Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Już na samą myśl o wrześniowym powrocie do szkoły wielu rodziców odczuwa napięcie. Jeszcze kilka dni i letnie rozprężenie ustąpi miejsca pośpiechowi, załatwianiu i próbie wyrabiania na zakrętach. Część dorosłych przyznaje, że odczuje wreszcie ulgę, odzyskując porządek dnia i przestrzeń na pracę w skupieniu. Wielu jednak kojarzy powrót do szkoły z niewyspaniem, porannymi konfliktami, pośpiechem i permanentnym przemęczeniem. Jak wspierać rodzinną adaptację do wrześniowych zmian?
Powrót do szkoły: mniej znaczy więcej
Podstawa to realizm. Jeśli przed naszą rodziną stoją nowe wyzwania – jak np. pójście dzieci do przedszkola, podstawówki czy liceum, warto powstrzymać się przed pakowaniem w rodzinny grafik dodatkowych obciążeń. Zdecydowanie łatwiej jest zaopiekować się jedną rzeczą, niż brać na siebie tysiąc nowych zadań.
Wykonywanie miliona rzeczy jednocześnie nie sprzyja trosce o relacje. Dlatego warto świadomie założyć, że zrobimy mniej. Tam, gdzie jest ciągły pośpiech, trudno o bezpieczne więzi, uśmiech i świętowanie życia. Pośpiech rodzi niepotrzebne napięcie. Sprawia też, że zużywamy energię na irytowanie się na siebie i bliskich. W planowaniu dobrze jest przyjąć gruby margines czasu, tak żeby pozwolić wszystkim na spokojnie odnaleźć się w nowej sytuacji.
Najlepiej działać z wyprzedzeniem i już teraz zadać sobie pytanie, czego potrzebujemy, żeby wrzesień nie kojarzył się ze stresem i zawrotną prędkością. Żeby każdego dnia mieć moment uważnej niespieszności. Zatrzymanie pozwala zastanowić się, po co to wszystko robię, co jest moim celem. Daje też przestrzeń, żeby życzliwe spojrzeć na tych, którzy mieszkają ze mną pod jednym dachem. Zyskuję czas na czułe żarty i ciepłe rozmowy.
W powakacyjnym grafiku też musi być czas na odpoczynek!
Jeśli chcemy mieć czas na to, co naprawdę ważne, potrzebujemy przeorganizować grafik. To znaczy odchudzić kalendarz, zracjonalizować założenia i przestać marnować siły na rzeczy, które nie mają dla nas fundamentalnego znaczenia. Wówczas wygospodarujemy przestrzeń na ładowanie własnych baterii tym, co sprawia nam radość i nas karmi. Jedną z takich rzeczy mogą być – zasilające nasze zasoby – relacje z ludźmi.
Podczas wrześniowej adaptacji warto być czujnym na sygnały wysyłane przez nasze ciało. Czytając sygnały dowiemy się, ile godzin snu potrzebujemy, żeby starczyło nam siły na zwykłe dni. Reakcje ciała naszych dzieci zasygnalizują, jak dużo zajęć dodatkowych jest im faktycznie potrzebnych. Jeśli po powrocie do domu wszyscy członkowie rodziny czują się jak przekręceni przez wyżymaczkę, to znak, że przeładowaliśmy tygodniowy plan.
Pomóc w powakacyjnej adaptacji może uważność na to, że – za równo nam rodzicom, jak i naszym dzieciom – może być trudno. Warto nazwać uczucia, jakie nam towarzyszą. Ktoś może czuć smutek z powodu kończącego się lata, a ktoś lęk przed tym, co nastąpi. Potrzeby, które w wakacyjnych miesiącach zostały zaspokojone – potrzeba relaksu, zabawy, kontaktu z przyrodą, wspólnoty z ludźmi – są dla nas tak ważne, że nie wystarczą dwa tygodnie (czy nawet dwa miesiące!) urlopu, by móc je w pełni zaspokoić. Cennym drogowskazem może być nawet wzdryganie się na samą myśl o powrocie do rutyny i codzienności. Może to znak, że trzeba zatroszczyć się o to, by było nam w niej łatwiej? Spełnione życie nie polega przecież na przetrwaniu, ale na rozkwitaniu.
Życie to nie tylko ciężka praca...
Szczęśliwe wspomnienia z wakacji mogą być jak latarnie, które dają ciepło i światło. To właśnie w nich możemy szukać odpowiedzi na pytanie, czego potrzebujemy jako rodzina. Jeśli w dobre samopoczucie wprawiało nas spędzanie całych dni na dworze, być może priorytetowe będzie wpisanie w codzienny grafik wspólnych spacerów. Jeśli grając w kalambury śmialiśmy się do łez, może warto od czasu do czasu zrezygnować z wieczornego mycia podłóg i zagrać wspólnie w planszówkę.
Na progu wrześniowych zmian dobrze zauważyć, co jest dla nas w życiu najważniejsze i czego kiedyś, na starość, może nam być żal. Możemy przypomnieć też sobie, jakimi dorosłymi chcieliśmy kiedyś być. I czego potrzebujemy, żeby we wrześniowej codzienności poczuć się bezpieczniej.
Być może potrzebujemy też pożegnać się z poglądem, że w życiu musi być ciężko. Z takim przekonaniem w głowie trudno będzie zbudować w domu bezpieczny świat: taki z miejscem na więzi, bliskość i twórcze działanie. Jeśli uwierzymy, że dojrzałość wiąże się z trzeźwą oceną i ze zdolnością cieszenia się życiem, zaczniemy tworzyć codzienność, w której łatwiej będzie się nam rozgościć. Rozgościć, a w efekcie – rodzinnie rozkwitać.