Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Jest późny listopadowy wieczór. Nocny cmentarz o tej porze roku ma w sobie jakiś niewypowiedziany czar. Jest tajemniczy i cichy, jakby zanurzony w kontemplacji przy blasku wielu pełzających płomieni. Płomienie wiją się, przygasają, by zaraz znów rozświetlić – choćby na ułamek sekundy – zimne tafle marmurów i granitów.
Na parkingu przed cmentarzem pojawiają się pojedyncze samochody. Wychodzi z nich po kilka osób. Wymieniają zdawkowe „cześć”, bez zbędnych słów zmierzając w tym samym kierunku. Przy jednym z pomników zebrała się już spora grupa. Na tle świec i świeczek widoczne są czapki z czterema rogami i daszkiem. Są już chyba wszyscy. Zaczyna się modlitwa. Ktoś intonuje: „Na ścianie masz kolekcję swoich barwnych wspomnień…”. Stłumiony śpiew niesie się cichutko po cmentarzu. Aż w końcu nastaje cisza. Każdy doskonale wie, po co tutaj przyszedł. Od śmierci druha Oskara minęły cztery lata…
Rok temu smutek, a dziś... wielka radość!
Przed wyjściem na cmentarz ojciec położył do łóżek trójkę dzieci. Chciał zdążyć na 22.00. Na pożegnanie żona ściszonym głosem powiedziała mu, że oto dzisiaj cud stał się rzeczywistością. Gdy prawie 2 lata temu usłyszał, że trzeba zebrać 9 milionów złotych i to w jak najkrótszym czasie, uśmiechnął się ciepło, ale z wyraźnym zwątpieniem na twarzy. Nie wierzył, że to może się udać. Całą rodziną wspierali akcję, dorzucając co jakiś czas czy to pieniążek, czy też ręce do pracy. Mimo to, wciąż nie dawał wiary. Tymczasem, udało się zebrać wszystko, co do grosza!
Cztery lata temu, dokładnie 8 listopada, cała Węgierska Górka płakała. Lament ogarnął wszystkich harcerzy, instruktorów, przyjaciół, najbliższych i rodzinę. Korowód żałobny zdawał się nie mieć końca. Dominowały kolory: szary, zielony i czarny. Harcerskie mundury mieszały się ze strojami żałobników. Z powodu tłumu nie wszyscy byli w stanie wejść do kościoła. Najbliżsi dźwigali trumnę na własnych ramionach. Kilku dorosłych mężczyzn, niosąc na barkach dobrego kumpla, chlipało jak małe dzieci. Z ambony padło: „Druhu Oskarze, czuwaj!”. To „czuwaj”, które powtarzane było setki tysięcy razy na zbiórkach, biwakach, zlotach i obozach, nigdy dotąd nie brzmiało tak wymownie, jak w czasie tamtej mszy.
Czy to przypadek?
Jak co roku, odkąd odszedł druh Oskar, zebrała się grupka harcerzy, która zaśpiewała mu: „Na ścianie masz…”. Nie byłoby może w tym nic nadzwyczajnego, bo to przecież listopad – miesiąc pamięci o zmarłych. Ale akurat tego dnia zaduma, powaga i trudne wspomnienie sprzed czterech lat pomieszały się z niepohamowaną wręcz radością.
Węgierska Górka już od dawna żyła nadzieją zebrania 9 milionów złotych na terapię dla Wiktorka. Nie było osoby w naszej gminie, która by o nim nie słyszała. Każdy w jakimś stopniu zaangażował się w tę akcję i uważał Wiktorka za swojego sąsiada, kuzyna, siostrzeńca, bratanka. A teraz cała Węgierska Górka (i podejrzewam, że połowa Polski) w tym dniu świętowała zwycięstwo dobrych serc w walce z czasem i pieniędzmi.
To normalne, że smutek miesza się z radością
Ten sam dzień. Tak samo pełen emocji, tyle że skrajnie innych. Śmiech i łzy mieszają się ze sobą, tworząc obraz człowieka. To Pan Bóg daje nam znak i pokazuje, jak wygląda życie. Nigdy nie jest tylko źle albo tylko dobrze. Tu na Ziemi radość przenika się ze smutkiem.
Wierzę, że Oskar maczał palce w zbiórce dla Wiktorka. I to, że zebraliśmy się nad grobem druha właśnie 8 listopada, wyciszając komórki (pełne powiadomień o zakończonej zbiórce), jest niczym innym jak jego zwykłym i prostym: „Czuwaj!”.