniem, a potem spotkaniem?
Po co są święta?
„Jedzcie sobie, mili goście, coście bardzo schudli w poście” – lubił życzyć. Często zwracał się też „do tych, co świąt nie przeżywają, ale przeżuwają”. Ale poza wesołymi humoreskami i rymowankami na temat świątecznych symboli, najwięcej uwagi poświęcał istocie, sercu Wielkanocy, czyli uczczeniu zmartwychwstania Chrystusa. Święta są po to, aby „przypomnieć sobie Pana Jezusa i wielkie prawdy wiary. Święta po to przychodzą, żeby nauczyć się więcej miłości. Są po to, żeby po Wielkanocy być lepszym niż przed Wielkanocą” – pisał.
Co zrobił Pan Jezus?
Najpierw za wszystkich umarł, a więc przegrał, czyli bardzo Mu się w życiu nie powiodło. A potem, gdy zgodnie z daną obietnica – której nikt tak naprawdę nie zrozumiał – zmartwychwstał, cały żyjący świat opanowała niepojęta radość. Alleluja to coś więcej, niż wielkanocny werset, do którego się przyzwyczailiśmy. Radość wielkanocna jest jak wybuch gejzera – nie sposób zatamować, nie zauważyć.
„Radość wielkanocna Jezusa jest tak nieoczekiwaną radością, że można się jej na początku naprawdę przestraszyć. To jest radość Tego, któremu po ludzku nie powiodło się w życiu. Głosił Ewangelię, którą nie wzruszył Piłata, Kajfasza ani wszystkich faryzeuszów po kolei. Czynił cuda, ale nie wszyscy wierzyli. Mówił o przyjaźni, a jeden z przyjaciół sprzedał Go za gotówkę jak towar na święta. Mówił o miłości, a ludzie poprzybijali Go gwoździami. Przyszedł jako Mesjasz, a zabili Go jako nieudanego Mesjasza” – pisał ks. Twardowski.
A więc czym jest radość, która z pozoru nie wydaje się być radością? „Radością Jezusa jest to, że w najgorszych chwilach swego życia, w niepowodzeniach, cierpieniach, ufał Panu Bogu i kochał ludzi, chociaż wydawało się, że na świecie panują złość i nienawiść” – wyjaśniał i zaraz podpowiadał, że życiorys Jezusa powinien być lekturą obowiązkową dla wszystkich, którzy pytają: „Dlaczego śmierć? Dlaczego życie, nawet najdłuższe, jest takie krótkie? Dlaczego niewinni cierpią?” Jezus jest odpowiedzią na te wszystkie pytania. „Najbardziej udręczone ciało Tego, który całkowicie Bogu zaufał, przemieniło się w ciało chwalebne; i w tym ciele Jezus przyszedł i pozdrowił ludzi słowami „Pokój wam” – pisał.
„Człowiek, który całkowicie ufa Bogu, wie, że szatan już jest przegrany, że zło już przegrało. Może triumfować, ale tylko pozornie. Ten, kto stanie po stronie zła, prędzej czy później przegra”.
A jeśli nic nie wychodzi?
„Zacznij od Zmartwychwstania
od pustego grobu
od Matki Boskiej Radosnej
wtedy nawet krzyż ucieszy
jak perkoz dwuczuby na wiosnę
anioł sam wytłumaczy jak trzeba
choć doktoratu z teologii nie ma
grzech ciężki staje się lekki
gdy się jak świntuch rozpłacze
– nie róbcie beksy ze mnie
mówi Matka Boska
to kiedyś
teraz inaczej
zacznij od pustego grobu
od słońca
ewangelie czyta się jak hebrajskie litery
od końca”.
Korzystałam z książek:
Ks. Jan Twardowski, Wielkanocne idą święta
Ks. Jan Twardowski, Kilka myśli na Wielkanoc
Ks. Jan Twardowski, Spotkania na Drodze Krzyżowej