Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
W kinach możemy oglądać film Prorok w reżyserii Michała Kondrata. To powieść o Prymasie Tysiąclecia. W postać kard. Stefana Wyszyńskiego wcielił się Sławomir Grzymkowski, absolwent PWST w Warszawie, aktor teatralny, filmowy i telewizyjny. Od 1993 r. gra na scenie warszawskiego Teatru Dramatycznego im. Gustawa Holoubka. Nam artysta opowiada, jak wyglądało przygotowanie do roli i kim dla niego samego jest kard. Wyszyński.
Dawid Gospodarek: Jak to się stało, że aktor teatralny trafia przed kamerę i w filmie fabularnym wciela się w postać prymasa Wyszyńskiego?
Sławomir Grzymkowski: Pośrednikiem między mną a reżyserem była Kasia Bogucka, współautorka scenariusza filmu Prorok. Obejrzała w Teatrze Dramatycznym kilka spektakli z moim udziałem. Doszła do wniosku, że jestem dobrym kandydatem do roli. Później spotkałem się z Michałem Kondratem. Przeglądałem różne materiały i przyszedłem z pewną wizją postaci. Zresztą wcześniej, z Kasią Bogucką, sporo rozmawialiśmy o Wyszyńskim i filmie. Jak opowiadać tę postać i tę historię?
Jakie były efekty spotkania?
Reżyser uznał, że znalazł we mnie kandydata do roli prymasa. To było dla mnie zaskoczenie. Byłem przygotowany na długi proces castingowy, że będzie dziesięciu kandydatów, z których wybiera się odpowiedniego. Niezbyt często grałem w filmach fabularnych, częściej w serialach. Byłem przekonany, że o ostatecznym wyborze zdecydują kwestie PR-owe. Chętniej się obsadza znanych aktorów.
Grzymkowski o roli Wyszyńskiego
Jak wcześniej kojarzył pan kardynała Wyszyńskiego?
Jestem z pokolenia, które kardynała Wyszyńskiego znało. Ale pamiętam tylko, że darzono go wielką estymą i szacunkiem. Nigdy się nie spotkaliśmy. Kiedy byłem starszy, spotykałem się w parafii z grupą ludzi. Dużo rozmawialiśmy. To były lata osiemdziesiąte. W kościele można było poczuć trochę wolności, swobodnie rozmawiać. Także krytycznie o polityce. To były bardzo ciekawe i inspirujące spotkania. Byłem też na krótkich rekolekcjach w Pelplinie. Tam spotkałem wybitne umysły i bardzo mi to imponowało. To wszystko było pokłosiem działania kardynała Wyszyńskiego dla polskiego Kościoła.
Jak przygotowywał się pan do roli?
Interesowała mnie codzienność Wyszyńskiego, on jako człowiek. Nie chciałem opowiadać o pomniku, świętym, nieskazitelnym. Ciekawiły mnie jego ludzkie odruchy, nawyki, upodobania. Internet jest naprawdę świetnym źródłem informacji. Archiwalne nagrania, wspomnienia, reportaże. Ciekawe były też opinie politycznych przeciwników prymasa. Byliśmy w Domu Pamięci Stefana Kardynała Wyszyńskiego w Częstochowie. Tam spotkaliśmy się z jedną z „Ósemek”, pamiętającą prymasa. Oglądałem materiały filmowe, by złapać pewną charakterystykę, energię. Coś, czego można było użyć w tej roli.
Szeroki research.
Nie zdecydowaliśmy się na oddanie postaci prymasa wcieleniowo, jeden do jednego. Oczywiście zbliżaliśmy się, np. poprzez charakteryzację. Ale nie to taki styl, jaki obserwujemy np. w najnowszych amerykańskich produkcjach. Wymagałoby to jeszcze większych przygotowań i dłuższej realizacji.
Film „Prorok”
Prymas Tysiąclecia już pojawiał się na ekranach. Przy nowym, kolejnym filmie to utrudnienie czy ułatwienie?
Nie chciałem się niczym sugerować. Jeśli przygotowuję się do roli, która już wcześniej była grana, nigdy nie oglądam poprzednika. Bo nawet niechcący może się zdarzyć, że człowiek odwoła się do znanego obrazu. Nie oglądałem innych filmów, jedynie archiwalia.
Coś pana zaskoczyło przy tych przygotowaniach?
Chyba nie. Ale zaimponowała mi postawa prymasa wobec systemu komunistycznego. Jego ogromna siła, odwaga i determinacja. To były czasy, że kardynała można było wyeliminować! Były organizowane pokazowe procesy księży i biskupów. Skazywano ich na śmierć czy wiele lat wyczerpującego więzienia. Tymczasem Wyszyński miał odwagę stanąć naprzeciw systemu, uratować Kościół katolicki w Polsce. Dzięki niemu uniknęliśmy tego, co działo się z Kościołem w Czechosłowacji czy na Węgrzech. Myślał i działał przyszłościowo.
To znaczy?
Owoce było widać np. w latach osiemdziesiątych. Opozycja mogła korzystać np. z kościelnego zaplecza, powielaczy, przestrzeni do spotkań czy po prostu schronienia. Ambona też stała się miejscem politycznym, z której wołanie o wolność inspirowało do ruchów w społeczeństwie. To bez wątpienia zasługa prymasa Wyszyńskiego.
Codzienność prymasa, nie hagiografia
Chciał pan pokazać codzienność prymasa, nie tylko hagiograficzną nieskazitelność.
W filmie mamy opowieść polityczną. Mało jest obrazków z życia codziennego. Widzimy prymasa w kościele podczas kazania albo podczas przygotowań do spotkań z komunistami. To swego rodzaju „kino akcji”, a nie obraz życia prywatnego. Ale pokazaliśmy rozmowy z najbliższymi. Był niesamowicie wnikliwym słuchaczem, a nie gadułą! Miał jednocześnie dużo ciepła. Starałem się to pokazać.
Dlaczego?
Chciałem „uwiarygodnić” i ukazać ludzki rys prymasa. Komuniści uderzali w jego najbliższe otoczenie. On to widział. Widział cierpienie bliskich. Widział, że byli zmuszani do współpracy. To był ogromny aparat służb bezpieczeństwa, pracujący intensywnie nad prymasem i jego otoczeniem. Zresztą stąd tytuł filmu. Akcja komunistów miała kryptonim „Prorok”. Starałem się te emocje pokazać, ale także ciepło prymasa w kontaktach z bliskimi.
Wyszyński w połatanej sutannie i starych butach
Kościół Wyszyńskiego, do końca PRL, był inny niż dziś. Po roku 1989 zaszły spore zmiany. Postępuje sekularyzacja, zwłaszcza wśród młodych. Co było w Wyszyńskim jako liderze, ż Kościół cieszył się autorytetem? Nawet niewierzący społecznicy czy artyści korzystali z kościelnej przestrzeni wolnościb
Trudno powiedzieć. W pewnym sensie wybór był prosty: Kościół albo komunizm. Pamiętam czasy PRL i za nimi nie tęsknię. Miałem marzenia o przyszłości. A szara rzeczywistość te młodzieńcze wizje czyniła beznadziejnymi. Nawet na poziomie materialnym, gdzie wiele lat trzeba było pracować na „małego fiata”, nie wspominając o mieszkaniu. Dziś jest więcej atrakcji. Wiele rzeczy rozprasza człowieka. Jest więcej możliwości kariery, rozwoju, pasji. Wtedy ważna była wspólnota. Scalała, dawała siłę do powstania i działania Solidarności i przeciwstawiania się aparatowi PRL. Potem mieliśmy różne walki polityczne, problemy z transformacją. Zabrakło takich postaci jak kard. Wyszyński.
Co takiego miał w sobie?
Był skromnym człowiekiem. Chodził w połatanej sutannie i starych butach. Był autentyczny. Jego uzewnętrznione życie duchowe przyciągało. Ludzie, zwłaszcza młodzi, dostrzegają rozdźwięk między słowem a czynem. Trzeba wrócić do źródeł. Powstają już w Kościele grupy próbujące realizować inny katolicyzm, bardziej ewangeliczny. Z pewnością potrzeba odpowiedzialności katolików za Kościół. I rachunku sumienia.
Grzymkowski: Wyszyński stawiał na dialog
Co młodzi znajdą ciekawego inspirującego w postaci kardynała Wyszyńskiego?
Mam nadzieję, że film Prorok przybliży jego postać. Zobaczymy bohatera z krwi i kości, bez magicznej pelerynki i nadprzyrodzonych mocy. Mężczyznę z własnym zdaniem, kręgosłupem moralnym. Odważnego, z wartościami. To pomogło mu przeciwstawiać się, skutecznie i bez przemocy, machinie strasznego zła. W filmie widać rozgrywkę polityczną twardych graczy. To też jest ciekawe dla młodych. Myślę, że inspiracji nie zabraknie, a przy okazji będzie to pewna lekcja historii.
Co było dla pana najtrudniejsze w realizacji roli?
Mierzenie się z postacią Wyszyńskiego. Mamy tysiące specjalistów od Prymasa Tysiąclecia. Każdy będzie miał serię uwag: że on tak nie patrzył, tak nie chodził, inaczej się uśmiechał, inaczej akcentował. Mierzenie się z cudzym wyobrażeniem o tak wielkich postaciach jest trudne. Z tyłu głowy pojawia się lęk, że coś się przestrzeli, przedobrzy albo przekłamie. Wahałem się, czy podjąć wyzwanie. Mamy trudny czas. Polaryzacja w społeczeństwie i łatwe szufladkowanie nie ułatwia niczego.
Lekcja prymasa
Tu przydałaby się jego lekcja.
Stawiał na dialog, czasem mimo oporów nawet ze środowisk katolickich. Miały mu za złe np. rozmowy z komunistami. Widzimy to w filmie: dialogiem zwyciężył. Zbudował silny Kościół. Wyszyński chciał zawsze zrozumieć drugą stronę. I szanował drugiego człowieka. Nigdy nie pozwalał, by w jego obecności krytykowano czy mówiono źle o PRL-owskiej wierchuszce. To chrześcijańska i inspirująca postawa.
Jak opowiedzieć o takim człowieku?
Z perspektywy scenarzysty to postać nieatrakcyjna. Bo załamania, upadki, podniesienia, walkę ze swoimi słabościami można ciekawie zaprezentować. Wyzwaniem jest postać równo idąca przez życie. W wierności powołaniu. I ostatecznie odnosząca zwycięstwo.
Dialog według Wyszyńskiego
Polacy są dramatycznie spolaryzowani. Widać to nie tylko na ulicach, w mediach, ale i przy rodzinnych stołach. Czego możemy nauczyć się od Wyszyńskiego w kwestii dialogu?
Przede wszystkim włożyć wysiłek w zrozumienie drugiej strony. Dialog prowadzimy, by znaleźć przestrzeń do wspólnego życia. Wyrozumiałość, empatia, gotowość do przebaczenia – to cechy Wyszyńskiego, które zmieniłyby dzisiejszy obraz Polaków. Zwłaszcza gdyby mieli je liderzy. Wyszyński był przywódcą antykomunistycznej części społeczeństwa. Ale nigdy nie poniżał i nie gardził drugą stroną. Podchodził do niej z szacunkiem. Tego nam dziś brakuje. Z góry zakładamy u drugiej strony złe intencje.
On dogadywał się nawet z tymi, co mieli złe intencje.
W filmie Prorok jeden z księży przyznaje się prymasowi, że na niego donosił. A prymas na to: dobrze, że mi o tym powiedziałeś, bo już się nie musisz bać. To autentyczne słowa, bo w scenariuszu są wypowiedzi z podsłuchów służb PRL! Widzimy głęboką duchowość i dojrzałość Wyszyńskiego. Nie obraża się, nie odcina. Ze zrozumieniem daje szansę. To naprawdę imponujące! Był oczywiście w wielu sprawach nieprzejednany. Był twardym negocjatorem, ale z drugiej strony był zdolny do mądrych kompromisów. Dziś wiemy, że miał rację, bo to on wygrał.