Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Czym dla księdza jest sutanna
Elżbieta Wiater: Jak długo ksiądz nosi sutannę?
Ks. Dawid Tyborski*: Jestem kapłanem już pięć lat – zostałem wyświęcony 3 czerwca 2017 roku, we wspomnienie św. Karola Lwangi i jego towarzyszy, męczenników, w bazylice katedralnej w Pelplinie. Jednak sutannę noszę już od 30 września 2012 r., czyli w sumie dziesięć lat. Obłóczyny (uroczyste przyjęcie stroju kapłańskiego) w moim seminarium są na początku trzeciego roku studiów.
Jak ksiądz wspomina moment otrzymania stroju kapłańskiego?
Otrzymałem ją przed drugimi nieszporami niedzieli, którym przewodniczył ówczesny biskup administrator diecezji pelplińskiej Wiesław Śmigiel. On w czasie liturgii poświęcił nasze sutanny, a nas samych pobłogosławił.
Było to silne przeżycie, bo nałożenie stroju kapłańskiego jest najbardziej widoczną zewnętrzną zmianą w czasie formacji seminaryjnej. Zaczyna się inaczej funkcjonować w społeczeństwie, bo od teraz w wyglądzie nie różnisz się od księdza, który ma święcenia.
Było to też czasem powodem omyłek. W czasie ferii świątecznych pojechałem do rodzinnej parafii i pomagałem przygotować kościół do świąt Bożego Narodzenia. Do kościoła wbiegła kobieta w ferworze zakupów, między jednym sklepem a drugim, i poprosiła mnie o spowiedź. Odmówiłem, ale nie zdążyłem jej wyjaśnić dlaczego, bo ona już z okrzykiem oburzenia, obrażona, wybiegła z kościoła.
Czym dla księdza jest sutanna?
Przed obłóczynami zaprzyjaźniony ksiądz opowiadał mi, jak dla niego ważna jest sutanna, i podzielił się ze mną tym, że codziennie zanim ją założy, to ją całuje. Dla niego od zawsze jest pytaniem o miłość i wierność Panu Jezusowi. Wywarło to na mnie duże wrażenie. Do dzisiaj naśladuję tego kapłana i sam całuję sutannę, zanim się w nią ubiorę.
Jest ona dla mnie zewnętrznym znakiem przynależności do Pana Jezusa i drugim domem. Kiedy są momenty, w których nie mam na sobie sutanny, czuję się nieswój. To dla mnie jeden ze znaków, sposobów, na jakie wyraża się moja tożsamość jako księdza, ale też jako człowieka, który pragnie oblec swoje serce w miłość Bożą.
To drugie sprawia, że mój strój jest dla mnie też moim rachunkiem sumienia. Przypomina mi o tym, że moim powołaniem jest oddawać Bogu wciąż więcej, bo miłość wyszukuje ciągle kolejne okazje i sposoby okazywania serca Umiłowanemu. To ostatnie jest szczególnie istotne wtedy, kiedy założenie sutanny jest niewygodne.
Do tego na moim stroju kapłańskim noszę też znak serca rodziny Zakonu Męki Pańskiej (pasjonistów), bo już jako kapłan złożyłem wieczysty ślub memoria Passionis (pamiętania o Męce Pańskiej), zobowiązując się żyć pamiątką krzyża i ideą, która przyświecała św. Pawłowi od Krzyża: „Męka Chrystusa jest największym dziełem Boga dla człowieka” – tą tajemnicą staram się żyć.
Jak ludzie reagują na sutannę
Jak często ksiądz nosi sutannę?
Noszę ją bardzo często. Generalnie funkcjonuję w niej na co dzień. Zakładam ją rano do kościoła albo do szkoły, w której katechizuję. Kupuję w niej bułki, idę na spacer albo odwiedzam parafian i przyjaciół.
Ludzie z mojego otoczenia – parafianie i przyjaciele – są zdziwieni raczej wtedy, kiedy nie mam sutanny, niż kiedy mnie w niej widzą. Ciekawie jednak zaczyna się robić, kiedy udaję się gdzieś poza mój mały światek wiejskiej parafii.
Właśnie, jakie reakcje budzi strój w ludziach, z którymi ksiądz się spotyka?
Parę lat temu byłem zaproszony do Gdańska na mszę w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego i część wiernych po mszy świętej chciała się jeszcze spotkać nieformalnie, w kawiarni, żeby pogadać na luzie i bardziej towarzysko, dla zacieśnienia więzi. Wybór padł na jeden z lokali na Starym Mieście. Każdy zamawiał coś przy ladzie, a ja stałem na końcu kolejki.
Kiedy kelner zobaczył mnie w sutannie, prawie się przewrócił i totalnie zbity z tropu spytał: „Jesteś prawdziwym księdzem czy to jakaś grubsza akcja?”. Zaśmiałem się w głos i powiedziałem: „Tak, jestem prawdziwym księdzem!”.
Innym razem, idąc ulicą w większym polskim mieście, mijałem mamę, która spacerowała ze swoją córeczką. Mała, widząc mnie, krzyknęła: „Mamo, idzie Pan Jezus, uklęknijmy i poślijmy mu całuska!”. Mama zmieszana i rozbawiona tłumaczyła średnio przekonanemu dziecku, że jednak nie jestem Panem Jezusem.
Cóż, zdarza się przecież księdzu działać in persona Christi, np. podczas przeistoczenia, więc dziewczynka intuicję miała dobrą…
(śmiech) Przez większość czasu jednak jestem tylko człowiekiem. Zresztą podobną historię miałem w zerówce, w czasie katechezy. Jedna z dziewczynek podchodzi do mnie w czasie, kiedy grupa miała za zadanie kolorowanie obrazka, i mówi: „Panie Jezu, zrobiłam dobry uczynek i pożyczyłam koleżance kredkę. Jesteś ze mnie dumny?”. Rozczulony odpowiedziałem: „Pan Jezus i ja jesteśmy z ciebie bardzo dumni!”.
Reakcje zazwyczaj są zabawne albo rozczulające, ale nie zawsze jest różowo. Często zdarzają się ataki, uderzenia, oplucia. Słyszę za sobą wyzwiska: złodzieju, pedofilu, pedale i inne tego typu serdeczne zwroty.
Co w takich momentach pomaga?
Zwykle wtedy za chwilę, zza rogu, wyłoni się ktoś, kto – widząc moją sutannę – prosi o modlitwę, pochwali Pana Jezusa czy poprosi o rozmowę, jedzenie czy błogosławieństwo. To utwierdza mnie w przekonaniu, że warto mieć ją zawsze na sobie.
* Ks. Dawid Tyborski – kapłan diecezjalny diecezji pelplińskiej, pomysłodawca i prowadzący projektu Via Sanctorum (serii filmów o świętych i kandydatach na ołtarze), członek Świeckiej Wspólnoty Pasjonistowskiej.