Karolina Krawczyk: Jesteście rodzicami, którzy doświadczyli utraty swoich dzieci. Z konstruktywną krytyką odnosicie się do tego, co Kościół katolicki „oferuje” rodzicom po stracie.
Anna i Paweł: Rodzice po poronieniu nie zawsze chcą mówić otwarcie o swoim doświadczeniu. Wiąże się to z bólem i głębokim poczuciem straty po śmierci ich ukochanego, choć jeszcze nienarodzonego dziecka. Otoczenie często nie potrafi zrozumieć ich uczuć.
Szukając pomocy w Kościele zdaliśmy sobie sprawę z tego, że chociaż z jednej strony wiara katolicka broni życia od poczęcia aż do naturalnej śmierci, to w przypadku poronień Kościół katolicki nie zawsze potrafi zadbać o prawa dzieci utraconych, które zmarły w wyniku poronienia. Jednocześnie rodzice tych dzieci doświadczają traumy, z którą najczęściej nie potrafią sobie sami poradzić.
Zdecydowanie za mało mówi się o nadziei i o tym, że my, jako osoby wierzące, mamy ufność, płynącą z wiary, że spotkamy się z naszymi dziećmi po śmierci.
Przecież wierzymy w zmartwychwstanie.
A: Owszem. Ale czy na pewno tak osobiście w to wierzymy? Mam wrażenie, że w Kościele zatrzymaliśmy się na Wielkim Piątku. A rodzicom, czy szerzej – rodzinom po stracie – trzeba dawać nadzieję, trzeba mówić, że miłosierdzie Boże jest ponad śmiercią, bólem i cierpieniem. Wielki Piątek to dopiero początek, na końcu jest poranek zmartwychwstania.
15 października – Dzień Dziecka Utraconego – to ważna data w waszym kalendarzu.
A: Pomysł uczczenia pamięci dzieci nienarodzonych i zmarłych pojawił się w 1988 roku w Stanach Zjednoczonych i szybko rozprzestrzenił się na inne kraje. W Polsce obchodzimy go od 2004 roku. Data 15 października wzięła się stąd, iż do tego dnia trwałaby ciąża rozpoczęta 1 stycznia. Ten dzień jest dla nas niezwykle ważny. Każdego roku staramy się wtedy uczcić w sposób szczególny pamięć o naszych dzieciach.
Marzy się nam jednak, aby Dzień Dziecka Utraconego obchodzony był uroczyście w każdej parafii, a nie tylko w jednym czy dwóch miejscach w diecezji. Owszem, w Krakowie-Łagiewnikach msze dla rodzin po stracie są co miesiąc, ale ile jest takich miejsc w Polsce, gdzie w ogóle o tych dzieciach się nie pamięta? Ważne jest to, aby chociaż raz w roku można było pomodlić się w tej intencji, niezależnie od tego, do której parafii się należy.
P: Chcielibyśmy, żeby w każdej parafii była taka msza minimum raz w roku, aby wspólnota pamiętała w modlitwie o tych dzieciach i ich rodzicach, by wszyscy wiedzieli, że dzieciom utraconym też należy się godny pochówek, szacunek i pamięć.
Wasze doświadczenie z pogrzebami dzieci też jest różne. Nie każde z waszych dzieci zostało należycie potraktowane.
A: Niestety… Na moich oczach osoba, która zajmowała się mną w izbie przyjęć pogotowia ratunkowego wyrzuciła nasze pierwsze dziecko do śmieci z odpadami medycznymi. Roniłam na wczesnym etapie ciąży, nie wiedziałam nawet, że jestem w stanie błogosławionym. Dopiero później okazało się, że to, co przyniosłam z toalety, to było moje dziecko, a nie skrzep.
Trzeba też mówić o tym, że nie zawsze da się ciałko dziecka uratować, bo roni się w różnych okolicznościach. Czasem rodzice nie mają po prostu wiedzy ani siły na to, żeby zorganizować pogrzeb własnego dziecka.
Czego w takim momencie oczekiwalibyście od Kościoła? Od ludzi Kościoła?
A: Rozpocznę od zdefiniowania słowa Kościół. Moim zdaniem Kościół to my wszyscy – osoby wierzące i praktykujące. Każdy z nas ponosi odpowiedzialność za to, jaki ten Kościół jest teraz i jak będzie wyglądał w przyszłości. Ludzie Kościoła, których głos w przestrzeni życia katolickiego jest bardziej słyszalny – ze względu na ich autorytet i sprawowaną funkcję – mają ogromną rolę i możliwości dotarcia do większej liczby wiernych z przesłaniem dotyczącym dzieci utraconych.
Niezbędna jest edukacja i uświadamianie rodzinom konieczności pożegnania i godnego pochówku dzieci utraconych, a także równoczesne zadbanie o potrzeby osieroconych rodziców. Słowo Boże mówi: „Jedni drugich brzemiona noście” (Ga 6,2), jak też „Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim” (Jk 5,14). To nasze zadanie, jako ludzi Kościoła, żeby zatroszczyć się o tych, którzy sami nie mogą się zatroszczyć o siebie.
P: Możemy krzyczeć, że nie wolno dzieci zabijać poprzez aborcję, i słusznie. Ale jak traktujemy te dzieci, które samoistnie utraciliśmy? Wyrzucane są do śmietników jak odpady medyczne. Ile o nich się mówi? Nie są grzebane, a jeśli już są, to na pogrzeby przychodzi garstka ludzi, bo nikt o takich pochówkach nie wie. A przecież skoro to są dzieci, to mają jakieś prawa, w tym prawo do godnego pogrzebu. Mają też prawo do tego, żeby o nich pamiętać.
A jakie jest wasze doświadczenie? Ktoś pomógł nieść wam wasz ciężar?
P: W całym tym trudnym doświadczeniu straty dzieci spotkaliśmy dobrych kapłanów, ale też i takich, którym zabrakło wiedzy i empatii w temacie poronień. Były trudne chwile, pełne łez i cierpienia, ale z perspektywy czasu widzieliśmy też, że mimo wszystko Pan Bóg wyprowadził z tego dobro.
Co mogłoby pomóc rodzicom? Czego – waszym zdaniem – brakuje w przestrzeni Kościoła, by łagodniej przejść przez doświadczenie utraty dziecka, także w tej sferze duchowej?
A: Przede wszystkim musimy sobie uświadomić skalę problemu utraty ciąży. Statystyki poronień mogą różnić się ze względu na to, że nie każda kobieta, która roni dziecko, informuje o tym lekarza. Szacuje się, że w Polsce od 10 do 15% ciąż, czyli ok. 40 000 rocznie, kończy się poronieniem! To są dane NIK z lat 2017-2019. Za tymi bezimiennymi statystykami kryją się twarze konkretnych rodziców opłakujących stratę swojego dziecka.
Z tego powodu przynajmniej raz w roku, a zwłaszcza w Dzień Dziecka Utraconego, w każdej parafii powinna być msza święta w intencji rodziców i rodzin, zawierająca dobrą naukę rekolekcyjną i słowa otuchy. Ważne jest to, aby żadne miejsce nie było pominięte i odbyło się to we wszystkich parafiach w Polsce, ponieważ w każdej parafii są rodzice po stracie, chociaż nie wszyscy z ich otoczenia są tego świadomi.
P: Brakuje rekolekcji dla rodziców dzieci utraconych. Na stronie internetowej każdej parafii powinny być informacje na temat pochówku dziecka. We wspólnotach parafialnych można przeprowadzić zajęcia, wykłady na temat tego, jak pomagać rodzicom po stracie. Poza tym, o czym już wspomnieliśmy, w każdej parafii powinien być uroczyście obchodzony Dzień Dziecka Utraconego.
Dobrze by było, gdyby informacje na temat zbiorowych grobów dzieci utraconych także były ogólnodostępne. Trzeba pamiętać, że na takich grobach swoje kwiaty i znicze składają także ci rodzice, którzy z różnych przyczyn nie pochowali swoich dzieci: bo nie wiedzieli, że mają taką możliwość, bo zabrakło im sił...
Prowadziliście też, na razie pilotażowo, na naukach przedmałżeńskich zajęcia dotyczące poronień. Jakie są wasze wrażenia z tego spotkania z narzeczonymi?
P: Idąc na spotkanie nie do końca wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Jak się wkrótce okazało, nasze obawy były bezpodstawne. Spotkaliśmy się z dużym zainteresowaniem naszych słuchaczy. Zazwyczaj narzeczeni patrzą w przyszłość oczami pełnymi optymizmu i miłości. Temat utraty dziecka nie jest brany pod uwagę.
Postanowiliśmy jednak szczerze podzielić się naszym świadectwem. Na początku podkreśliliśmy, że mamy nadzieję, że oni nie będą mieć takich doświadczeń, ale wiedza na temat poronień może okazać się przydatna dla wsparcia osób z ich otoczenia (w rodzinie, pracy). Na sali było około czterdzieści osób. To był ostatni dzień kursu i ostatnia prezentacja, na dodatek trudny temat poronień. Baliśmy się, że ze względu na niełatwy temat ludzie będą chcieli jak najszybciej iść do domu i że nie będą nas słuchać. Było jednak zupełnie inaczej niż się spodziewaliśmy.
A: Opowiedzieliśmy o swoim doświadczeniu, pozwoliliśmy też zadawać pytania. Nikt się nie zerwał do wyjścia, na końcu zapadła cisza. Dopiero po chwili pary zaczęły dzielić się swoim doświadczeniem – ktoś stracił rodzeństwo, czyjaś koleżanka, siostra poroniła… Pojawił się grad pytań. Czuliśmy, że temat był ważny i że ziarno padło na podatny grunt.
O co pytali młodzi ludzie?
P: Przede wszystkim my skupiliśmy się na tym, żeby uświadomić ich, że nie każda ciąża kończy się szczęśliwie. Narzeczeni, a potem małżonkowie, powinni wiedzieć, jakie mają prawa w sytuacji, gdy poronią. Mówiliśmy o kwestiach związanych z urlopem macierzyńskim, z zasiłkiem. Opowiedzieliśmy, jak wygląda organizacja pogrzebu, podkreśliliśmy, że rodzice mają prawo odebrać ciało dziecka ze szpitala i że mogą pochować utraconego maluszka.
A: Narzeczeni pytali o szczegóły pobytu w szpitalu, o konieczną dokumentację – to były bardzo praktyczne i mądre pytania. Mocne było też to, że przyszła do nas jedna para i przyznała się, że też stracili dziecko. W końcu poczuli, że nie są sami w tym cierpieniu. Dla nas to był jasny sygnał, że nie możemy nie dzielić się własnym doświadczeniem. Tematy dotyczące poronienia powinny być obowiązkowe w ramach nauk przedmałżeńskich. Chcemy pomagać tym, którzy przeszli przez stratę dziecka.
Jakie działania chcecie podjąć w związku z tymi uwagami? Macie jakieś skonkretyzowane plany?
A: Pan Bóg pokazuje nam, że nie można ot tak zamknąć tematu. Wciąż trzeba edukować, pomagać rodzicom. Oni w większości są sami.
P: Przygotowaliśmy kompendium zawierające najważniejsze informacje dotyczące poronienia: aspekty prawne, duchowe, socjologiczne itd. Teraz ten projekt jest konsultowany z duszpasterzami. Mamy nadzieję, że to, co stworzyliśmy, pomoże innym rodzicom.
Planujemy też inne działania, ale na razie jest zbyt wcześnie, żeby o nich mówić. Jedno wiemy na pewno: chcielibyśmy, żeby w Kościele, ale też szerzej – w społeczeństwie – była świadomość tego, że rodzice tacy jak my istnieją, i że jest jeszcze wiele do zrobienia w tym temacie.