Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Kiedy kilka lat temu wbijali w ziemię pierwszą łopatę, prezes Fundacji Hospicjum Proroka Eliasza dr Paweł Grabowski mówił, że nie jest pewien, czy postępuje roztropnie, bardziej ufając Bogu niż ludziom. Na wybudowanie hospicjum stacjonarnego potrzebowali wtedy łącznie 12 mln złotych. Od darczyńców wpływały kwoty rzędu 10, 20 i 100 złotych. Choć gromadzenie środków przypominało napełnianie ogromnej beczki kropelkami wody, koniec końców – było warto! "Nigdy nie liczyliśmy na mannę z nieba. W pozyskanie środków inwestowaliśmy wiele czasu i energii. Pukaliśmy do setek drzwi. Ale prawda jest taka, że bez Boga nie dalibyśmy rady. Jestem przekonany, że to również za Jego sprawą trafiliśmy na Fundację Biedronki, która zdecydowała się dołożyć brakujące 7,6 mln zł" – mówi dr Grabowski.
By żaden człowiek nie umierał w samotności
Pandemia, wojna, inflacja, ani nawet brak wsparcia ze strony instytucji publicznych nie przeszkodziły im w dojściu do celu. Pod koniec czerwca otwarto skrzydło pierwszego stacjonarnego hospicjum w Makówce koło Narwi. Dlaczego akurat na wsi? Tereny wiejskie stopniowo się wyludniają, a społeczeństwo powoli się starzeje. Mieszkańcy mają bardzo ograniczony dostęp do sklepów, aptek, komunikacji, ale przede wszystkim – do opieki medycznej. To wszystko sprawia, że ludzie w podeszłym wieku, często niesprawni czy schorowani, skazani są tu wyłącznie na siebie.
W Makówce wygląda to trochę inaczej, bo od ponad 12 lat na terenach wiejskich pięciu okolicznych gmin działa Domowe Hospicjum Proroka Eliasza. Pracujący w nim lekarze, pielęgniarki, fizjoterapeuci, psycholog, dietetyczka i opiekunki medyczne w ciągu miesiąca odwiedzają ok. 40 mieszkańców podlaskich miejscowości. Gdyby dodać do tego wspieranych przez nich opiekunów, liczba beneficjentów wzrosłaby dwu- czy nawet trzykrotnie. Personel bada, leczy, rehabilituje, wspiera psychicznie oraz dostarcza leki, sprzęt i środki higieniczne. Wszystko po to, by żaden człowiek nie umierał w samotności.
Choć wolą umierać w domu, nie zawsze jest to możliwe
Większość ludzi deklaruje, że ostatnie chwile życia chcieliby spędzić w domu. Skąd więc pomysł na budowę hospicjum stacjonarnego? Dla dr. Grabowskiego placówka stacjonarna to w dalszym ciągu mniejsze zło, jednak jak sam przyznaje – w niektórych sytuacjach życie nie pozostawia wyboru. Są przecież osoby samotne lub małżeństwa, w którym jedno czy drugie – czy to z powodu wieku czy też stanu zdrowia – nie jest w stanie sprostać opiece nad domownikiem.
"Stary człowiek, który jest wyjęty z domu, szybciej umiera. I to bez względu na to, czy trafi pod opiekę rodziny czy do najlepszej placówki w mieście. Wyrwanie takiej osoby z korzeniami w jakiś sposób zaburza jej poczucie bezpieczeństwa. Dlatego jako personel robimy wszystko, by stworzyć ciepłą, bezpieczną i domową atmosferę. Radzimy pacjentom, by zabrali ze sobą chociaż poduszkę albo obrazek. Jesteśmy jednak świadomi, że to tylko namiastka. Choćbyśmy stawali na głowie, u nas nigdy nie będzie jak we własnym domu" – tłumaczy dr Grabowski.
Dla mnie to rzecz z pogranicza cudu
Stacjonarne Hospicjum Proroka Eliasza w Makówce to pierwszy tego typu ośrodek na Podlasiu, niosący pomoc i ulgę starszym, nieuleczalnie chorym mieszkańcom terenów wiejskich. Założyciel planuje, że w nieodległej przyszłości powstaną tu gabinety specjalistyczne, zakład dziennej opieki, wypożyczalnia sprzętu rehabilitacyjnego oraz centrum szkoleniowe z medycyny końca życia. Do użytku pacjentów oddano 18 łóżek, jednak oddział szybko wypełnia się kolejnymi pacjentami. Docelowo w budynku ma starczyć miejsca dla 36 osób.
Gdy w 2009 roku zaczynali z 2 tys. złotych funduszu założycielskiego w kieszeni, ludzie mówili im, że to szaleństwo, które nie ma prawa się udać. "Nie przypuszczaliśmy, że po niespełna trzech latach od wmurowania kamienia węgielnego będziemy przecinać wstęgę na otwarciu. Dla mnie to rzecz z pogranicza cudu" – mówi dr Paweł. "Zaczynaliśmy – tak jak w Ewangelii – od dwóch rybek i pięciu chlebów. A teraz możemy «nakarmić» już tylu potrzebujących!".
Miał szczęście, że... wykryli mu w płucu guza
Do hospicjum w Makówce trafiają pacjenci z nowotworami, stwardnieniem rozsianym, odleżynami albo niewydolnością oddechową „niesklasyfikowaną gdzie indziej”. Aktualnie placówka ma pod opieką chorych na raka płuc, trzustki, przełyku czy prostaty, ale też po udarach mózgu albo COVID-19. "Jednego z pacjentów znaleziono pod sklepem. Był głodny, półprzytomny i leżał we własnych odchodach. Pogotowie zabrało go do szpitala, a tam wykryto mu guza w płucach. Jakkolwiek to zabrzmi – ten pan miał szczęście! Gdyby nie nowotwór, tygodniami czekałby na miejsce w zakładzie opiekuńczym albo w domu opieki społecznej. A tak trafił od razu do naszego hospicjum" – mówi dr Grabowski.
Podobne "szczęście" przytrafiło się małżonkom, którzy w hospicjum w Makówce dzielą wspólną salę. "Pan był naszym pacjentem już od jakiegoś czasu. Gdyby nie zawał, a potem niewydolność oddechowa żony, ostatnie dni życia musieliby spędzić osobno. A tak mogą umierać razem, leżąc tuż obok siebie. Wszyscy się popłakaliśmy, widząc ich czułe powitanie. Kto by pomyślał, że 90-latkowie potrafią powiedzieć sobie tyle ciepłych słów!"
Nikt nie chce umierać w samotności
Czy do przeprowadzki do hospicjum trzeba kogoś namawiać? "Ludzie trafiają tutaj dosłownie na ostatnią chwilę, często już w opłakanym stanie. Z reguły są już w takim stadium choroby, że mają mocno ograniczoną świadomość. Trudno więc mówić o pytaniu kogokolwiek o zdanie" – mówi dr Grabowski. "Ale to dobry znak, że rodzina zwleka ze skorzystaniem z opieki hospicyjnej do ostatniej chwili. To znaczy, że ci ludzie chcą być ze swoimi bliskimi możliwie jak najdłużej".
Tym bardziej, że kres życia to – zarówno dla umierającego jak i jego rodziny – bardzo ważny, przełomowy czas. "Widzę, że w ludziach dużo się wtedy dzieje, że dojrzewają, proszą o rozmowę z księdzem czy duchownym prawosławnym". To czas, w którym ludzie w sposób szczególny potrzebują czułego towarzyszenia. Nikt z nas nie chce przecież umierać w samotności.