separateurCreated with Sketch.

Tolkien i Boże Narodzenie. Czyli jak mówić ludziom o Bogu, by pociągnąć ich do wiary?

Mapa Śródziemia na stole obok fajki, zapałek, lampy i książek
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Dawid Feliszek - 10.12.22
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Co jest przyczyną obecnego kryzysu wiary? Kolejne skandale czy może raczej brak umiejętnej i pociągającej ku Bogu ewangelizacji? Aż wreszcie, czy święta Bożego Narodzenia i twórczość Tolkiena mogą coś tutaj zmienić?

Kryzys w Kościele, który trwa od... prawie 2000 lat

O kryzysie Kościoła mówi się już od… prawie 2000 lat, czyli praktycznie od momentu jego powstania. Już w czasach apostolskich mierzył się on z problemami wewnętrznymi natury doktrynalnej i grożącymi na tym tle podziałami. Ale też z uciskiem ze strony świata zewnętrznego, czyli z prześladowaniami.

Nie lepiej było także w wiekach późniejszych, gdy Kościół mógł wyjść z podziemia, ale papiestwo i hierarchia upite władzą polityczną dalekie były od głoszonych wzorców duchowości i moralności. Wreszcie także czasy XX wieku, określone „szaleństwem nienawiści” – choć nie były wymierzone bezpośrednio w Kościół, ale w narody i ludy – nie sprzyjały rozwojowi wiary i budowaniu kultury chrześcijańskiej.

Słowem, jak historia długa i szeroka, tak w każdym okresie wspólnota ludzi wierzących musiała się zmagać z wyzwaniami. Będąc przy tym uzbrojona wyłącznie w ufność w słowa Jezusa, że „bramy piekielne go nie przemogą”. Patrząc na aktualną kondycję duchową Kościoła w cywilizacji zachodniej, trudno nie odnieść wrażenia, że rzadko korzystamy z tej historycznej perspektywy. A szkoda! Przecież świadomość trudności minionych wieków pomaga dostrzec, że dla wzrostu wiary i Królestwa Bożego nie jest kluczowa aktywność bram piekielnych, lecz właśnie Ewangelia.

Brak zainteresowania Bogiem i wiarą

Ojcowie soborowi zostali przy przekonaniu, że świat nie jest ich wrogiem, lecz partnerem w dialogu. Czynili to wzięci niejako w "dwa ognie". Znajdowali się między dynamicznym światem zachodnim – opartym na kapitalizmie, demokracji, globalizacji i szybkim postępie technologicznym, a światem komunistycznym – zdecydowanie stojącym w opozycji wobec jakiejkolwiek aktywności Kościoła, jak również naruszającym podstawowe prawa człowieka.

Nie ma wątpliwości, że Kościół opowiedział się bardziej po stronie tego pierwszego obozu. Uznał bowiem, że to właśnie prowadzenie dialogu w przestrzeni wolności osobistej i poszanowania osób będzie współgrać z ewangelicznym wzorcem. Jak pokazały mijające lata, takie podejście okazało się być bardzo optymistyczne (dla niektórych krytyków wręcz naiwne).

Z perspektywy komunizmu to właśnie nauka Kościoła była jasną alternatywą dla głównej linii politycznej. Przynosiła bowiem wolność, światło i szanse rozwoju. Z kolei w kulturze zachodniej Kościół zmuszony został do podjęcia konkurencji ze stylem życia skutecznie absorbującym człowieka i odciągającym go od głębszego życia duchowego. I na to – zdaje się – Kościół nie był gotowy.

Patrząc z 60-letniej perspektywy czasowej, to nie ateizm i antyklerykalizm stały się podstawowymi przeciwnikami, lecz brak zainteresowania Bogiem, wiarą i życiem w zgodzie z Ewangelią. Wydaje się, że współczesny świat nie tyle odwrócił się od Boga, ile przede wszystkim próbuje funkcjonować tak, jakby Boga w ogóle nie potrzebował.

Winne nie są skandale, a bylejakość w docieraniu do ludzi

Remedium na bolączki Kościoła w Europie i postępujący odpływ wiernych miała być próba wdrożenia rozwiązań funkcjonujących na terenach, gdzie Kościół stosunkowo jest bardzo młody. To właśnie te peryferia działalności duszpasterskiej, obecne w Ameryce Południowej, Afryce czy Azji, miały pomóc dotrzeć do współczesnego człowieka z nową ewangelizacją.

Nie da się jednak nie zauważyć, że efekty tego działania są dość znikome. Duchowość właściwa mieszkańcom tych odległych rejonów nie podbiła serc Europejczyków ani nie sprowadziła ich z powrotem do kościołów. Powodem jednak nie jest błędne podejście duszpasterskie w rejonach misyjnych, lecz błędna diagnoza postawiona zachodniej cywilizacji.

Myślę, że to nie skandale czy machlojki Kościoła hierarchicznego są podstawową przyczyną masowego odchodzenia od wiary. Winy szukałbym raczej w nijakości lub bylejakości w szukaniu sposobów na docieranie do serc współczesnych ludzi. Odnoszę wrażenie, że wciąż za bardzo chcemy żyć nauczaniem Soboru Watykańskiego II, Jana Pawła II czy też kard. Stefana Wyszyńskiego, nie zauważając, że dynamika współczesnego świata wymaga kreowania zupełnie nowego podejścia i znalezienia nowych punktów wspólnych, które umożliwiłyby prawdziwy dialog.

Dotrzeć do serc za pomocą... świąt Bożego Narodzenia i twórczości Tolkiena

Coroczne bożonarodzeniowe jarmarki oraz przedświąteczny szał to najlepszy dowód na to, że współczesny zachodni człowiek nie zatracił pragnienia odwoływania się do transcendentnych wartości. Że nadal zależy nam na przeżywaniu nadzwyczajnej duchowej atmosfery obfitującej w miłość, pojednanie, rodzinne ciepło czy powrót do korzeni.

Podobnie jest zresztą z twórczością Tolkiena, która cieszy się gronem wiernych fanów i raz po raz powraca do głównego kulturalnego nurtu, czego obrazem jest serial Rings of Power wyprodukowany przez Amazon. Albo entuzjazm, z jakim spotkało się w Polsce pierwsze nieanglojęzyczne wydanie Historii Śródziemia, przygotowywane przez Wydawnictwo Zysk i S-ka.

Skoro Boże Narodzenie – jednoznacznie odwołujące się do chrześcijańskiego dziedzictwa – oraz universum Tolkiena czerpiące garściami z ewangelicznych postaw, tak skutecznie skupiają uwagę współczesnego świata, to znaczy, że dzisiejszy Kościół ma solidne podstawy, na których może budować nowy dialog ze światem. Dialog oparty na nowej ewangelizacji.

Żeby pociągnąć człowieka do wiary, warto wyjść najpierw od tego, co jest dla niego ważne i zrozumiałe. W tym kontekście Boże Narodzenie i twórczość Tolkiena mogą stać się dla Kościoła nadzieją, pozwalającą zastąpić obecne dziś dryfowanie, bardziej zdecydowanym kursem. Filozofia i teologia Tolkiena przebijające z jego dzieł mogą być doskonałym punktem zaczepnym do dziesiątek konferencji i kazań. Prawdy wiary w oparciu o przykłady ze Śródziemia świetnie tłumaczy chociażby książka Teologia Tolkiena ks. Stanisława Adamiaka. A stąd – jak wiadomo – już prosta droga do Ewangelii.

Moc Dobrej Nowiny

Jak Tolkien wielokrotnie powtarzał, tworzone przez niego historie są oparte na biblijnych typach, ale nie kopiują ich bezpośrednio. Podkreślał też, że Ewangelia jest dla niego najlepszą ze wszystkich opowieści. Trudno nie zadać sobie więc pytania, dlaczego dzisiaj, w świecie kultury zachodniej, tak trudno dostrzec owoce jej głoszenia. Czyżby nie była wcale aż tak przyciągająca? A może to my nie potrafimy należycie jej głosić? Przypuszczam, że jednak to drugie. A to oznacza, że przed współczesnymi chrześcijanami stoi poważne wyzwanie. Nie pozostaje zatem nic innego jak zakasać rękawy i wziąć się do pracy na Pańskim żniwie. Jak? Pewną podpowiedzią będzie na pewno moc, z jaką przyciągają ludzi zarówno Boże Narodzenie jak i twórczość Tolkiena. Moc Dobrej Nowiny, której powinniśmy nie tylko uwierzyć, ale i roztropnie ją wykorzystać.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.