separateurCreated with Sketch.

„Jestem księdzem. Nic Ci nie zrobiłem” – rozmowa z autorem głośnego listu do hejtera

ksiądz podczas Mszy
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
– Osobiście słyszałem, że „tuszowaliśmy pedofilię”, albo że „przenosiliśmy sprawców pomiędzy parafiami”. Ale czy robiłem to ja lub któryś z moich kilkuset kolegów? Nie. Dlaczego więc zarzuty rozlały się na wszystkich? – mówi Aletei anonimowy ksiądz, autor głośnego listu do hejtera.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Przekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Jestem księdzem od kilku godzin. Tyle lat czekałem na ten moment, kiedy będę mógł założyć ornat i odprawić pierwszą mszę św. To tak jak dla Ciebie ślub (...) Ale w moim „najpiękniejszym dniu” napisałeś pod zdjęciem z moich święceń „kolejne pokolenie pedofili i nierobów”. (...) Wieczorem, po dniu pełnym radości, że w końcu zostałem księdzem spojrzałem w telefon, żeby odpowiedzieć na życzenia i gratulacje. Przejrzałem też Facebooka. I trafiłem na Twój wpis. Trafił we mnie piorun. Co ja Ci zrobiłem?

To tylko fragment opublikowanego kilka miesięcy temu w mediach społecznościowych tekstu Jestem księdzem. Nic Ci nie zrobiłem. List do hejtera napisany przez neoprezbitera, który dzieli się doświadczeniem pierwszego dnia kapłaństwa, zrobił ogromne zasięgi, wychodząc daleko poza katolickie media. Z jego autorem – kapłanem znanym z Facebooka jako "Ksiądz. Też człowiek", rozmawiamy o hejcie, "kościelnych" zbrodniach, zbiorowej odpowiedzialności, aż wreszcie o tym, dlaczego zdecydował się nie ujawniać swojego nazwiska.

Magdalena Prokop-Duchnowska: Skąd pomysł na nazwę Ksiądz. Też człowiek? Takie rzeczy naprawdę trzeba komuś tłumaczyć?

Ksiądz. Też człowiek: Zwykło się mówić, że „ksiądz też człowiek”, czyli że ma prawo do odpoczynku, rozrywki, tańca albo chociażby pójścia na piwo. Przyznam, że nie do końca się z tym zgadzam. Jasne – ksiądz jest człowiekiem, obywatelem, synem i bratem. Jednak dotyka też w swoim życiu rzeczywistości najświętszych, jest pośrednikiem między Bogiem a ludźmi. I nigdy nie powinien o tym zapomnieć.

W pierwszym tekście Jestem księdzem, nic Ci nie zrobiłem, użyłem jednak tego zwrotu, żeby zwrócić uwagę na coś innego. Chciałem pokazać, że stając się księdzem, nadal pozostałem człowiekiem, który przeżywa ludzkie emocje. Że czuję i – tak samo jak inni – mam prawo do smutku czy gniewu. Dlatego tekst podpisałem Ksiądz. Też człowiek. No i tak to już zostało…

Dlaczego nie z imienia i nazwiska? Niektórzy twierdzą, że boi się ksiądz reakcji przełożonych.

Gdybym pisał pod nazwiskiem zarzuciliby mi, że jestem karierowiczem i szukam sławy (śmiech). Publikuję nie tyle „anonimowo”, co „pod pseudonimem” – chociaż może się to wydawać tożsame. To rozwiązanie nie jest wcale nowe. Nie przyrównując – wielu dziennikarzy, felietonistów i pisarzy publikuje pod pseudonimem. Daje to większy komfort – zarówno piszącemu, jak i czytelnikowi.

Proszę zwrócić uwagę, że ja tej formy nie używam po to, by uderzyć w przełożonych czy nawet kogokolwiek innego. Nie po to też, by obrażać albo siać nienawiść. Piszę jedynie o swoich przeżyciach, o tym, co czuję. I anonimowość daje czytelnikowi komfort i możliwość skupienia się na treści.

Ponieważ jestem księdzem, regularnie występuję publicznie: głoszę kazania, uczę w szkole, rozmawiam z ludźmi, zabieram publicznie głos. Biorę zatem odpowiedzialność za to, co mówię. A Ksiądz. Też człowiek jest po prostu facebookowym profilem „z życia księdza”.

Co takiego się wydarzyło, że postanowił napisać ksiądz list do hejtera?

Zobaczyłem te wszystkie agresywne komentarze pod relacjami ze święceń kapłańskich i prymicji i poczułem ogromny smutek. Przyznam, że skala hejtu bardzo mnie przygniotła. Spontanicznie, pod wpływem silnych emocji – usiadłem do komputera i zacząłem pisać. Potem wysłałem tekst do red. Weroniki Kostrzewy, żeby – jeśli uzna go za wartościowy – opublikowała go u siebie w mediach społecznościowych.

I tym sposobem tekst poszedł w świat, robiąc rekordowe zasięgi. W moim „najpiękniejszym dniu” napisałeś pod zdjęciem z moich święceń „kolejne pokolenie pedofili i nierobów". To tylko jeden z jego fragmentów. Jak ksiądz myśli, dlaczego to akurat kapłani stali się chłopcami do bicia? Przecież pedofilia nie dotyczy wyłącznie „panów w koloratkach”.

Powodów może być wiele i szczerze mówiąc, chyba nie czuję się na siłach, by postawić jakąś konkretną diagnozę. Pedofilia – niezależnie od tego, w jakiej grupie występuje – jest potworną zbrodnią. Jeśli do przestępstwa dochodzi w środowisku wysokiego zaufania, takim jak rodzina, szkoła czy parafia – nie tylko pozostawia ogromną ranę w sercu ofiary, ale też narusza pewną – nazwijmy to – umowę społeczną. Umowę mówiącą o tym, że świat dorosłych gwarantuje dzieciom i młodzieży w danym otoczeniu bezwzględne bezpieczeństwo.

Dlaczego udokumentowane przypadki pedofilii w Kościele „rozlały się” na wszystkich duchownych? Nie wiem. Mogę się tylko domyślać. Po pierwsze, to jest naturalny mechanizm w grupach zawodowych. Czy wszyscy lekarze biorą łapówki albo źle traktują pacjentów? Nie. Czy wszyscy politycy to oszuści? Nie. Czy wszyscy księża to pedofile? Nie. Zapewne procent przestępców w wymienionych grupach zawodowych w rzeczywistości jest niewielki, jednak promieniuje już na całość. Mądry człowiek będzie umiał oddzielić konkretnego sprawcę od całej grupy zawodowej.

Po drugie, jest to bardzo silny argument przeciwko Kościołowi. Porównajmy uczciwie zaangażowanie mediów w informowanie o kolejnym oskarżonym o pedofilię księdzu oraz to, ile mówi się o tym, że ksiądz został oczyszczony z zarzutów lub fałszywie pomówiony. Proporcje będą zadziwiające. Nie jestem zdania, że przeżywamy jakąś ogromną nagonkę, ale mam głębokie przekonanie, że wielu środowiskom takie oskarżenia są bardzo na rękę.

No i w końcu po trzecie: myślę, że lepiej jest widzieć pedofilię gdzie indziej. A przecież statystycznie do molestowania dochodzi najczęściej w rodzinie. Krzywdzi ojciec, brat, wujek czy konkubent matki. To jednak nieco trudniej przyjąć. Wnioski pozostawiam czytelnikowi.

Kapłanów niejako z automatu wrzuca się do worka z napisem „winny”. Jeśli nie samego przestępstwa, to przynajmniej próby jego tuszowania.

To kolejny absurd. Odpowiedzialność zbiorowa nigdy nie jest dobrym ani mądrym rozwiązaniem. Osobiście słyszałem wiele razy, że „tuszowaliśmy pedofilię”, albo że „przenosiliśmy sprawców pomiędzy parafiami”. Ale czy robiłem to ja lub któryś z moich kilkuset kolegów? Nie. Dlaczego więc próbę tuszowania zbrodni rozlewa się na wszystkich? Są też tacy, którzy nazywają nas mafią albo grupą przestępczą, do której wstępujemy świadomie.

Kilka tygodni temu napisałem tekst, w którym pytam, czy ludzie, którzy uważają, że dzisiejsi młodzi księża są współodpowiedzialni za przestępstwa swoich poprzedników sprzed kilkudziesięciu lat, z taką samą nienawiścią podchodzą do potomków i rodaków Niemców, którzy w obozach koncentracyjnych i na ulicach miast strzelali dzieciom w głowy, wpychali więźniów do komór gazowych lub palili zwłoki w krematoriach.

Dlaczego ksiądz wyświęcony w 2022 r. może być przedmiotem hejtu, a potomkowie i przyjaciele komunistycznych zbrodniarzy, którzy po wojnie mordowali Polaków w stalinowskich więzieniach na takie komentarze nie są już narażeni? Ciekawe, że za jedne zbrodnie piętnuje się całe środowisko, a w przypadku innych stosuje się kryteria indywidualnej odpowiedzialności. Dlatego potrzebna jest nam dzisiaj umiejętność nazywania winnych i oddzielenia ich od tych, którzy danych przestępstw nie popełnili. To wymaga dużej dawki logicznego myślenia.

Spotyka się ksiądz z hejtem w cztery oczy, np. na ulicy?

Raczej nie. Wbrew temu, co może wynikać z naszej rozmowy, księża w Polsce doświadczają ogromu zwykłej, ludzkiej życzliwości. Praca na parafii to naprawdę szalenie wdzięczna służba. Pracujemy z ludźmi, sprawujemy sakramenty, prowadzimy grupy parafialne. I doświadczamy w tym wszystkim ogromnego wsparcia ze strony wiernych. Więc jeśli chodzi o hejt – zdecydowanie przeważa ten internetowy. To tylko dowód na to, że łatwiej jest być odważnym, gdy chowamy się za ekranem lub anonimowym komentarzem.

Nie jesteś złym człowiekiem. Jesteś hejterem. A w zasadzie byłeś nim przez chwilę. Bo miałeś gorszy moment. Bo widok księdza przywołał jakieś zranienia – pisze ksiądz w swoim pierwszym tekście. Kim właściwie jest hejter?

Hejt, czyli rodzaj nienawiści przelany na internetowy „papier” to zawsze wynik rany, bólu lub frustracji. Nie ma to nic wspólnego z krytyką (nawet naznaczoną osobistą awersją). Hejt to nienawiść, tyle że zazwyczaj anonimowa. Nie bez przyczyny mówimy, że komuś się „ulało”. Nienawiść to grzech, a grzech to ludzka bieda. Ktoś, kto grzeszy, szkodzi przede wszystkim sobie. To powinno rodzić współczucie.

Myślę też, że hejter to nie jest konkretny typ człowieka. W pewnym sensie każdy z nas bywa hejterem. Zatem mówimy tu raczej o postawie, a nie typie osobowości.

Hejt może wywołać depresję lub nawet myśli samobójcze. Księża są dziś szczególnie narażeni na nienawiść. Czy to znaczy, że do życia kapłańskiego nadają się tylko silni psychicznie?

Dziękuję za to pytanie. To prawda, że długotrwałe wystawianie się na ludzką nienawiść może mieć poważne konsekwencje dla psychiki. I o tym powinni myśleć przede wszystkim ci, którzy decydują się kogoś zaatakować. Tym bardziej, że nie wiedzą, w jakiej kondycji jest osoba, na którą tą nienawiść przeleją. Niestety, hejter o tym nie myśli. On świadomie zadaje ból, tylko po to, żeby samemu przez chwilę poczuć się lepiej.

Wracając do drugiej części pytania – myślę, że to nie siła psychiki, ale przede wszystkim inwestowanie w wiarę, relację z Jezusem, poczucie wspólnoty ze świeckimi i innymi duchownymi – gwarantuje przetrwanie. Ważne, by szukać tego, co wzmacnia. A jak zajdzie taka potrzeba – zamknąć laptopa i przestać czytać. Są rzeczy, na które nie mamy wpływu – takimi lepiej się nie karmić.

Jak ksiądz reaguje na hejt?

Staram się nie „karmić trolla”. W większości przypadków powstrzymanie się przed wejściem w polemikę naprawdę wystarczy. Są jednak sytuacje, które wymagają wręcz wejścia na ścieżkę sądową i jeśli faktycznie są ku temu przesłanki, to ja jak najbardziej kibicuję takiemu rozwiązaniu. Złu trzeba stawiać opór.

Mało jest ludzi, którzy traktują księży normalnie. Kapłanów albo się nienawidzi albo – co się często zdarza w środowisku katolickim – traktuje z przesadną nabożnością. Pamiętam jak jeden z duchownych opowiadał, że był na grillu u swoich świeckich znajomych i wszyscy goście jedli na papierowych „jednorazówkach”, a on jeden dostał swoją porcję na tradycyjnym talerzu...

Warto, by ksiądz zadał sobie pytanie czy ta „wyjściowa” zastawa też przypadłby mu w udziale, gdyby nie był kapłanem. To nie dotyczy tylko duchownych. Ten sam problem mają znani i wpływowi ludzie, np. politycy. Trzeba dużej pokory w przyjmowaniu takich honorów. Żeby z jednej strony kogoś nie urazić, a z drugiej – samemu nie poczuć się zbyt ważnym.

Na szczęście dziś obserwuję, że to skrajne traktowanie się uśrednia. Kapłaństwu należy się szacunek, ale prawda jest taka, że konkretny ksiądz musi sobie na ten szacunek zapracować. Kapłanowi, który zachowuje się jak gbur, nie lubi ludzi albo próbuje wykorzystać swoją pozycję nie pomoże nawet sutanna. Z kolei duchowny, który szanuje innych i należycie wykonuje swoje obowiązki sprawia, że kapłaństwo cieszy się większym szacunkiem, a i on sam szybko zyskuje ludzkie poważanie.

70 nowych kapłanów. 820 komentarzy. Ściek i bluzgi jakich mało. Trzymajcie się, chłopaki! Ludzi dobrej woli jest więcej!”. Tak skomentował ksiądz zdjęcie rekordowych, czerwcowych święceń. Jak my, wierni, w tak trudnych dla kapłanów czasach możemy ich wesprzeć?

Myślę, że – jak każdy człowiek – ksiądz też potrzebuje czasem usłyszeć: „Dobra robota!”, „Widzę, że się starasz” czy „Podoba mi się to, co robisz”. Tym bardziej potrzeba nam słów otuchy i wsparcia, gdy jesteśmy niesłusznie obrzucani błotem. Pozwolę sobie jeszcze raz przypomnieć – bo chciałem, żeby wyraźnie wybrzmiało to w tej naszej rozmowie: dla księdza największym wzmocnieniem jest bliska relacja z Jezusem. Ale też wsparcie modlitewne i dobre relacje ze świeckimi. Silne i zdrowe więzi, podparte Bożą łaską, naprawdę dają ogromną siłę do stawiania czoła trudnościom. Tym błahym jak hejt, ale i tym większym, które z czasem dopadają przecież każdego.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.