Czyściec nie jest „gorszym niebem”
Czy trzeba bać się czyśćca? Nie trzeba. Ale byłoby dziwne, gdyby perspektywa czyśćca budziła jakiś nasz szczególny entuzjazm. Tymczasem dość powszechnie pokutuje w nas chyba takie myślenie, że niebo to jest dla jakichś zupełnych herosów, a my sami, to byleśmy dostali się do czyśćca, choćby i „na ostatniego”.
A przecież naszym celem jest właśnie niebo, czyli zjednoczenie z Bogiem i innymi zbawionymi w szczęśliwej wieczności. Do tego dążymy, na tym nam zależy. Czyściec nie jest „gorszym niebem”, ale nieobowiązkowym przedsionkiem, w którym – jeśli będzie trzeba – doznamy oczyszczenia, by wejść dalej.
Tyle że to oczyszczenie nie będzie przyjemnym procesem. Przekładając to na brutalnie prozaiczny przykład, można by powiedzieć, że naszym celem są zdrowe zęby, a nie znalezienie się u dentysty. Oczywiście, nieraz wizyta u stomatologa jest koniecznym środkiem i etapem w dążeniu do zdrowych zębów, ale zasadniczo dużo lepiej by było obchodzić się ze swoją szczęką tak, by oszczędzić sobie tej – że tak to ujmijmy przez szacunek dla stomatologów – umiarkowanej przyjemności korzystania z ich usług.
Pewność zbawienia i szczególny ból
Oczywiście znalezienie się w czyśćcu ma swoje „plusy”. Właściwie, to tylko jeden, ale bardzo ważny. Ten mianowicie, że trafiający do czyśćca mają już pewność zbawienia. Tyle że muszą jeszcze zostać oczyszczeni z tego wszystkiego, co uniemożliwia im pełną komunię z Bogiem w wiecznej radości nieba, czyli z grzechów i ich skutków.
To oczyszczenie będzie wiązało się z bólem. Nie będzie to ból fizyczny, choć w zwyczajowej katechezie chętnie sięga się po takie plastyczne i przemawiające do wyobraźni obrazy. Ponieważ nadal czekamy na zmartwychwstanie ciał zmarłych, które dokona się wraz z powtórnym przyjściem Pana na końcu czasów, to logicznie wynika z tego, że w czyśćcu będziemy póki co niecieleśni.
A więc ból, którego – oby nie! – przyjdzie nam tam doświadczyć, będzie miał wymiar duchowy, emocjonalny i intelektualny. Będzie tym bardziej dojmujący, że wolni od doczesnych ograniczeń, zostaniemy skonfrontowani z pełną prawdą o złu, którego się dopuściliśmy i o jego konsekwencjach; o tym kim i jacy jesteśmy; o cierpieniu, jakie zadaliśmy innym i konsekwencjach, które muszą oni dźwigać z powodu naszych postępków; a także – i to wcale nie jest najmniej ważne, ale chyba wręcz najważniejsze – o tym, jaką niewdzięcznością, podłością i krzywdą był każdy nasz grzech wobec Tego, który pierwszy nas ukochał.
Nie będziemy już w stanie w nic uciec od tej prawdy, niczym się wobec niej znieczulić. Będzie bolało.
Czyściec to nie kara
A jednak cierpienie związane z owym oczyszczeniem – i chyba trzeba to mocno podkreślić – nie będzie karą. Nawet Katechizm wyraźnie zaznacza, że będzie ono czymś zupełnie różnym od kar i cierpień potępionych w piekle (por. KKK 1031). To nie będzie ból przychodzący od zewnątrz, jako kara, czy cios, lecz niejako rodzący się z naszego wnętrza.
Może warto sięgnąć po przykład, którym chętnie posługiwałem się na etapie katechezy w szkole podstawowej. Co dzieje się z naszymi oczami, kiedy zbyt długo przebywamy w ciemnościach lub nawet półmroku, a nagle ktoś zapali intensywne światło? Odczuwamy wtedy nagły ból i zamykamy oczy. Nie jesteśmy w stanie patrzeć na światło. Potrzebujemy nieraz dłuższej chwili, by nasze oczy do niego przywykły.
Jednak to nie światło zadaje nam ból. Ból jest z nas. Jego przyczyna jest w nas, w naszym przyzwyczajeniu do ciemności.
Ile to potrwa?
Kiedyś w nadaniach odpustów cząstkowych określano dość precyzyjnie czas, o jaki miała zostać skrócona czyśćcowa pokuta osoby uzyskującej dany odpust lub zmarłego, dla którego go uzyskiwano – rok, sto dni, itd. Nie na darmo Kościół odszedł od tej praktyki.
Możemy bowiem śmiało założyć, że czas w czyśćcu biegnie i mierzony jest inaczej, niż w doczesności. Jego miarą – bardziej niż wieki, lata, dni i godziny – jest chyba sama miłość. O nią przecież w czyśćcu chodzi. O braki i niedomagania miłości, które potrzebują ostatecznego uleczenia.
Można by to ująć w ten sposób, że czas w czyśćcu biegnie dla danej osoby tym szybciej, im więcej w niej miłości. Dlatego tak bardzo potrzeba przebywającym w czyśćcu naszej miłości, wyrażającej się w modlitwie za nich, w ofiarowanej w ich intencji mszy i Komunii, poście, jałmużnie, uczynkach miłosierdzia spełnianych w ich intencji (por. KKK 1032).
Dla zmarłych czas zasługiwania dobiegł końca wraz z chwilą śmierci. Oczyszczenie, jakie dokonuje się w czyśćcu, ma dla przebywającej tam osoby charakter bierny. Nie może już ona polegać na własnych wysiłkach i staraniach. Tym, co ją oczyszcza jest doświadczenie miłości Boga i miłości tych, którzy są jeszcze na ziemi i o niej pamiętają.